Attack on Titan - sezon 4, odcinek 24 - recenzja
W najnowszym odcinku Attack on Titan historia śmiało kroczy do przodu niczym tytani podczas Dudnienia. Nie zabrakło również kilku emocjonujących momentów. Oceniam.
W najnowszym odcinku Attack on Titan historia śmiało kroczy do przodu niczym tytani podczas Dudnienia. Nie zabrakło również kilku emocjonujących momentów. Oceniam.
Nowy odcinek Attack on Titan rozpoczął się od krótkiej retrospekcji, w której zobaczyliśmy losy Leviego i Hange. Kobieta opatrzyła Ackermanna, który odniósł poważne obrażenia. Zmasakrowana twarz raczej nie stanowi dla niego problemu, ale utrata palców może być kłopotliwa w perspektywie walki przy pomocy sprzętu do przestrzennego manewru. Ponadto Hange musiała zabijać zwiadowców, co również bardzo przeżywała. W każdym razie po uzupełnieniu informacji, co działo się z tą dwójką, szybko przeszliśmy do bieżących wydarzeń, gdy zagadali do Pieck i Magatha. Widzowie jeszcze nie mieli okazji zobaczyć w pełnej okazałości Erena w formie Pierwotnego tytana (tylko z daleka), ale z opisu bohaterów wynika, że jest on nie do powstrzymania. Jednak bohaterowie szybko doszli do porozumienia, że trzeba go razem powstrzymać. To był konkretny początek odcinka, który sprawnie wszystko wyjaśnił.
Najbardziej emocjonował wątek Conniego, który zaciągnął Falco do swojej wioski Ragako. Targały nim wyrzuty sumienia, ale był zdeterminowany, żeby nakarmić nim swoją matkę przemienioną w tytana. Do samego końca próbował wykorzystać naiwność chłopaka, przybierając nawet dziwaczny wyraz twarzy. To nie był dobry moment na żarciki z wykrzywioną miną, której i tak daleko do Yeleny albo Armina. W samą porę zjawili się w wiosce Gabi i wspomniany Armin, żeby powstrzymać Conniego. Decyzja o poświęceniu się jasnowłosego chłopaka zaskakiwała. Emocje sięgnęły zenitu, dzięki bardzo dobrej animacji i świetnej muzyce w tle. Ale tak szybko, jak wzrosły, tak szybko opadły po uratowaniu Armina przez Conniego przed pożarciem przez jego matkę. Studio MAPPA dodało jeszcze od siebie spojrzenie tytana, wlepiającego wzrok w tych bohaterów, dzięki czemu sytuacja nabrała większej powagi. Napięcie się ulotniło, a bohaterowie na spokojnie sobie wszystko wyjaśnili. Było to trochę nijakie, a cały wątek Conniego zamknięto w kilka minut, z ostatecznym postanowieniem przez niego, że będzie walczyć, żeby matka była z niego dumna. Szkoda, że nie poświęcono trochę więcej czasu cierpiącemu Falco, który stracił brata i przyjaciela (Porco).
Dlatego, gdy później oglądaliśmy, jak cała czwórka już w pokojowych stosunkach zasiadła do jedzenia, to aż trudno było uwierzyć, że kilka chwil wcześniej przeżywaliśmy takie emocje. Szczególnie że dosiedli się do stołu, przy którym Annie zajadała posiłek. Wyglądało to zabawnie, co wyśmiał Connie. Jednak taka zmiana nastroju nastąpiła zbyt gwałtownie. Co prawda jest to zgodne z mangą, ale mimo wszystko odczuwalne jest przyspieszenie historii za pomocą takich „przypadkowych” spotkań.
I choć najwięcej emocji wywołał wątek Armina i Conniego, to pod względem całościowym znacznie bardziej angażował ten związany z Jeanem. Już w poprzednim odcinku przeżywał załamanie, a w najnowszym podążał za rozkazami Flocha, który nadużywał słynnego „sloganu”, żeby poświęcić serce dla sprawy. W jego ustach te słowa, którymi zagrzewał do walki Erwin, wciąż brzmią źle. Zresztą Smith nawet pojawił się we wspomnieniach Armina, więc mogliśmy podziwiać, jak prezentuje się w wersji studia MAPPA. Efekt jest w miarę zadowalający. Wracając do wątku Flocha, to Jaegerysta zorganizował egzekucję Yeleny i Onyankopona. Było tu sporo napięcia, bo wiemy, że jest zdolny do każdego morderstwa, co udowodnił w poprzednim epizodzie. Emocje rosły, bo czarnoskóry bohater próbował przemówić do rozumu Jaegerystom, że działał nie tylko w imieniu własnego kraju, ale również Paradis, będąc ich sojusznikiem. Kolejne wydarzenia zaskakiwały, gdy Jean nie zastrzelił Onyankopona, a Transportowy tytan ich pożarł wraz z Yeleną. Okazało się, że to było częścią planu, ale przynajmniej ten wątek nie rozczarował, nawet swoją końcówką, do której studio MAPPA się przyłożyło.
Warto też wspomnieć o Mikasie, która jest pogrążona w depresji po stracie Erena. Odnalazła w szpitalu śmiertelnie ranną Louise, która zabrała jej szalik. Jej tłumaczenie było poruszające, ale nie zrobiło to wrażenia na ponurej Mikasie, której wyraz twarzy wskazywał, że zupełnie nie przejmuje się losem dziewczyny. Obojętność i bierność tej bohaterki irytuje. Ona może być fantastyczną wojowniczką, która dorównuje siłą tytanom, ale pod względem charakteru jest okropną osobą, która nie widzi świata poza Erenem. Nie ma powodów, żeby darzyć ją sympatią, szczególnie po tym, jak bezceremonialnie potraktowała Louise, która ją podziwiała. Mikasa cierpi, ale nie można oprzeć się wrażeniu, że nawet gdyby nie usłyszała od dziewczyny tych przykrych słów o Erenie, to zareagowałaby tak samo. Niektórzy mogą to uznawać za przejaw bezgranicznej miłość, ale lepiej do tego pasuje określenie chorej obsesji, która całkowicie zablokowała jakikolwiek rozwój tej nijakiej postaci na przestrzeni całej historii. To przykre, ale bardzo typowe dla anime i trzeba się z tym pogodzić.
Na koniec odcinka zobaczyliśmy znowu Reinera, który odsypiał przemianę w tytana. Zresztą większość postaci w tym epizodzie dostała chwilę czasu na regenerację lub przeżywanie traumatycznych zdarzeń w nocy przy dźwiękach dudnienia kroczących tytanów. Robiło to wrażenie. Natomiast zjednoczeni bohaterowie obudzili Reinera, oznajmiając mu, że czas ocalić świat. Ten kadr był świetny, niemal wprost wyjęty z mangi. Dzięki temu odcinek zakończył się ekscytującym akcentem, bo zapowiada ciekawe wydarzenia i to w pełnym składzie głównych postaci.
Dwudziesty czwarty odcinek Attack on Titan nie rozwijał się płynnie, ale posiadał dwa punkty kulminacyjne, które emocjonowały. Oglądaliśmy kilka wątków, ale nie powodowało to zagubienia, bo historię przedstawiono bardzo przejrzyście i zgodnie z mangą. Te zmiany kolorystyki są trochę męczące, ale z drugiej strony łatwo określić upływ czasu. W tym epizodzie jakość animacji od studia MAPPA mocno falowała, ale małe zgrzyty pod względem kreski nie są powodem do wielkich narzekań. Ważne, że historia idzie śmiało do przodu, a poszczególne wątki są sukcesywnie zamykane w tym finałowym sezonie. Odcinek był dobry, nie nudził, interesował od początku do końca.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1974, kończy 50 lat