Call of Duty: Black Ops 4 – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 12 października 2018Nowy rok, nowe Call of Duty. Tym razem rzeczywiście dużo się zmieniło, zaś twórcy chcą wprowadzić serię na nowe tory. Czy im się to uda?
Nowy rok, nowe Call of Duty. Tym razem rzeczywiście dużo się zmieniło, zaś twórcy chcą wprowadzić serię na nowe tory. Czy im się to uda?
Powiedzieć, że Call of Duty: Black Ops 4 sporo zmienia w swojej formule, to tak, jak nie powiedzieć nic. Czy wyszło to na dobre, czy na złe? To już jest sprawa bardzo osobista, a odpowiedź na to pytanie zależy przede wszystkim od tego, czy uznamy, że wywalenie trybu fabularnego na rzecz popularnego i wszechobecnego Battle Royale to decyzja dobra czy zła. Istnieją wszak ludzie grający w Call of Duty dla fabuły, zaś tę seria Black Ops miała całkiem niezłą.
Zamiast tego dostajemy Sztab, w którym poznajemy krótkie (łącznie około godziny przerywników) historie naszych Specjalistów, którymi przyjdzie nam później grać, jak również mamy możliwość zapoznać się z ich unikalnymi umiejętnościami, a także podstawowymi trybami gry. Same w sobie przerywniki są może i ładnie zrobione, nie przeczę, natomiast brak im spójności, głębi i sensu, nawet gdy są połączone w całość. Nauka umiejętności naszych bohaterów jest całkiem przydatna, nawet jeśli ktoś grał w poprzednią część, z której wzięto ponad połowę postaci, natomiast walka z botami? Po prostu nie rozmawiajmy o tym. O ile jeszcze w deathmatchu drużynowym jakoś to ujdzie, o tyle w trybach posiadających cel inny niż zabijanie... Po prostu nie.
Najważniejszą nowością jest oczywiście tryb Blackout, czyli odpowiedź Activision na trend Battle Royale. Co to takiego? W skrócie, duża liczba graczy (w tym wypadku 88) zostaje zrzucona na dużą mapę, gdzie muszą odnaleźć wyposażenie i walczyć o przetrwanie na zmniejszającym się stale polu walki. Z jednej strony uczciwie przyznaję, że to póki co najlepiej zrobione BR, w jakie miałem okazję zagrać, a doświadczenie mam zarówno z PlayerUnknown’s Battlegrounds, Fortnite: Battle Royale, jak i kilkoma innymi, w tym niedostępnym jeszcze niestety w Europie, jakże znakomitym Ring of Elysium. Jednak i tutaj nie wyzbyto się pewnych problemów. Przede wszystkim grafika i dźwięk. Nie uświadczymy tutaj pełnych 60 klatek, jak w przypadku innych trybów, co ma spory wpływ na płynność i odczucia z rozgrywki, choć tylko przy większych starciach. Kolejna sprawa to dźwięk. O ile jeszcze kierunek, z którego dochodzi sygnał dźwiękowy, jest jeszcze łatwo określić, zwłaszcza przy dobrym zestawie słuchawkowym, o tyle odległość to już jakaś masakra. Zwłaszcza odgłosy kroków, które rozchodzą się bardzo, ale to bardzo nierówno i ciężko stwierdzić, jak daleko od nas jest przeciwnik. W grze, w której dźwięk stanowi jedno z głównych źródeł informacji o położeniu przeciwnika, jest to, lekko mówiąc, frustrujące.
Jednak te wszystkie negatywne cechy bledną przy całej masie pozytywów, jaką może pochwalić się Blackout. Mapa jest duża, zawiera w sobie kilka lokacji znanych nam z serii Black Ops, które wplecione zostały w jej teren po mistrzowsku i wypadły wyjątkowo naturalnie. Jest kilka różnic między mechaniką zwykłych trybów sieciowych a Blackoutem, takich jak liczba dodatków do broni, leczenie się, opad kuli (na mapach w zwykłej grze nigdy nie miał on właściwie znaczenia, są po prostu za małe) no i oczywiście pojazdy. Najlepiej podróżowało mi się śmigłowcami, choć quady i ciężarówki wypadały równie dobrze.
Bardzo dobrze wypadają również klasyczne tryby rozgrywki, choć i tu nie obyło się bez zmian. Przede wszystkim zamiast 100 punktów życia mamy teraz 150 +, dodatkowe 50, które możemy uzyskać z umiejętności jednego ze Specjalistów oraz opcjonalny pancerz. To, wraz z mocno przebudowanym systemem broni (miejscami wprowadzono dodatki dwupoziomowe, dające po odblokowaniu jeszcze większe bonusy) oraz innymi umiejętnościami Specjalistów daje nam zupełnie nowy balans i tempro rozgrywki. Jest nieco wolniej, bardziej taktycznie, wciąż jednak piekielnie dynamicznie i miodnie. Zwłaszcza kiedy zaczniemy na poważnie bawić się kombinacjami broni i umiejętności postaci, a jak do tego mamy zgrany oddział, który wzajemnie się uzupełnia? Nigdy już nie zechcemy sięgnąć po poprzednie odsłony Black Ops. Zwłaszcza że prócz nowych map, wraca również masa starych i dobrych, które przez lata zdobyły sobie zasłużone miejsce w sercach graczy.
Na sam koniec pozostaje jeszcze tryb Zombie, który powraca w glorii i chwale, zabierając nas do rzymskiego Koloseum, na pokład Titanica i do Alcatraz. Każda z lokacji jest unikatowa i wygląda po prostu pięknie. Gra się tu całkiem przyjemnie, ni mniej, ni dużo więcej, przynajmniej w podstawowy tryb, bowiem dochodzi jeszcze nowość w postaci Szturmu, gdzie broń mamy za darmo, zaś naszym celem jest dotrzeć do określonego miejsca i wytrzymać tam najazd zombiaków, zdobywając przy tym jak najwięcej punktów. Jak nietrudno się domyśleć, łatwe to nie jest, ale za to bardzo przyjemne, zwłaszcza jeśli mamy z kim grać.
Oprawa audiowizualna gry wypada, jak zawsze, po prostu dobrze. Znów postawiono na płynność ponad wizualne fajerwerki, choć Blackout udowadnia, że silnik gry - zarówno pod względem grafiki, jak dźwięku - wymaga już nieco odkurzenia, nadal jednak bez szczególnych wad i zgrzytów.
Nie da się ukryć, że to najbardziej nowatorski Call of Duty od lat, jednak wyszło to grze na dobre jest sprawą dyskusyjną. Ja nadal nie do końca kupuję wyjaśnienie, że porzucono fabułę, by skupić się na Blackout. Z drugiej strony jednak lepiej dostać jeden dopracowany tryb, niż zrobić więcej na odwal się.
Plusy:
+ bardziej taktyczna rozgrywka,
+ balans broni i wyposażenia,
+ specjaliści
+ tryb Szturm w Zomnie,
+ Blackout jest świetny ale...
Minusy:
– ...ma spadki FPS, a dźwięk w nim kuleje.
– dodano go kosztem trybu fabularnego.
Źródło: fot. Activision
Poznaj recenzenta
Aleksander "Taktyczny Wafel" MazanekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat