Better Call Saul: sezon 2, odcinek 10 (finał) – recenzja
Zakończenie drugiego sezonu Better Call Saul nie powinno być żadnym zdziwieniem – zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tempa, które nadali twórcy, spokojnego snucia historii, skupienia się raczej na tu i teraz niż na ścieżce przemiany głównego bohatera w tytułowego Saula Goodmana.
Zakończenie drugiego sezonu Better Call Saul nie powinno być żadnym zdziwieniem – zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tempa, które nadali twórcy, spokojnego snucia historii, skupienia się raczej na tu i teraz niż na ścieżce przemiany głównego bohatera w tytułowego Saula Goodmana.
Choć czołówka ostatniego odcinka drugiego sezonu jest praktycznie identyczna jak ta wieńcząca serię pierwszą (zmieniono tylko miejscami kolor), to widać, że nastawienie Goulda i Gilligana się zmieniło. Futurospekcja z początku sezonu jest jedynym punktem zwracającym naszą uwagę w kierunku Breaking Bad. Zwykle jednak, tak jak w odcinku Klick, otrzymujemy retrospekcje znów rzucające więcej światła na wspólną przeszłość Jimmy’ego i Chucka, która próbuje wytłumaczyć niechęć starszego brata do głównego bohatera.
Tę politykę niepopychania fabuły w kierunku spotkania Jimmy’ego McGilla z Walterem White'em jednak nie wszyscy przyjmują z aprobatą. Better Call Saul zdążyło już wytyczyć swoje własne ścieżki i odnajduje się w nich bardzo dobrze. Czuć jednak spójność uniwersum i wszyscy chcą poznać drogę McGilla do przeobrażenia się w Saula Goodmana - w końcu sam tytuł i czołówki podsycają to oczekiwanie. I niby to otrzymujemy, jednak nie w takim tempie, jak niektórzy by sobie życzyli. Pomysł na postać ewoluuje co roku, a twórcy nie udają nawet, że nie wpadli jeszcze na to, jak połączyć te dwie linie fabularne – chcą bawić się Jimmym, zgłębiać jego postać, bo jest on tak naprawdę bardziej interesujący od przyszłego Saula Goodmana. Nie sposób się z tym nie zgodzić.
W Breaking Bad Saul był jedynie zabawną figurą, comic reliefem, który pojawiał się wtedy, gdy był potrzebny. Dzięki temu serialowi Gould i Gilligan mogą stworzyć kolejną niezapomnianą postać, być może nie tak widowiskową i dramatyczną jak Walter White, lecz nadal świetnie sportretowaną i wykorzystaną. Zarówno wątek konfliktu z Chuckiem, związku z Kim, jak i prywatnej praktyki powoli przyćmiewa kilka rzuconych żartów podczas jego ciemnych interesów z Heisenbergiem, szczególnie że właśnie teraz Bob Odenkirk może naprawdę popisać się swoją rolą i udaje mu się to w stu procentach.
Oczywiście McGill nie jest jedynym głównym bohaterem serialu. Byłem pewien, że w jakiś sposób finał na nowo połączy historie Jimmy’ego i Mike’a, tak się jednak nie stało, a ich wątki prowadzone są równolegle i często daje się im po równo czasu ekranowego. To wyraźna zmiana kierunku, a choć z pewnością twórcy mają chytry plan, by połączyć te historie, to ich tymczasowa niezależność pokazuje, że serial AMC chce eksplorować wszelkie postacie i wydarzenia w Albuquerque.
I tak jak wolne było tempo całego sezonu, tak zakończenie serii nie zostało naznaczone wielką katastrofą. Planowany od kilku odcinków atak Mike’a spełzł na niczym (choć scena była zatrważająca!), a krętactwa Jimmy’ego znowu zostały zdemaskowane. To oczywiście daje masę możliwości rozwoju w kolejnym sezonie i wiele pytań wciąż pozostaje otwartych (Czy Mike spowoduje kalectwo Hectora? Czy konflikt z Chuckiem doprowadzi do zmiany nazwiska na Saul Goodman?), które, miejmy nadzieję, zostaną chociaż po części wyjaśnione w przyszłym roku.
Można mieć do tego jednak spore wątpliwości, bo twórcy stwierdzili jakiś czas temu, że nie chcą rozstawać się z Jimmym – pokochali tę postać i nie chcą szybko zmieniać jej pozycji. Nieważne, ile ta zabawa potrwa - niektórzy fani z pewnością wkrótce będą zniecierpliwieni. Jedynym ratunkiem dla nich jest stworzenie historii bardziej angażującej niż Breaking Bad, ale czy Gould i Gilligan muszą po tym sezonie - świetnie zagranym, bystrym i ciekawym - cokolwiek nam udowadniać? Raczej nie.
Źródło: zdjęcie główne: AMC
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat