Arrow: sezon 6, odcinek 10 – recenzja
Grupa się rozpada, a na horyzoncie czekają już hordy złoczyńców, czyli zwykły dzień z życia Olivera Queena i jego zespołu. Czy był to dobry odcinek? Sprawdzam.
Grupa się rozpada, a na horyzoncie czekają już hordy złoczyńców, czyli zwykły dzień z życia Olivera Queena i jego zespołu. Czy był to dobry odcinek? Sprawdzam.
W nowym epizodzie Arrow Oliver musi radzić sobie ze skutkami odejścia trojga członków z jego zespołu. Tym czasem Cayden James postanawia stworzyć własny team złoczyńców, którzy zapanują nad Star City. Za cel obierają sobie miejski port, którym rządzi Jerry Bertinelli, ostatni z pozostałych członków mafijnej rodziny. Z początku jest on zbyt dumny, aby prosić kogokolwiek o pomoc, jednak w obliczu zagrożenia zwraca się do Green Arrowa. Oliver musi zmierzyć się bez wsparcia innych mścicieli w terenie z grupą antagonistów, w której skład wchodzą między innymi Black Siren i jego dawny przyjaciel, Anatoly Knyazev.
Niestety przygody Green Arrowa w ostatnim czasie zaczynają przypominać bardziej kiepską telenowelę niż pełnoprawny serial akcji i w tym odcinku daje się to w pełni zauważyć. Dostajemy tak wielki natłok wzajemnych animozji, kłamstw, oszustw i kłótni, że w pewnym momencie ciężko jest się połapać, kto jest z kim w dobrych lub złych stosunkach. Oczywiście wszystko mogłoby być inaczej, gdyby twórcy potrafili dobrze prowadzić narrację i odpowiednio nakreślić poszczególne relacje, jednak jak widać nie znajduje się to w granicach ich kompetencji. W ten sposób zamiast porządnej komiksowej produkcji z interesującą intrygą i niezłymi scenami akcji otrzymujemy marną kliszę kiepskich seriali z gatunku young adult. Wątek Dinah i Vigilante w pewnych momentach popada w granicę absurdu i autoparodii, gdzie między miłością i erotyczną zmysłowością a nienawiścią i bójką jest bardzo cienka granica, kwestia Olivera i jego rozterek także zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do sfery kpiny, a zatarg pomiędzy nowymi a starymi członkami Team Arrow wypada kompletnie nieprzekonująco. Twórcy serialu zaczynają zatracać jego pierwotny zamysł i to niestety bardzo rzuca się w oczy w tym odcinku.
Zupełnie niepotrzebnie jest zastosowany przez scenarzystów rozłam w drużynie, przez co Oliver, Felicity i John zostali zaprezentowani w tym epizodzie jako grupa niedouczonych żółtodziobów, a nie pełnoprawnych bohaterów, którzy od kilku lat stoją na straży bezpieczeństwa Star City. To ukazanie bezsilności wydaje się być zamierzeniem twórców, jednak ten pomysł kompletnie nie sprawdził się na ekranie. W tym wypadku raczej Oliver i jego dwoje wiernych kompanów są traktowani jak worki do bicia przez ekipę Caydena Jamesa i wszystko po to, aby udowodnić, że to nowi członkowie są niezbędni do walki i to oni określali w pewien sposób Olivera. Jednak najdziwniejszym zabiegiem scenarzystów jest to, że w jednej ze scen Dinah zapewnia, że ona, Curtis i Rene wiedzą o tym, że mają strzec miasta, jednak wcześniej w ogóle nie kwapili się do tego, aby bezstronnie pomóc Oliverowi w walce z grupą złoczyńców. Ta superbohaterska alienacja kompletnie nie sprawdziła się w tej opowieści.
Jedynym plusem, jakim może poszczycić się ten odcinek, jest wątek Caydena Jamesa i jego zespołu czarnych charakterów. W końcu wydaje się, że nasi bohaterowie będą mieli ciężki orzech do zgryzienia z naprawdę niebezpieczną bandą. Szczególnie dobrze, że została ona złożona z ciekawych złoczyńców, których już mogliśmy obserwować w tej produkcji - mowa o Anatoly Knyazev, Vigilante czy Black Siren. Ten odcinek nie pokazał za bardzo ich siły, ale wydaje się, że twórcy mogą mieć ciekawy pomysł na ten zespół. Jednak cały czas nie mogę się przekonać do samej postaci lidera grupy, czyli Caydena Jamesa, który cały czas jest niby o krok przed naszymi bohaterami, jednak tak naprawdę dają się oni oszukiwać prostymi sposobami, a James nie wyjawił póki co jakiegoś konkretnego, ważnego motywu. Na razie stara się zniszczyć miasto, bo to jedyne co nim kieruje. Zdecydowanie bardziej interesująca wydaje się w tym przypadku Black Siren, w której pod płaszczem pewnej psychopatii kryją się uczucia i zdrowy rozsądek.
Coraz ciężej od pewnego czasu przedrzeć mi się przez kolejne odcinki Arrow, z powodów między innymi kiepsko napisanych wątków, słabego rozwijania postaci czy braku widowiskowych scen akcji. Niestety najnowszy epizod jest tego najwierniejszym przykładem. Mam nadzieję, że twórcy wyciągną z tego jakiekolwiek wnioski, choć nie byłbym tego taki pewien.
Źródło: zdjęcie główne: Daniel Power/The CW
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat