„Arrow”: sezon 3, odcinek 11 – recenzja
"Arrow" pokazuje, że gdy wybierze się charyzmatycznego aktora do roli czarnego charakteru, w serialu w końcu robi się ciekawie.
"Arrow" pokazuje, że gdy wybierze się charyzmatycznego aktora do roli czarnego charakteru, w serialu w końcu robi się ciekawie.
Serial "Arrow" często miał spore problemy z pomniejszymi czarnymi charakterami, bo przeważnie były to postacie mdłe, przerysowane i nudne. Rzadko kiedy też stanowiły one jakiekolwiek wyzwanie dla tytułowego bohatera. Teraz, gdy Oliver jest nieobecny, pojawienie się Bricka (Vinnie Jones) jest tym, czego ten serial potrzebuje, W końcu mamy złoczyńcę, który jest twardy, bezwzględny, charyzmatyczny i szalenie bezczelny w swoich poczynaniach. Vinnie Jones idealnie się tutaj wpasowuje, tworząc postać wyrazistego przeciwnika, jakiego chcielibyśmy częściej oglądać. Choć pod względem osobowości nie prezentuje on nic pomysłowego, to taki wizerunek stereotypowego bandyty może się podobać.
Laurel Lance to postać, którą wielu widzów lubi nienawidzić, ale ostatnio trochę się zmienia. I to zdecydowanie idzie w dobrym kierunku, bo zauważmy, że nie jest to Laurel zachowująca się jak rozwydrzona nastolatka, której w głowie jedynie chłopacy i inne głupoty, ale kobieta zraniona, która po śmierci siostry nabiera siły. Jej debiut w roli Czarnego Kanarka jest momentami nieporadny, żałosny i przykry - czyli taki, jaki powinien być. Obawiałem się, że gdy Laurel wskoczy w kostium, będzie siać zniszczenie w szeregach wroga niczym jej siostra po wielu latach szkolenia. Chyba pierwszy raz w tym serialu Laurel dzięki odwadze i woli walki - choć prawie nic jej tutaj nie wychodzi - wzbudza moją sympatię. Może jeszcze coś będzie z tej postaci?
[video-browser playlist="657364" suggest=""]
Trochę rozczarowują sceny ze wskrzeszonym Oliverem. Liczyłem na jakieś choćby delikatne wyjaśnienie, jakim cudem Tatsu do tego doprowadziła, ale kompletnie to pominięto. Ja rozumiem, że relacja Olivera z Tatsu i Maseo jest istotna, ale nie kosztem czegoś, co tak bardzo ciekawi widzów. Choć trzeba przyznać, że sam związek Olivera z tymi postaciami wygląda nieźle - połączenie wydarzeń w chatce z retrospekcjami z Hongkongu buduje porządny obraz i solidnie wyjaśnia, dlaczego Maseo podjął taką, a nie inną decyzję. Nie do końca jednak w tym wypadku jest zrozumiały jego powrót do Ra's al Ghula - wódz ma na niego jakiegoś haka? Zastanawiam się, co z dzieckiem Maseo i Tatsu, o którego losie na razie nie ma ani słowa. Czyżby to była karta przetargowa kupująca lojalność Maseo? Na pewno wzbudza to ciekawość.
Na koniec wypada wspomnieć o cliffhangerze, który mimo wszystko był niespodziewany. Relacja Thei z pewnym siebie DJ-em cały czas wyglądała jak kolejny młodzieżowy wątek romantyczny - ot, dziewczyna wpada komuś w oko, ale sama na razie podchodzi do tematu z wielkim dystansem. Dlatego też zaskoczenie z wyjawienia prawdziwej tożsamości tegoż człowieka jest tak wielkie. Dobry motyw, który potwierdza porządnie rozbudowane wpływy Ra's al Ghula. Ta postać powinna być o kilka kroków przed swymi przeciwnikami.
Czytaj również: Suicide Squad powraca do „Arrow”
"Arrow" serwuje niezły odcinek, który zapewnia umiarkowaną dawkę frajdy, prezentuje rozwój bohaterek (Felicity i Laurel) oraz porządnie popycha historię do przodu. Jest lepiej, niż można było oczekiwać po odcinku, w którego centrum znajduje się Laurel Lance.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat