Baśnie #16: Superdrużyna: Spadek formy – recenzja
Data premiery w Polsce: 27 stycznia 2016Polski wydawca wyraźnie przyspieszył z publikacją kolejnych tomów serii Baśnie, dzięki czemu doczekaliśmy się już szesnastej odsłony cyklu, Superdrużyny. Niestety, Bill Willingham zaoferował nam mało satysfakcjonujący finał jednego z ważniejszych wątków.
Polski wydawca wyraźnie przyspieszył z publikacją kolejnych tomów serii Baśnie, dzięki czemu doczekaliśmy się już szesnastej odsłony cyklu, Superdrużyny. Niestety, Bill Willingham zaoferował nam mało satysfakcjonujący finał jednego z ważniejszych wątków.
Komiksowa seria Baśnie ukazuje się od bardzo dawna - w Stanach jakiś czas temu zamknęła się na dwudziestym drugim tomie, w Polsce na dzień dzisiejszy opublikowano szesnaście z nich. Jedną z ogromnych zalet opowieści Billa Willinghama było to, że mimo takiego rozmiaru spadki formy prawie się nie zdarzały, nie licząc nieudanego crossoveru, czyli tomu nr 13, w którym uniwersum Baśni zostało na chwilę połączone z innym.
Fables vol. 16: Super Team zaskakuje negatywnie, ponieważ pozornie album ten miał ogromne szanse stać się jednym z najważniejszych w serii, tak jak wcześniej stało się, gdy pokonany został Adwersarz. Po konfrontacji Frau Tottenkinder z Panem Mrocznym w poprzednim tomie i uwolnieniu się wroga Baśniowców starcie z nim weszło w nową, pełną desperacji fazę – zadaniu nie podołała najpotężniejsza z wiedźm, a Mroczny się rozsierdził, w efekcie czego Baśniowcy mogli tylko uciec do Przystani pod ochronę Muchołapa. Jednakże nawet magia króla nie jest w stanie powstrzymywać Mrocznego wiecznie, dlatego sformować się musi tytułowa Superdrużna, złożona z najgroźniejszych Baśniowców, która spróbuje rzucić wrogowi wyzwanie.
Początek jest ciekawy, bo możemy obserwować, jak wielki fan komiksów, Pinokio, narzuca wszystkim swoją wizję drużyny, czerpiąc z najbardziej sztampowych i oczywistych rozwiązań, co ma pomóc wpisać to starcie w większą narrację i dać Baśniowcom fory. Drużyna najpierw jest kompletowana, potem ćwiczy, nie obędzie się również bez bardzo efektownej i wyjątkowo krwawej sekwencji walki z Mrocznym.
Sęk w tym, że wszystko to na nic, bo cały wątek Willingham kończy zaskakująco szybko, z pomocą rozwiązania typu deus ex machina, w efekcie czego czytelnik może tylko powiedzieć: "To już?".
Może kolejny album z serii przyniesie nowe rewelacje, choć niespecjalnie się na to zapowiada, a tani chwyt Willinghama zapewne się ukonstytuuje, bo przy okazji wyprowadza scenarzystę także z innego kąta, do którego sam się zapędził w wątku Wiatru Północnego. Co się jednak nie stanie, trzeba powiedzieć, że Fables vol. 16: Super Team to tom nieudany, bo niby fabularnie niezwykle istotny, ale napisany bez polotu i pomysłu na finał niezwykle ważnej historii.
W serii Baśnie przed nami jeszcze aż sześć tomów, jesteśmy więc w około trzech czwartych opowieści Billa Willinghama. Oby w kolejnych częściach forma już tylko rosła i dorównała temu, co w rysunkach wyprawia Mark Buckingham, główny rysownik cyklu, doskonale łączący baśniowość i magię z momentami naturalistycznym brutalizmem i wyjątkowo efektownymi sekwencjami walk.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat