Chirurdzy: sezon 14, odcinek 11 – recenzja
W przeciwieństwie do poprzedniego epizodu, najnowszy odcinek serialu skupia się głównie wokół jednej postaci. Tym razem cała akcja dotyczy dr Bailey, a zwłaszcza jej sytuacji zdrowotnej.
W przeciwieństwie do poprzedniego epizodu, najnowszy odcinek serialu skupia się głównie wokół jednej postaci. Tym razem cała akcja dotyczy dr Bailey, a zwłaszcza jej sytuacji zdrowotnej.
Fabuła serialu od razu zabiera widzów w świat dr Baily i jej rodziny. Już pierwsze minuty pokazują jej relację z dr. Warrenem oraz jej synem Tuckiem. O ile w towarzystwie dziecka pani doktor nie daje po sobie poznać w jak wielkim konflikcie żyją z mężem, to w momencie kiedy syn znika z pola widzenia, wszystkie emocje biorą górę. Co więcej, od jakiegoś czasu sugeruje się widzom, że dr Bailey żyje w ogromnym stresie, a na jej ramionach spoczywa odpowiedzialność za szpital. Jest to widoczne tym bardziej, że co rusz pojawiają się najbardziej tragiczne wspomnienia, których doświadczyła dr Bailey przez lata swojej rezydentury w szpitalu. Oczywiście, dr Bailey bez większych problemów godzi obowiązki matki, chirurga i zarządcy, to jednak bardzo logicznym rozwiązaniem wydaje się zaakcentowanie ile zdrowia ją to kosztuje. Dlatego też, w momencie kiedy przychodzi do Seattle Presbyterian Hospital i oświadcza, z typowym dla siebie wdziękiem, że właśnie ma atak serca, nie pozostaje nam nic innego jak jej uwierzyć i wskoczyć prosto w wydarzenia odcinka.
A w odcinku dzieje się i to na tyle dużo, że z radością można zacierać fanowskie ręce. Przede wszystkim zaproponowany wątek jest osobistą wycieczką dr Bailey w zrozumienie sensu życia. I jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi, to jest to merritum epizodu, dodatkowo podkreślone grubą linią w ostatnich scenach. Dlatego też dostajemy serię flashbacków, w których wkraczamy we wczesne dzieciństwo Mirandy Bailey i poznajemy jej matkę. Zagłębiamy w małe niuanse ludzkiej historii, które mają wpływ na obecne zachowanie jej postaci. Już wcześniej kilkakrotnie pokazywano nam młodą Mirandę, ale jeszcze nigdy w kontekście jej rodziny. Pod tym względem odcinek bardzo miło zaskoczył, dodał różnorodne tło dla rozwoju swoich bohaterów.
Nieco gorzej wypada sposób, w jaki przedstawiono sam problem zdrowotny dr Bailey. Nie ulega wątpliwości, że Grey's Anatomy zwrócili uwagę na kilka rzeczy: kobiecy atak serca jej trudny do poprawnego i wczesnego zdiagnozowania. Do tego dochodzi jeszcze pozycja władzy, którą zajmuje dr Bailey, jej kompetencje, które nieustannie są poddawane zwątpieniu, a to wszystko posypane jest uprzedzeniami dotyczącymi koloru skóry. Wszystkie te czynniki razem wzięte dają naprawdę ciekawe pole do popisu, ponownie podkreślając, jak duże zniszczenie mogą siać uprzedzenia i skostniałe systemy, zwłaszcza na poziomie edukacji wyższej. Dostajemy zatem serię scen w których, albo nikt nie jej dowierza, że ma atak serca, albo zostaje zdiagnozowana za późno, albo musi poprosić dr Pierce o pomoc w innym szpitalu, albo wdaje się w potyczki słowne z ekspertami, którzy widzą i wiedzą lepiej, niż ona sama. Z jednej strony wyszło to dość sprawnie - zarysowanie stereotypowych reakcji na tle nierówności społecznych, czy konflikt pomiędzy męskim autorytetem, a czarnoskórą szefową chirurgii. Z drugiej jednak strony, przedstawiono to dość banalnie i niczym w towarzystwie przekupek na targu. Krzykom i rozkazom nie było końca, co według mnie obdzierało cały ten wątek z powagi. Nie można zaprzeczyć, że było to emocjonalne podejście do tematu, niestety wywołano nie do końca te emocje, których zapewne się spodziewano.
Sam odcinek trzyma jednak w stałym napięciu i pozwala zagłębić się w problem dr Bailey bez rozdrabniania się na inne, poszczególne wątki. Jest również niejako miejscem, w którym dochodzi do oficjalnego rozgałęzienia się produkcji serialu. To między innymi tutaj właśnie dr Warren dostaje oficjalne “pozwolenie”, by zostać strażakiem. Tym samym przedstawia się nam spin off Chirurgów - Station 19, w której Jason George, wcielający się w dr. Warrena, będzie członkiem jednostki straży pożarnej. Stanowi to również punkt kulminacyjny odcinka, w którym dochodzi do pochwały własnej pasji i oddania się temu, co się kocha. Nawet jeśli niesie to za sobą ryzyko utraty zdrowia. Serial ponownie powtarza, niczym prostą mantrę, że życie jest krótkie i kruche i lepiej spędzić je na tym, co daje nam radość, niż na bezpiecznym czytaniu książki, na ławce przed domem, zamiast w domu na drzewie. Między innymi właśnie po to były pokazane wspomnienia z dzieciństwa Mirandy. Żeby zrozumieć korzyści płynące drobnego ryzyka i wychodzenie poza własną strefę komfortu. Ot, taka moralizująca przypowiastka się zrobiła z tego odcinka. Ostatecznie odcinek kończy się happy endem, adekwatnym do możliwości danej sytuacji.
Źródło: zdjęcie główne: ABC/Mitch Haaseth
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat