Chirurdzy: sezon 15, odcinek 14 – recenzja
Dzieje się... i to fajnie się dzieje. Po poprzednim, trochę nijakim odcinku, serial w końcu rozpieszcza swoich widzów. Jest sporo akcji, dużo przypadków medycznych, a całość ogląda się z zapartym tchem.
Dzieje się... i to fajnie się dzieje. Po poprzednim, trochę nijakim odcinku, serial w końcu rozpieszcza swoich widzów. Jest sporo akcji, dużo przypadków medycznych, a całość ogląda się z zapartym tchem.
O ile poprzedni tydzień stał pod znakiem zbyt szerokiego dostępu do broni, to tym razem serial porusza równie kontrowersyjny temat, czyli narkotyki. I przywołuje go w bardzo spektakularny sposób, łącząc zawód lekarza z osobistą tragedią kilku bohaterów. Do szpitala w Seattle trafia spora grupa osób, którzy cierpią z powodu trefnych narkotyków. Kilkadziesiąt osób trafia na izbę przyjęć, część z nich walczy o życie. Jedną z pacjentek jest Betty, która niedawno uciekła z odwyku. Jej życie wisi na włosku, a skomplikowanej operacji serca podejmuje się dr Altman. Uważni fani z łatwością domyślą się dlaczego dr Altman tak nalegała, żeby to właśnie ona operowała Betty, a nie dr Pierce. Jest to nawiązanie do śmierci jej męża, Henry’ego i tej przedziwnej relacji pomiędzy dr Altman i Cristiną Yang. Oglądając ten wątek, widząc jak bardzo Teddy stara się uchronić Amelię przed ewentualną nienawiścią spowodowaną utratą Betty, nie da się nie wracać pamięcią do dr Altman i Henry’ego. Wydaje się być to jako zadośćuczynienie dla tych fanów, których śmierć Henry’ego rozczarowała lata temu. Teraz dostaliśmy szczęśliwe zakończenie i Betty cudem przetrwała tę operację. Wisienką na torcie jest też nieproporcjonalnie długi uścisk wdzięczności pomiędzy Teddy a Amelią, którego, biorąc pod uwagę zagmatwane relacje pomiędzy obiema paniami, w ogóle się nie spodziewałam. Cały ten wątek, Leo, Owen, Amelia i ciężarna Teddy, wszystko to razem wzięte, mimo że jest skomplikowane na poziomie telenoweli, ogląda się zaskakująco dobrze. Podoba mi się jak bardzo wzajemne relacje bohaterów są połączone, jak bardzo rozciągnięte w czasie, a przede wszystkim logicznie prowadzone. Jestem po prostu ciekawa jak to się skończy. Czy będzie szczęśliwe zakończenie, a może raczej gorzko-słodkie?
Reszta bohaterów posiada kilka ciekawszych scen, choć od razu widać, że są one nieco mniej angażujące niż ten wątek pierwszoplanowy. Mam wrażenie, że scenarzyści postanowili pokazać postać dr Grey nie tylko przez pryzmat jej życia uczuciowego, ale także jako utalentowanego chirurga. Już na samym wejściu odcinka jest scena, w której dr Grey podejmuje się niezwykle skomplikowanej operacji, która jest czasochłonna. Tak bardzo, że udaje jej się pobić rekord najdłuższej operacji w szpitalu. Może to i prawda, może i brawa by się należały, ale uwaga widzów skupiona jest wokół głównych, narkotykowych wydarzeń, a nie zamkniętej w jednej sali pani chirurg. Wątek Dr Grey, mimo że usiłuje się go nam sprzedać jako coś niebywałego, wcale taki nie jest. W tym konkretnym odcinku jawi się tylko jako wypełniacz pomiędzy ciekawszymi wydarzeniami. A szkoda, bo zmarnował się potencjalnie dobry wątek, który w innych okolicznościach miałby większą siłę nośną.
Największe rozczarowanie odcinka przypada jednak na postać dr. Avery’ego, bo wydarzenia związane z jego osobą nie wychodzą ponad doskonale obeznany banał. Pomysł z bezdomnym, który potrzebuje pomocy nie tylko medycznej, ale też i egzystencjalnej jest czystą, serialową kliszą. Rozwiązanie problemu, czyli ofiarowanie mu ubrań, które dr Avery chciał zabrać ze sobą na biwak, wcale nie czyni tego wątku ciekawszym. Wręcz przeciwnie, oddanie czegoś, czego bogatemu bohaterowi po prostu zbywa i robienie z tego wielkiego aktu pomocy wydaje się być naprawdę bardzo płytkie. Dawno coś tak bardzo nie wyszło w chirurgach jak ten konkretny wątek. Do tej pory serial dobrze sobie radzi z tak mocno zarysowanymi społecznymi problemami. W tym przypadku serial poleciał jakościowo ostro w dół, zdecydowanie poniżej własnych możliwości.
Dlatego też odcinek wydaje się być zwyczajnie nierówny. Dostajemy kilka wyśmienitych scen, perfekcyjnie zagranych i budowanych od jakiegoś czasu. Ogląda się je z zapartym tchem i chce się więcej. Zaraz potem jednak pojawiają się banały poganiające inne banały i to razi po oczach. Aż chce się westchnąć z powodu lekkiej nuty rozczarowania. Rzecz jednak w tym, że te gorsze momenty uciekają z pamięci zaraz po napisach końcowych, a zostaje w niej rewelacyjna historia Betty i jej bliskich. Tym samym ostatecznie odcinek jest w stanie się wybronić i dostarczyć widzom niezapomnianych, serialowych doświadczeń.
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat