Baśnie #20. Camelot: Tom przejściowy – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 25 kwietnia 2017Zbliżające się do ostatecznego finału Baśnie zaliczają Camelotem niezbędny tom, w którym dzieje się niewiele, ale który jest ważny, ponieważ kładzie fundamenty pod przyszłe wydarzenia.
Zbliżające się do ostatecznego finału Baśnie zaliczają Camelotem niezbędny tom, w którym dzieje się niewiele, ale który jest ważny, ponieważ kładzie fundamenty pod przyszłe wydarzenia.
W efekcie sam w sobie Fables Vol. 20: Camelot nie jest albumem szczególnie udanym. Trudno go jednak oceniać surowo, bo przecież stanowi część serii, a wszystkie pokazywane w nim wątki swoje finały znajdą później – w zasadzie poza historią o wyprawie w rodzinne strony pewnej grupki Baśniowców, nie mamy tu żadnej samodzielnej fabuły. Wygląda to więc tak, że dzieje się naprawdę wiele (Bigby znowu jest cały, Śnieżka i Róża szykują się chyba do starcia, Zima kompletuje armię zakapiorów, Różna odtwarza Camelot, i tak dalej), ale podczas lektury nie czuje się ani szybkiego tempa akcji, ani ważności tych wydarzeń, bo to tylko gra wstępna przed tym, co wydarzy się w tomach dwudziestym pierwszym oraz dwudziestym drugim.
Bill Willingham ma więc chyba jakiś plan. Ale czy na pewno jest to coś budowanego od dawna? Nie czuć tego. Po pokonaniu Adwersarza i zamknięciu tego wątku Baśnie przestały być spójną, dążącą do jasnego celu historią, a zamieniły się w opowieść nieustannie meandrującą i szukającą swej tożsamości. To się czuje, bo przecież Camelot to tom dwudziesty, lada moment opowieść o Baśniowcach się skończy, zamykając naprawdę obszerną serię, tymczasem Willingham dopiero buduje grunt pod finał, jakby teraz wpadł na pomysł, jak to wszystko pospinać. W samym komiksie padają słowa o nieuniknionym finale, do którego ta opowieść musiała naturalnie dążyć, tym samym zapowiadając nam, dokąd Baśnie zmierzają – i faktycznie jest to ścieżka logiczna. Przy okazji jednak trzeb zauważyć, że na tę ścieżkę można było wejść dużo wcześniej, skupić się na niej i z niej uczynić nowy cel, zamiast rzucać naszym bohaterom pod nogi wyciąganych z kapelusza wrogów, byle tylko zapełnić karty kolejnych zeszytów.
Są więc Baśnie idealnym przykładem na to, jak niezwykła popularność komiksu może mu zaszkodzić – bo mimo iż Willingham swoją opowieść zawarł w dwunastu tomach, ciągnął ją dalej w wielu kolejnych, z rzadka powracając do formy z pierwszych albumów.
Pozostaje mieć nadzieję, że ostatnie dwa tomy godnie zamkną tę historię, przypominając nam o jej najlepszych momentach.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat