Baśń bez happy endu
Twórcy Once Upon a Time zaskakują, przywracając serialowi nutkę magii pamiętanej z pierwszego sezonu i podejmując niespodziewaną, odważną oraz potrzebną decyzję.
Twórcy Once Upon a Time zaskakują, przywracając serialowi nutkę magii pamiętanej z pierwszego sezonu i podejmując niespodziewaną, odważną oraz potrzebną decyzję.
Z niewiadomych przyczyn powraca Neal i od razu przypomina, jak bardzo do Emmy nie pasuje. Da się odczuć, że pomiędzy Emmą a Hakiem jest bardzo wyraźna chemia, a z Nealem nie ma kompletnie nic. Świetnie pokazano relacje Haka z Nealem w scenie w szpitalu, gdzie pomimo poróżnienia przez kobietę nadal są braćmi, których łączy wspólna historia. Ten duet przekonuje bardziej niż kiedykolwiek. W końcu są jakieś emocje, więc nawet fakt, że Hak puszcza go na poszukiwanie ojca, potrafi przekonać.
Gdzieś w tle pojawia się dylemat w związku z Henrym. Emma kilkakrotnie porusza ten temat w rozmowie z Davidem oraz Nealem. Czy ma prawo zaburzać szczęście syna tylko dlatego, że nie pamięta swoich prawdziwych korzeni? Jako że jest to baśń, następny krok jest raczej oczywisty - przywrócą mu pamięć, bo Henry musi przypomnieć sobie swoją całą rodzinę i wówczas osiągnie prawdziwe szczęście w życiu.
Retrospekcje są perfekcyjnie powiązane z poszukiwaniami Golda w teraźniejszości. Obserwujemy perypetie Neala i Belle, którzy przeszukują pałac Rumpela, by znaleźć sposób na przywrócenie go do życia. Opowieść jest niezwykle interesująca i wciągająca, gdy odkrywamy kolejne elementy układanki stojącej za ożywieniem Rumpela. Zaletą okazuje się także debiut pana świecy, czyli Lumiere'a, który odgrywa tutaj istotną rolę. Jednak szalenie ciekawie robi się, gdy dochodzimy do sceny wskrzeszenia, bo wówczas już wiemy, jaka jest cena za powrót Rumpelstiltskina.
[video-browser playlist="633647" suggest=""]
Zaskoczenie w związku z tym, że obecnie Rumpel i Neal znajdują się w jednym ciele, jest ogromne. Trudno było przewidzieć, że zasugerowane szaleństwo Golda pojawia się właśnie z takiej przyczyny. Kiedy doszliśmy do sceny śmierci Neala, odniosłem wrażenie, że twórcy wysłuchali głosów widzów. Nie od dziś wiadomo, że sporo osób widzi Emmę z Hakiem, a Neal to mdły bohater, który wiele tutaj nie wnosi. Niby scena jego odejścia jest banalna, ale po raz pierwszy od dawna twórcy korzystają z tego, by wzbudzić emocje. Fantastycznie robi to muzyka Marka Ishama w tle, która w połączeniu z emocjami płynącymi z Emmy (w końcu aktorka coś z siebie wykrzesała...) i Golda potrafi wzruszyć. Choć satysfakcja z odejścia Neala jest duża, a nawet cały odcinek chciałem jego śmierci, to moment umierania okazuje się wspaniałym popisem twórców Once Upon a Time, którzy posunęli się do kroku odważnego i pozytywnie oddziałującego na jakość odcinka. Brak Neala może jedynie zbawiennie wpłynąć na Once Upon a Time.
Niespodziewanie dobrze wygląda też relacja Reginy z Robin Hoodem. Sporo w niej subtelności, niezłych dwuznacznych sytuacji oraz zwyczajnych emocji, które potrafią to uwiarygodnić. Patrząc na przesłodzony związek Śnieżki i księcia, taka relacja potrafi przekonać swoją prawdziwością. Sukces leży w tym, że aktorzy świetnie się uzupełniają, a Lana Parilla jako Regina potrafi umiejętnie bawić się rolą nawet w takich momentach. Przedsmak tego mieliśmy już poprzednio; teraz idzie to krok dalej, bo w końcu Regina wie, kim jest Robin.
Once Upon a Time niesamowicie zaskakuje znakomitym odcinkiem, który pierwszy raz od dawna kreuje wyraźnie poczucie magii i emocji, którymi ten serial tak imponował w pierwszym sezonie. Przyszłość zapowiada się atrakcyjnie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat