W najnowszym epizodzie Billions Bobby Axelrod próbuje odbudować swoją finansową potęgę, zagrożoną działaniami prokuratury i zbliżającego się procesu. Dodatkowo musi zapewnić stabilizację swojej rodzinie. Mimo że rozstaje się z Larą, to jak na dobrego człowieka przystało, pragnie zapewnić jej i dzieciom dobrobyt.
Ponownie więc Billions serwuje nam fabułę opartą na dziesiątkach pokątnych rozmów, żarliwych dyskusji i nonszalanckich kłótni. Mimo treści bogatej w różnorodne dialogi, akcja jest jednak pozbawiona większych emocji. Takie beznamiętne prezentowanie wydarzeń zawsze było bolączką tego serialu. Niestety w pierwszych odcinkach trzeciego sezonu to się nie zmieniło, a w omawianym epizodzie jest to szczególnie widoczne.
Serial obdarty ze swojej stylowej, audiowizualnej formy momentami sprawia wrażenie dość przegadanej i nieco monotonnej psychodramy, której tematyką są pieniądze i władza. Scenarzystom brakuje pazura, dzięki któremu opowieść nabrałaby rumieńców. Widzowie z wypiekami na twarzach powinni oglądać finansowe przepychanki i balansowanie na granicy prawa. Czasami jednak fabuła jest tak jednostajna, że łatwo o zniecierpliwienie. Takie znamiona ma niestety bieżący odcinek.
Chuck i Bobby dostają w prezencie od scenarzystów dwa wątki uzupełniające główną opowieść. Ten pierwszy zostaje zmuszony przez przełożonego do zajęcia się sprawą zabójstwa strażnika więziennego. Drugi natomiast, starając się odbudować potęgę, wmanewrowuje w ryzykowny układ bankrutującego biznesmena. Pozornie ciekawe wydarzenia nie zostają właściwie rozpisane.
Przykładowo wątek więźnia oskarżonego o zabójstwo strażnika ma drugie dno. Okazuje się, że skazany był maltretowany przez swojego nadzorcę i opinia publiczna zdaje się być po jego stronie. Twórcy zamiast zagłębić się w tę interesującą historię, która dałaby nam przy okazji odpocząć od motywu przewodniego, skupiają się ponownie na Chucku, który odczuwa imperatyw przeciwstawienia się prokuratorowi generalnemu. „Jesteś w stanie każdego przechytrzyć” - mówi w pewnym momencie do niego Wendy, co łatwo traktować jako swoisty gong rozpoczynający walkę. Możemy się spodziewać, że w kolejnym odcinku Rhoades, jak dziki pies rzuci się do gardła przeciwnikowi i oczywiście osiągnie sukces. Warto tu też wspomnieć, jak tendencyjnie pisana jest postać prokuratora Jeffcoata. Tego typu postacie obecne są w popkulturze praktycznie od jej początków. Wielki zły wilk działający w imię litery prawa wpierw rozdaje karty, a później zbiera srogie lanie od protagonistów. W tym przypadku nie może być inaczej.
Jeśli chodzi o Axe’a, sytuacja jest równie przewidywalna. Bohater odhacza kolejne punkty na liście rzeczy mogących doprowadzić go do zwycięstwa w zbliżającym się procesie. Aby osiągnąć sukces, bezlitośnie wykorzystuje swoje finanse. Mamona jest potęgą - możemy wywnioskować, obserwując jego poczynania lub śledząc sposób, w jaki Taylor zarządza firmą. Maszynka do robienia pieniędzy, które gwarantują władzę i szczęście, takie jak chociażby piękny pierścionek przekazany przez skorumpowanego świadka swojej przyszłej żonie.
Trudno traktować Billions jako serial z przesłaniem czy misją. Łatwo jednak odnieść wrażenie, że twórcy przez trzy długie sezony nie pokazali właściwie destrukcyjnej siły pieniędzy. Są one jedynie narzędziem w walce z jeszcze bardziej niszczącą mocą, jaką jest władza. Billions jawi się nam jako starcie dwóch potęg rządzących światem. W odróżnieniu jednak od Trust nie niszczą one ludzi, ale w pewien sposób ich… budują. Styl życia bohaterów może imponować. Mimo mniejszych czy większych kłopotów radzą sobie na co dzień całkiem nieźle. Do czego więc zmierza serial Billions? Czy w najnowszym sezonie nastąpi przełom w tej kwestii? A może takowy jest jednak niepotrzebny? Sama akcja aż tak mocno nie wciąga, wiec widz szuka podświadomie jakiegoś przesłania. Szkoda tylko, że jeśli takowe istnieje, to sprawia wrażenie lekko niepokojącego.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor Fisz