„Better Call Saul”: sezon 1, odcinek 8 – recenzja
To pewnie zasługa dobrze przemyślanej historii i świetnego aktorstwa Boba Odenkirka – "Better Call Saul" cały czas jest serialem niezwykle interesującym, a kolejny odcinek utwierdza nas w przekonaniu, że może być tylko lepiej.
To pewnie zasługa dobrze przemyślanej historii i świetnego aktorstwa Boba Odenkirka – "Better Call Saul" cały czas jest serialem niezwykle interesującym, a kolejny odcinek utwierdza nas w przekonaniu, że może być tylko lepiej.
"Better Call Saul" cały czas w fantastyczny sposób buduje świat i bohaterów, których znamy z "Breaking Bad". Na szczęście w oderwaniu od kultowego już serialu nowe dzieło Vince'a Gilligana nadal się broni – niby jest Saul/James i Mike, jest także Albuquerque, ale ta historia może się ciągnąć przez długie sezony, zanim zostanie skrzyżowana z przygodami Waltera White’a i, co najważniejsze, może być równie ciekawa.
Karierowa sinusoida cały czas roztacza się przed Jimmym, a główny bohater powoli staje się specjalistą od wzlotów i upadków. Zresztą widać to w scenie, w której zostaje wyrzucony z domu spokojnej starości – niby odnosi kolejną porażkę, ale cały czas stara się wyjść z sytuacji z twarzą, a jego spryt i pomysłowość za każdym razem potrafią zadziwić. I najwyraźniej wreszcie zaczęło się to opłacać – pomysł na ratowanie robotnika był całkiem niezły, ale pozwolił Jimmy’emu jedynie na zdobycie klientów w postaci staruszków chcących spisać testament. Prawdziwa jazda zaczyna się właśnie w odcinku „Rico” – nasz bohater zaczyna na własną rękę budować wielką sprawę, która może stać się przełomowa dla jego kariery. Pewnie tak się nie stanie, ale z pewnością do końca sezonu śledzenie tego wątku będzie niesamowicie emocjonujące.
Niby jest to banalny schemat – dopiero co w poprzednim odcinku zakończył się wątek Kettlemanów, więc pustkę należy zapełnić kolejną dużą sprawą. Na szczęście sezon jest zbudowany tak dobrze, że proces przeciwko Sanpiper Crossing wydaje się być zwyczajną koleją rzeczy, choć jakby się dokładnie przyjrzeć, to został on wprowadzony dosłownie jedną sceną – powiedzmy, że zawdzięczamy to bystrości McGilla…
[video-browser playlist="675541" suggest=""]
…której najwyraźniej nasz bohater musiał się długo uczyć. Scena otwierająca 8. odcinek, pokazująca początki kariery Jamesa, zaznacza, że do egzaminu adwokackiego przygotowywał się w jakiejś mało znaczącej szkole, co pewnie dyskredytuje go w oczach zarówno współpracowników, jak i widzów. W tej (wyjątkowo niebieskiej) sekwencji widzimy człowieka nieśmiałego i jego zderzenie z pierwszym niepowodzeniem. Liczę na więcej takich retrospekcji, bo wydaje mi się, że to, jak Jimmy został adwokatem, jest równie ciekawe jak historia przeistoczenia się McGilla w Goodmana.
Niby klimat serialu znacznie różni się od "Breaking Bad" - mamy większy nacisk na wątki obyczajowe i romantyczne, co bardzo mnie cieszy - ale stylistycznie to nadal te same chwyty, które już widzieliśmy w poprzednim serialu AMC. Dużo w „Rico” charakterystycznych sekwencji montażowych, moich ulubionych przyspieszeń, które ukazują zmiany krajobrazu Nowego Meksyku, oraz cięć kończących scenę w połowie akcji – w tym to jedno, fantastyczne, które kończy odcinek. Miód!
Czytaj również: „Gra o tron” – szokujący początek sezonu i wielki powrót bohatera
To jeszcze nie jest najwyższa półka, ale cieszy mnie to, że "Better Call Saul" znalazło swój charakter i język, który jest inny od „Breaking Bad”, a jednak niesie za sobą przyjemne skojarzenia z tym telewizyjnym klasykiem – ci sami aktorzy, te same ujęcia i konstrukcja. To tak, jakby porównać "The Wire" z "Treme" Davida Simona – niby to samo, a jednak coś całkowicie oryginalnego i równie interesującego. Miejmy nadzieję, że będzie to trwało przez długi czas, bo James McGill / Saul Goodman i reszta pobocznych postaci mają równie wielki potencjał co chory na raka nauczyciel chemii.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat