Egmont
Wydawnictwo Batman Arkham. Pingwin zawiera dziesięć historii z udziałem Oswalda Cobblepota. Pierwszą z nich narysował w 1941 roku sam Bob Kane, ostatnia natomiast ukazała się w 2008 roku jako część cyklu Joker’s Asylum. Debiut Pingwina to więc rzecz naprawdę historyczna – powstał w czasach, gdy komiks superbohaterski dopiero kształtował swoją formę i wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Wymowny jest już sam tytuł tego otwierającego epizodu: Batman zostaje genialnie wrobiony w przestępstwo!!! To modelowa realizacja schematu, który współcześnie trudno traktować serio. Batman, Robin i Pingwin są tu postaciami niemal pustymi, archetypicznymi, a opowieść, z dzisiejszej perspektywy, pozbawiona jakiejkolwiek finezji. Mimo to jest to fundament mitologii Mrocznego Rycerza: moment narodzin jednego z jego najbardziej rozpoznawalnych przeciwników.
Historie z lat 60. i 80. nie wykraczają jeszcze znacząco poza ówczesne normy komiksowego mainstreamu, choć narracyjnie są już oczywiście bogatsze. Nadal dominuje tu prosta walka dobra ze złem, a Pingwin w surducie, z monoklem i cylindrem, ma przede wszystkim bawić, a nie intrygować psychologicznie. Twórców w tym okresie nie interesowało pogłębianie charakterów ani eksperymentowanie z konwencją. W tych opowieściach nie ma mroku, który kilka dekad później stanie się wizytówką batuniwersum. Wyraźnie widać, że odbiorcą był młody, niewymagający amerykański czytelnik. Pozycja Jokera jako już wtedy kultowego złoczyńcy z pewnością utwierdzała scenarzystów w takim podejściu: Batman walczył nie z ludźmi pełnymi ambicji i traum, lecz z karykaturalnymi antytezami, które za rubasznym wizerunkiem kryły po prostu „zło”.
Wyraźną zmianę tonu można dostrzec w komiksie Śnieg i lód z 1990 roku, wydanym również w Polsce przez TM-Semic jako jeden z pierwszych batmanowych zeszytów dostępnych na naszym rynku. Jest to opowieść zauważalnie odmienna od wcześniejszych historii. Lekturę rozpoczynamy sceną pogrzebu Pingwina, która – jak nietrudno przewidzieć – nie okazuje się tym, czym wydaje się na pierwszy rzut oka. Wkrótce na scenę wkracza inny złoczyńca, Kadaver, wprowadzający do fabuły element szaleństwa i mroku. To już komiks znacznie bliższy współczesnemu ujęciu batmitologii: zło nadal jest złem, lecz odcienie ciemności zyskują różnorodność, a sam Pingwin prezentuje brutalność i bezwzględność praktycznie nieobecną we wcześniejszych odsłonach. Nie jest już karykaturalnym jegomościem w surducie, lecz bezkompromisowym mafiosem, realizującym swój makiaweliczny plan. To jedna z najlepiej napisanych historii w całym zbiorze. Nic dziwnego, bo za scenariusz odpowiada Alan Grant, a za rysunki Norm Breyfogle.
EgmontKolejna historia, tym razem z 1992 roku, również okazuje się interesująca. Triumf Pingwina zagląda w umysł Cobblepota i próbuje uchwycić go z nieco bardziej psychologicznej perspektywy. Widzimy, skąd bierze się jego bezwzględność, mściwość i brutalność, ale poznajemy też źródła jego niepowodzeń w starciach z Batmanem. Scenarzysta John Ostrander nadal opiera się na klasycznym wizerunku tej postaci, prezentuje Pingwina w sposób lekko karykaturalny, lecz sama historia jest fabularnie na tyle mocna, że nie ma tu mowy o pustej kalce motywów. Trop ten kontynuuje Doug Moench w kolejnej odsłonie — Powrocie Pingwina z 1997 roku. Autor igra z archetypem Pingwina jako przebiegłego rabusia, który dzięki sprytowi, inteligencji i technologicznym gadżetom planuje „skok stulecia”. Oczywiście na jego drodze staje Batman i całość, jak łatwo przewidzieć, zmierza ku finałowi znanemu od lat. Jednak droga do niego, osadzona w tej nieco bardziej świadomej konwencji, okazuje się tu ważniejsza niż sam rezultat.
Ostatnie dwie historie to już okres, nazwijmy go, „nowożytny” – czas eksperymentów z formą i treścią. Po roku 2000 komiks superbohaterski uległ wpływom postmodernizmu, a jego antagoniści zaczęli tracić swoje dawne, jednoznaczne oblicza. Zamiast stereotypowych złoczyńców coraz częściej oglądaliśmy postacie złożone, niejednoznaczne moralnie, pokazujące się od zupełnie nowej strony. W rozdziale Noc Pingwina sam Cobblepot nie jest już nawet głównym przeciwnikiem, a na drugim planie pojawiają się między innymi Lois Lane, Riddler i Zatanna.
Prawdziwym wyznacznikiem zmian, jakie zaszły w komiksach DC i Marvela, pozostaje jednak finałowy segment – Kto się śmieje ostatni. To niepokojąca groteska, w której zarówno wizerunek Pingwina, jak i sama fabuła, ubrana w formę mrocznej baśni bez happy endu, potrafią budzić autentyczny niepokój. Zestawienie pierwszego i ostatniego rozdziału tego tomu pozwala dostrzec, jak długą drogę – artystycznie, narracyjnie i psychologicznie – przeszły mainstreamowe opowieści graficzne w ciągu kilkudziesięciu lat.
Batman Arkham. Pingwin to komiks skierowany zarówno do kolekcjonerów zainteresowanych klasyką gatunku, jak i do pasjonatów historii superbohaterskich. Dla tych drugich wczesne rozdziały będą raczej ciekawostką, kolejne jednak okażą się już pełnoprawnymi, fabularnie wartościowymi opowieściami, które potrafią dostarczyć emocji miłośnikom Batmana. To także znakomita okazja, by lepiej poznać jednego z najbardziej złożonych przeciwników Mrocznego Rycerza – postać, która ostatnio zyskała nowe życie i popularność dzięki znakomitemu serialowi Pingwin.
Poznaj recenzenta
Wiktor Fisz