Ave, Cezar! – recenzja
Data premiery w Polsce: 19 lutego 2016Ave, Cezar! to nowy film słynnych braci Coen. Panowie mieli dobry pomysł, ale jego realizacja pozostawia wiele do życzenia.
Ave, Cezar! to nowy film słynnych braci Coen. Panowie mieli dobry pomysł, ale jego realizacja pozostawia wiele do życzenia.
Bracia Coen mieli naprawdę świetny pomysł, by wykorzystać Hail, Caesar! do opowiedzenia historii o złotej erze Hollywood i dziwnościach z nią związanych. To naprawdę jest coś z ogromnym potencjałem na przezabawną satyrę, która w inteligentny sposób nie tylko obnaży wady dawnej Fabryki Snów, ale też pokaże, że tak naprawdę wiele się w niej nie zmieniło. Niestety śmiało można powiedzieć, że na dobrych intencjach się skończyło, bo potencjał nie został wykorzystany.
Hail, Caesar! z definicji to komediodramat z elementami musicalu, ale jest reklamowany jako komedia. Tu pojawia się pierwszy problem tego filmu - nie jest on zbyt zabawny. Kilka scen wywołuje lekki chichot i nic więcej. Takie reakcje mogłem też zaobserwować w kinie. Jest to tym bardziej rozczarowujące, gdy spojrzymy na poprzednie filmy braci Coen i przedni humor, jaki w nich prezentowano. Odnoszę wrażenie, jakby ich najnowszy film był zaledwie namiastką tego, na co ich stać. Jakby gdzieś stracili pomysł, być może zużyli całe paliwo i stworzyli film na oparach, nie mogąc osiągnąć oczekiwanego przez nich poziomu.
Tak naprawdę najlepiej jest, gdy twórcy poruszają schematy złotej ery Hollywood. Wszystko to, z czym ma do czynienia Mannix (Josh Brolin), jest z nimi ściśle związane i tutaj pojawiają momenty, gdy można się zaśmiać. Najjaśniejszym punktem są sceny z filmów kręconych w stylistyce złotej ery. Coenowie pokazują piękne zrozumienie prawidłowości tamtego kina i jednocześnie delikatnie piętnują pewne schematy oraz śmieją się z nich. Odtwarzają tutaj między innymi epickie kino historyczne, wielkie dramaty, westerny i musicale. Oglądamy te sceny tak, jakbyśmy widzieli fragmenty dawnych filmów, więc udało się stworzyć odpowiednią iluzję - i za to brawa. Szczególnie musical ze śpiewaniem, tańcami i stepowaniem wychodzi zaskakująco dobrze, a twórcy znakomicie wykorzystują talenty Channinga Tatuma.
Wydaje się, że w pewnym sensie miał to być obraz o tamtej epoce, więc jest tak jakby hołdem i satyrą. To też czuć w samej stylistyce filmu, który jest bardzo mocno osadzony w ramach starego kina. Przede wszystkim widać to w czasem uroczej i zabawnej grze aktorów, którzy umyślnie starają się naśladować sposób gry sprzed kilku dekad z lekkim przeszarżowaniem. To daje dobry i przyjemny efekt, który należy pochwalić.
Kłopot w tym, że jest to historia wręcz banalnie prosta, bez głębszego morału i pozbawiona czegoś wyrazistego, co byłoby w stanie zmusić do myślenia. Niby wszystkie składniki dobrego filmu są obecne, ale brakuje w tym czynnika spajającego i stawiającego kropkę nad i. Nie ma tutaj puenty, która zapadłaby w pamięć i udowodniłaby, że warto było poświęcić czas, gdyż Coenowie mieli naprawdę fajną historię do opowiedzenia. Jest to najbardziej rozczarowujący aspekt ich nowej produkcji, ponieważ dostajemy miłą zabawę konwencją, która nie opowiada historii wartej uwagi. Innymi słowy - nie jest to tak inteligentne i nietuzinkowe kino, do jakiego ten duet przyzwyczaił. Hail, Caesar! to na pewno film przyjemny, gdyż ogląda się go lekko i szybko, ale biorąc pod uwagę niewykorzystany potencjał i osoby braci Coen, jest to jednak rozczarowanie.
Recenzja powstała dzięki uprzejmości kina Helios w Gdyni.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat