Aquarius: sezon 2, odcinki 1-3 – recenzja
Aquarius powraca z 2. sezonem, oferując aż trzygodzinną premierę. Nie zapewnia ona jednak odpowiedniej rozrywki. Recenzja nie zawiera spoilerów.
Aquarius powraca z 2. sezonem, oferując aż trzygodzinną premierę. Nie zapewnia ona jednak odpowiedniej rozrywki. Recenzja nie zawiera spoilerów.
Fabuła rozpoczyna się od futurospekcji, czyli jednego z najpopularniejszych sposobów scenarzystów na zaciekawienie widza. W tym przypadku nie jest inaczej i udaje się wzbudzić ciekawość krótkimi wstawkami z przyszłości. Zaznaczono kierunek, w jakim podąży fabuła, co napawa optymizmem, ale z drugiej strony wiemy, które postaci są bezpieczne... jak na razie.
Odcinki zostały połączone, przez co przedstawiają jedną sprawę tygodnia, przeplataną innymi wątkami. Jednak wydaje się jakby była ona wrzucona tylko po to, aby zapełnić czas ekranowy, będąc w rzeczywistości gdzieś w tle. Podobnie jak w pierwszym sezonie ciężko tutaj jednoznacznie stwierdzić, co jest główną osią fabularną, ponieważ mamy kilka pomniejszych wątków, rozwijanych równomiernie. W tym sezonie wątki te są od siebie niezależne jeszcze bardziej niż w poprzednim, co jeszcze bardziej utrudnia znalezienie punktu, w jakim zmierzać ma fabuła. Ciężko również określić, w jakim kierunku podążą bohaterowie niepokazani w futurospekcjach, co rodzi pewne obawy, że ich losy potoczą się w złą stronę.
Poprzedni sezon zakończył się bez doprowadzenia żadnego z wątków do końca, jakby z urwaną historią. W premierze drugiego postanowiono więc w ekspresowym tempie doprowadzić je do rozwiązania, by można było ruszyć dalej. Było możliwe zrealizować to o wiele ciekawiej, zaostrzając niepewność widza trochę dłużej. Widocznie twórcy boją się ryzykować i wolą iść po linii najmniejszego oporu. Bardzo szybko również pozbyto się postaci, która była „głównym złym” pierwszego sezonu i wobec której toczyła się cała sprawa Briana. Wydaje się to dziwnym zabiegiem i wygląda trochę tak, jakby twórcy założyli sobie, że ktoś musi umrzeć, ale reszta postaci jest zbyt ważna, by je uśmiercić.
Postanowiono wprowadzić do historii kilka nowych postaci, co na dłuższą metę może okazać się bardzo dobrym zabiegiem. Jednej z nich pozbyto się już podczas tych odcinków, lecz reszta wydaje się ciekawa i z odpowiednim wykorzystaniem mogą stać się bardzo wartościowymi członkami obsady, wprowadzając coś nowego. Bardzo dobrze, że zdecydowano się zwiększyć rolę Claire Holt, rozwijając wątek jej bohaterki Charmain. Zwiększenie jej czasu ekranowego to sensowne posunięcie, zważywszy na fakt, iż, wraz z Davidem Duchovnym, górują pod względem aktorskim.
Podobnie jak w sezonie poprzednim, tak i tutaj dużą rolę odgrywają wątki obyczajowe. Historie prywatne bohaterów nie są jednak zbyt ciekawe, a poświęca się im sporą część czasu ekranowego, przez co w wielu momentach wieje nudą. Czuć lekką poprawę w stosunku do serii pierwszej, lecz nadal pozostawia to wiele do życzenia. Zdecydowanie można by było to przedstawić lepiej lub zastąpić czymś ciekawszym.
Największym atutem premiery drugiego sezonu jest jednak muzyka. Świetnie dopasowana i wpasowująca się w klimat lat siedemdziesiątych, nadal działa bardzo dobrze. Podobnie zresztą jak starannie zrealizowane scenerie, które zapewniają atmosferę sprzed kilku dekad. To nadal działa bardzo dobrze i oby tak pozostało.
Trzygodzinna premiera drugiego sezonu Aquarius prezentuje podobny poziom jak poprzednia seria. Podaje niemal ciągle to samo, oferując średnio ciekawą fabułę, interesujących bohaterów z nadmiarem osobistych problemów oraz cieszącą ucho muzykę. Jedyną nowością są futurospekcje, które zachęcają do śledzenia tej historii jeszcze przez jakiś czas. Nawet w sezonie letnim serial oferuje zaledwie umiarkowaną rozrywkę.
Źródło: zdjęcie główne: NBC
Poznaj recenzenta
Maciej LehmannDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat