„Batman: Mroczny Rycerz #01: Nocna trwoga”: W głąb króliczej nory – recenzja
Data premiery w Polsce: 8 grudnia 2014W kwestii przygód Batmana, który krąży po salonach popkultury od ponad siedemdziesięciu lat i przeżył równie wiele sukcesów, co upadków, trzeba się naprawdę natrudzić, aby wymyślić świeżą i porywającą historię. Niektórym twórcom jednak czasem się to udaje – czy tak właśnie było w przypadku „Batman. Mroczny Rycerz: Nocna trwoga”?
W kwestii przygód Batmana, który krąży po salonach popkultury od ponad siedemdziesięciu lat i przeżył równie wiele sukcesów, co upadków, trzeba się naprawdę natrudzić, aby wymyślić świeżą i porywającą historię. Niektórym twórcom jednak czasem się to udaje – czy tak właśnie było w przypadku „Batman. Mroczny Rycerz: Nocna trwoga”?
„Nocna trwoga” rozpoczyna się od ucieczki z Arkham Asylum plejady ikonicznych wrogów Mrocznego Mściciela. Nie byłoby w tym niczego nowatorskiego, gdyby nie to, że kolejni złoczyńcy poddawani są przedziwnej przemianie w górę mięśni à la Bane. Gdyby było tego mało, za wszystko odpowiedzialna jest specjalna toksyna, która eliminuje u nich uczucie strachu, dzięki czemu stają się znacznie trudniejszymi przeciwnikami do pokonania oraz zyskują niesamowicie irytującą zdolność podniosłego monologizowania. Za wszystkim zdaje się zaś stać kobieta przebrana za Białego Króliczka, której tropem Batman stara się podążać.
Złoczyńców biegających po ulicach i rozbijających się w najlepsze jest najwidoczniej za wiele jak na jednego Mrocznego Rycerza oraz grupę nieudolnych policjantów, bowiem przez karty komiksu przewija się aż nadto superbohaterów. Ich groteskowa liczba oraz nieumiejętność wykorzystania potencjału woła o pomstę do nieba - począwszy od Robina i Nightwinga, którzy pojawiają się w kilku kadrach tylko po to, aby rzucić parę one-linerów, przez Batwoman, która pojawia się w – słownie – jednym kadrze, a na gościnnym występie ręki (sic!) Batgirl skończywszy. Przelotnie pojawia się także Wonder Woman, której obecność ogranicza się do stwierdzenia, iż jest zajęta, oraz Flash, który chcąc pomóc Mrocznemu Rycerzowi, wplątuje się w jeszcze większe tarapaty, kreując tym samym niedorzeczny wątek poboczny. Jedynie walka z Supermanem - starającym się trzymać Batmana na dystans w związku z różnicą w ich sile - wypada autentycznie i w „starym stylu”.
[image-browser playlist="637751" suggest=""]
Rysunki Davida Fincha usilnie starają się przypominać te autorstwa Jima Lee, który zna doskonały przepis na równowagę pomiędzy kobiecymi krągłościami, zanadto wyeksponowanymi męskimi torsami i bicepsami oraz tłami o ostrych, wyrazistych rysach. Niestety – Finch tego przepisu nie zna, jedynie stara się go naśladować, przez co jego ilustracje przywodzą na myśl przekolorowaną i wybujałą stylistykę komiksów z lat 90., co tylko potwierdza wygląd Batmobila, będącego niemal wierną repliką tego z filmów Burtona.
Na zdecydowany plus należy zaliczyć nie tyle obecność, co wyrazistość postaci Alfreda, który dysponuje ostrym i trafnym poczuciem humoru, a przy tym jest maksymalnie empatyczny. Nie jest on już tylko wąsatym napędem do tacy, na której niesie świeżo zaparzoną herbatę dla panicza Bruce’a, tylko pełnoprawnym uczestnikiem wydarzeń zaprezentowanych w komiksie, bowiem ktoś wreszcie zlitował się nad tą postacią.
Scenariusz komiksu przypomina skrypt jednej z ostatnich gier komputerowych o przygodach Batmana – aby dowiedzieć się, kto stoi za zbrodniczym atakiem na Gotham, bohater musi przebić się przez kolejne zastępy wrogów, którzy niemal dosłownie spadają z nieba (jak np. Deathstroke), oraz nie zgubić z zasięgu wzroku tajemniczego Białego Króliczka. Byłoby to jeszcze do zniesienia, gdyby tylko wiodło do zaskakującej lub przynajmniej logicznej konkluzji, jednak wraz z zakończeniem historii rodzi się jeszcze więcej niejasności niż na początku tomu. Trudno stwierdzić, czy jest to spowodowane tym, że historia ma więcej dziur niż szwajcarski ser, czy po prostu dlatego, że w zamierzeniach twórców jest to fabuła zasługująca na rozwinięcie – rozwinięcie, którego jednak nie można się dopatrzeć, ponieważ historii tej najzwyczajniej w świecie brakuje potencjału na więcej niż kilka zeszytów.
Czytaj również: TOP 15 – Najlepsze książki 2014 roku
Komiks powinien być traktowany jako suma doznań i wrażeń, które składają się na pełne i kompletne dzieło. „Batman. Mroczny Rycerz: Nocna trwoga” prezentuje niechlujną historię z zaledwie paroma ciekawymi, ale nijak nie ratującymi całości elementami. Niestety kwalifikuje to tę historię do miana tzw. zapchajdziury, o której prędzej czy później się zapomni. Jak bowiem inaczej traktować komiks, w którym jeden ze złoczyńców krzyczy do Batmana, aby nazywał go od tej pory One-Face?
Poznaj recenzenta
Jan StąporDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat