Billions: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Billions, nowy serial Showtime, próbuje nam sprzedać wojnę dwóch władz - pieniądz kontra prawo. Dobro kontra zło. Fałsz kontra prawda. W pilocie twórcom wychodzi to jednak niezbyt umiejętnie.
Billions, nowy serial Showtime, próbuje nam sprzedać wojnę dwóch władz - pieniądz kontra prawo. Dobro kontra zło. Fałsz kontra prawda. W pilocie twórcom wychodzi to jednak niezbyt umiejętnie.
Pilot Billions rozpoczyna się od sceny, w której obserwujemy leżącego na podłodze głównego bohatera, Chucka Rhoadesa (Paul Giamatti). Ręce i nogi ma związane, usta zakneblowane. Jego klatka piersiowa zostaje przyciśnięta obcasem, tajemnicza kobieta przypala go papierosem, po czym oddaje na niego mocz. Scena wprowadzająca jego adwersarza, Bobby’ego Axelroda (Damian Lewis), to zupełne przeciwieństwo – codzienne życie, pizza w ramach luchu z żoną, pomoc staremu przyjacielowi. To jedyne momenty, w których będziemy wątpić w to, kto znajduje się po której stronie.
Nowy serial Showtime skupiać się będzie na pojedynku tych dwóch person, polegającym zarówno na grze psychologicznej, jak i tej środkami mniej lub bardziej legalnymi. Ten pierwszy jest nowojorskim prokuratorem, a drugi - szefem funduszu hedgingowego, który podejrzewany jest o nielegalne interesy. Chuck nigdy nie przegrał żadnej sprawy; Axe (jak nazywają go niektórzy) w oczach reszty jest self-made manem, jedynym żyjącym dyrektorem po katastrofie 9/11 i ucieleśnieniem amerykańskiego snu oraz idących za tym wartości.
Obaj chcą utrzymać status quo, co oczywiście w końcu stanie się niemożliwe, ich drogi jednak przetną się nie dlatego, że Axe jest umoczony, a Chuck reprezentuje wymiar sprawiedliwości - duma, ambicje i długość przyrodzenia stają się tu najważniejszymi czynnikami. Plan ten brzmi rzeczywiście interesująco, szkoda tylko, że nie wiemy tak naprawdę, dlaczego dwójka bohaterów szczerze się nie znosi. Tak już po prostu jest. Gorzej od umotywowania wojny wychodzą jednak dwie główne postacie. Wspomniałem wyżej o wprowadzających scenach, które mają uświadomić, że w każdym bohaterze walczą ze sobą przeciwieństwa, a jednak wiemy, że Chuck jest tym dobrym i sprawiedliwym, co idealnie wybrzmiewa w zdecydowanie najlepszej scenie pilota, w której prokurator nie zgadza się na pójście na układ ze swoim starym znajomym. Tymczasem jesteśmy także pewni, że Bobby wcale nie ma czystych zamiarów – dla niego liczy się zysk i władza. Mając możliwość pójścia w dwa ciekawe kierunki – albo tworząc dualistyczny obraz każdego z bohaterów, albo wręcz przeciwnie, kreując ich zero-jedynkowo, czarno-biało, by widz był przekonany, że dany bohater jest tym, za kogo się podaje – twórcy nie skorzystali z żadnej z tych opcji. Pilot Billions sprzedaje więc nam cały układ sił i motywacji, by od następnego odcinka przejść już do działania.
To był krótki połów i zostaliśmy złapani na haczyk (bądź nie) po 50 minutach. A szkoda, bo równie dobrze ekspozycja mogłaby trwać znacznie dłużej i pogłębić bohaterów, a nie jedynie sugerować (niepotrzebnie) zboczenia jednego i ciemne strony drugiego. Dlatego o wiele ciekawiej zapowiadają się postacie partnerek Axe'a i Chucka – to mocne kobiety, robiące karierę, ale w pewien sposób będące jednak ostoją domostwa. Zawsze są za plecami bohaterów i mają spory wpływ na to, jakie decyzje podejmują. To może być zdecydowanie najmocniejszy punkt tego serialu, podobnie jak aktorstwo Giamattiego i Lewisa, o ile nie zostaną strywializowani i spłaszczeni słabą konstrukcją postaci. Traktuję to jednak jako tradycyjne potknięcie odcinka pilotażowego, który musi być prosty, by złapać widza na rozwijającą się dopiero historię. Gra się rozpoczęła i może przebiegać bardzo interesująco.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat