Channel Zero: No-End House: odcinek 4 – recenzja
Miałam pewne oczekiwania względem tego odcinka i niestety - nieszczególnie mnie usatysfakcjonował. Choć robi się gęsto, a kolejni bohaterowie giną, nie czuję większych emocji z tym związanych.
Miałam pewne oczekiwania względem tego odcinka i niestety - nieszczególnie mnie usatysfakcjonował. Choć robi się gęsto, a kolejni bohaterowie giną, nie czuję większych emocji z tym związanych.
Czwarty odcinek serialu ponownie wprowadza nas do budynku tajemniczego domu, w czym można dopatrzeć się sygnału powolnego zmierzania do końca. Sezon liczy tylko 6 odcinków, jednak ja wciąż mam wrażenie, że całość nie zdążyła się jeszcze porządnie rozkręcić. Niemniej, bieżący epizod wyeliminował kilka postaci i zakończył się cliffhangerem, co zawęża główny wątek akcji. Teraz liczy się tylko Jules, Margot i ścigający je ojciec dziewczyny. I może Seth, o ile jakimś cudem uda mu się powrócić z alternatywnej rzeczywistości. Cicho przyznam, iż mam nadzieję, że jedna się nie uda – uczucie kiełkujące między nim a Margot było dość naciągane i moim zdaniem niepotrzebne dla głównej fabuły.
Bieżący odcinek usunął część postaci, ale z drugiej strony wprowadził też kilka nowych, anonimowych. Do tej pory w miasteczku nie było żywej duszy, natomiast teraz mamy do czynienia z dziwnymi apatycznymi ludźmi, którzy sprawiają wrażenie zupełnie wyłączonych, biernych, niczym zombie. I rzeczywiście kojarzenie ich z niemal martwymi powłokami jest uzasadnione, co widać później wśród zbóż, gdzie główni bohaterowie znajdują dogorywającego człowieka (a raczej to, co z niego pozostało). Dom pożera swoje ofiary, począwszy od mózgu, więc owszem, mamy tu do czynienia ze zgrają żywych trupów. Cały ten tłok ludzi, który z zaskoczenia zastosowano w czwartym odcinku jest czymś nowym, a przez to trochę dezorientującym. Ale muszę przyznać, że przynajmniej ciekawie zagęszcza atmosferę. Robi się nie tylko bardziej niepokojąco, gdy nie wiadomo, czy z zakamarka nie wyskoczy kolejna obca osoba, ale też przerażająco, bo na własne oczy widzimy już, co stanie się z bohaterami, jeśli nie wyjdą z tego domu na czas. I co najważniejsze - widzą to także oni sami.
Odcinek zasygnalizował też inną ciekawą kwestię. Wiemy już, że Seth wychowywał się w tym miejscu, a mimo to jest w pełnej sprawności umysłowej. Wiemy też, że ojciec Margot, choć jest (prawdopodobnie) tylko widmem, także ma pewne przebłyski rozsądku, gdy pozwala dziewczynom uciekać. Nie wszyscy zatem są tak "martwi" jak anonimowy tłum, który nam zaprezentowano. Pytanie tylko: od czego to zależy? Dlaczego Seth nie utracił swoich wspomnień i jak to możliwe, że wychodzi i wchodzi do realnego świata, gdy chce? Serial stawia coraz więcej pytań i nie udziela na nie jeszcze odpowiedzi. I, niestety, przy tym wszystkim mam frustrujące poczucie bałaganu i trochę pójścia na łatwiznę, jeśli chodzi o radzenie sobie z tajemnicami. Zamiast wyjaśniać, co i jak, twórcy uśmiercają postać, a działania podejmowane przez ocalałych już nijak do niej nie nawiązują. Obawiam się, że nie poznamy już historii Dylana, ani prawdy o J.D., bo pozostali bohaterowie w ułamku sekundy mają ich już gdzieś. Swoją drogą, śmierć tego drugiego wypada zupełnie nieprzekonująco - chłopak zajmuje się ogniem, jak gdyby był łatwopalny, co psuje całe napięcie.
Obojętność wobec tych, którzy zginęli, widać zwłaszcza w momencie opuszczenia domu. Po wydostaniu się z mrocznego budynku, Jules i Margot w ogóle nie wydawały się być przejęte faktem, że ich znajomi zginęli gdzieś po drugiej stronie. Jak gdyby nigdy nic ruszyły w kierunku samochodu, gawędząc sobie po drodze. Mało to przekonujące – nawet jeśli koniec końców potraktowały dom tylko jako zabawę, powinny dać po sobie poznać, że choć trochę obchodzi je los kolegów. Poza tym: czy można cokolwiek wziąć za pewnik po takim praniu mózgu, jakiego obydwie doświadczyły? Cóż, jak widać można – gdy wyszły na zewnątrz, rzeczywiście były przekonane, że są już w normalnym świecie. Według mnie cała ta ucieczka była podejrzanie łatwa i wciąż ubolewam, że dom jako dom sam w sobie nie odegrał w fabule większej roli. Stał się tylko łącznikiem między dwoma światami. W drodze powrotnej Jules i Margot znów przemierzały poszczególne pokoje i choć w każdym teoretycznie czaiła się jakaś pułapka, wciąż nic im się nie stało. Biorąc pod uwagę fakt, iż pokazano nam, jak tuż za dziewczynami do domu wchodzi ojciec, podejrzewałam, że będziemy świadkami gonitwy po pokojach. Nic z tego – w mgnieniu oka jesteśmy już po drugiej stronie, gdzie za chwilę zjawia się też pan Sleator. Szkoda, że nie wiedzieliśmy, jak on radzi sobie z przemarszem przez pomieszczenia – ciekawie byłoby patrzeć na to, jak dom podchodzi do widm, które teoretycznie nie posiadają ludzkich wspomnień.
Co dalej? Wygląda na to, że na chwilę odpoczniemy od domu – reszta horroru prawdopodobnie rozegra się w rzeczywistości, gdzie dojdzie do ostatecznej konfrontacji Margot i jej ojca. Niestety w oczekiwaniu na finał nie towarzyszą mi szczególne emocje. Zamierzeniem twórców prawdopodobnie było zahipnotyzowanie i wciągnięcie widza w całą tę enigmatyczną treść, jednak ja czuję się tym odrobinę poirytowana - bieżący odcinek nieszczególnie zabłysnął w warstwie scenariuszowej. Niemniej jednak, tajemniczy klimat i ciekawe zdjęcia są naprawdę na dobrym poziomie - niezależnie od tego, jak irytujące mogą być działania bohaterów czy kolejne rozwiązania fabularne, patrzy się na to całkiem przyjemnie. W tym tygodniu 6/10.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat