Arnie’s back!
Data premiery w Polsce: 1 marca 2013Kiedy Arnold Schwarzenegger porzucił aktorstwo na rzecz polityki fani autentycznie posmutnieli. W końcu Austriak przez wiele lat był ikoną kina akcji. Aktorowi zdarzało się co prawda pojawiać jeszcze w epizodycznych rolach, ale o pełnoprawnych występach można było zapomnieć. Takowy stan utrzymywał się do momentu premiery filmu The Last Stand, który miał być wielkim powrotem Arniego. Czy takim też jest w istocie?
Kiedy Arnold Schwarzenegger porzucił aktorstwo na rzecz polityki fani autentycznie posmutnieli. W końcu Austriak przez wiele lat był ikoną kina akcji. Aktorowi zdarzało się co prawda pojawiać jeszcze w epizodycznych rolach, ale o pełnoprawnych występach można było zapomnieć. Takowy stan utrzymywał się do momentu premiery filmu The Last Stand, który miał być wielkim powrotem Arniego. Czy takim też jest w istocie?
Gdyby tak przymknąć oko na kilka niedociągnięć, wówczas jak najbardziej, gdyż mamy do czynienia z produkcją nawiązującą do stylistyki kina akcji przełomu lat 80. i 90. To potraktowana pół żartem, pół serio opowieść o ostatnim sprawiedliwym, która dostarcza nie tylko mocnych wrażeń, ale i niemałej porcji śmiechu, dlatego też miłośnicy tego typu rozrywki znajdą tutaj wszystko to, co charakterystyczne dla gatunku.
{{film|The Last Stand}} jest tytułem wartym zainteresowania nie tylko z uwagi na powrót do aktorstwa odtwórcy legendarnego Terminatora, ale także dlatego, iż dla Kima Jee-Woona, twórcy takich hitów jak "Ujrzałem diabła" czy "Dobry, zły i zakręcony", jest to hollywoodzki debiut. Ten koreański reżyser już parę razy zdołał udowodnić, że potrafi tworzyć obrazy nietuzinkowe, aczkolwiek do niedawna nie przeznaczone na rynek międzynarodowy. Recenzowany film jest zdecydowanie najmniej oryginalnym w jego dorobku, co nie znaczy, że nie czuć w nim ręki azjatyckiego twórcy. Reżyser zawsze dbał o sferę wizualną obrazu, stosując nietypowe ujęcia, w ciekawy sposób prowadząc kamerę i serwując wżynające się w pamięć kadry, nie inaczej jest w tym wypadku. Dodatkowo sceny akcji, będące znakiem firmowym Jee-Woona, wypadają bardzo dobrze i zapewniają świetną zabawę.
Sama fabuła natomiast jest dość szablonowa i bazuje na schematach gatunkowych, choć swoje momenty miewa. Schwarzenegger wciela się Raya Owensa, szeryfa niewielkiego przygranicznego miasteczka o nazwie Summerton. Mężczyzna w spokoju zamierza dopracować do emerytury i jest na dobrej drodze ku temu, bo najtrudniejsze sprawy, z jakimi musi się borykać jako stróż prawa to uwięzione na drzewach koty i osobnicy, którym zdarzyło się wychylić o jednego za dużo. A jednak sielanka zostaje przerwana z chwilą, kiedy z rąk FBI wymyka się niebezpieczny więzień - Gabriel Cortez, bezwzględny baron narkotykowy, który zechce przekroczyć granicę z Meksykiem właśnie w Sommerton. Ray mógłby przymknąć na to oko i nie angażować się w problemy federalnych, ale przecież ślubował stać na straży prawa, a honor dla szeryfa ma ogromne znaczenie.
Arnie już swoje lata ma, więc i rolę pisano uwzględniając jego wiek. Owens w jego wykonaniu to zmęczony życiem człowiek, który raz jeszcze musi dać z siebie wszystko, aby ochronić tych, na których mu zależy. Trochę strzelania, walki wręcz i kilka nieskomplikowanych popisów kaskaderskich, które aktor wykonał samodzielnie. Nie jest to może nic szczególnie wymyślnego, ale nadaje bohaterowi, który się męczy i którego czasem strzyknie w krzyżu, wiarygodności. W swojej kreacji Austriak cechuje się sporym dystansem i nie stroni od autoironii. Niejednokrotnie przyjdzie nam się uśmiechnąć, kiedy aktor w zabawny sposób podsumuje, że jest już za stary na takie atrakcje.
Powodów do śmiechu będzie zresztą znacznie więcej za sprawą Johnny'ego Knoxville'a, któremu w udziale przypadła rola Lewisa Dinkuma - zdrowo trzepniętego właściciela miejscowego muzeum broni. Były członek grupy Jackass jest typowym comic reliefem i swoimi wygłupami wprowadza w dobry nastrój. W zasadzie jest to chyba też najlepsze podsumowanie całego filmu: wprowadza w dobry nastrój, tak po prostu. Jeśli tylko od razu załapiemy nie do końca poważną konwencję, przymkniemy oko na nie zawsze logiczny scenariusz i typowe dla filmów klasy B aktorstwo, wówczas nie ma siły, która sprawiłaby, że {{film|The Last Stand}} będziemy oglądać bez banana na ustach. To zwyczajnie czysta, niezobowiązująca i niczym nieskrępowana rozrywka, której nierzadko brakuje w dobie nadętych i silących się na sztuczny realizm produkcji.
Oczywiście można się czepiać drętwej gry Foresta Whitakera, nieracjonalnych działań agentów FBI i czarnego charakteru, którego stać na milionowe łapówki, ale zamiast czmychnąć do Meksyku prywatnym samolotem, woli całą drogą pokonać autem, tylko po co. To nie jest i nigdy nie miało być oscarowe dzieło, a mniejsze lub większe bzdurki od zawsze występowały w tego typu obrazach i stanowią część ich uroku. Wystarczy odpowiednie podejście (czyt. kanapa, popcorn i piwko w dłoni) i miło spędzony czas gwarantowany.
©2013 Monolith
Na pochwałę zasługuje polskie wydanie DVD, na którym oprócz samego filmu znalazła się blisko godzina materiałów dodatkowych. Nie byle jakich, wypadałoby wspomnieć, bo treściwych i nie będących ochłapami rzuconymi jedynie ku uciesze gawiedzi, której często zdarza się narzekać na nagość naszych rodzimych wydawnictw. "Nie w moim mieście - na planie "Likwidatora" to blisko 30 minutowy "Making of", który pokrywa chyba wszystkie etapy powstawania filmu. Znajdziemy w nim wypowiedzi aktorów, reżysera, producentów, kulisy tworzenia konkretnych scen oraz masę ciekawostek. "Muzeum historii broni Dinkuma" to z kolei 10-minutowy materiał traktujący o wszelkiej broni, jaka przewija się przez obraz. Poznamy więc mechanikę działania konkretnych jej egzemplarzy, a także zobaczymy, jak wykonane zostały repliki zrobione na potrzeby filmu. Całości dopełniają zwiastuny oraz wywiady z aktorami. Warto dodać, że w porównaniu do większości wydań Monolithu w tym wypadku nie mamy do czynienia z surówką i urywanymi wypowiedziami ekipy odpowiedzialnej za film. Są to dodatki profesjonalne, pełnowartościowe i ładnie zmontowane. Miejmy nadzieję, że dystrybutor już cały czas będzie podążał tą drogą.
{{film|The Last Stand}} to doskonała zabawa dla wszystkich miłośników staroszkolnych akcyjniaków. Strzelaniny, pościgi, trochę walki wręcz, klimat zahaczający o western i masa humoru nie pozwolą się nudzić. Oczywiście oceniając czysto obiektywnie jest to produkcja co najwyżej średnia, jeśli jednak rozpatrywać ją w kategoriach frajdy, jakiej dostarcza, to jest lepiej niż dobrze. Arnie zaliczył udany powrót, na którym bawiłem się przednio. Jeżeli lubicie kino tego pokroju, to do końcowej oceny możecie spokojnie dodać przynajmniej pół gwiazdki.
Wydanie DVD |
Dodatki: zwiastun, zapowiedzi, Nie w moim mieście - na planie "Likwidatora", Muzeum historii broni Dinkuma |
Język: angielski - DD 5.1, polski (lektor) - DD 5.1 |
Napisy: polskie |
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat