Chirurdzy: sezon 15, odcinek 6 – recenzja
Chirurdzy dostarczają bardzo tematyczny odcinek. Tym razem jednak zamiast typowego Halloween kierują swoje kroki w stronę meksykańskiego święta Dnia Zmarłych.
Chirurdzy dostarczają bardzo tematyczny odcinek. Tym razem jednak zamiast typowego Halloween kierują swoje kroki w stronę meksykańskiego święta Dnia Zmarłych.
Najnowszy odcinek serialu jest nostalgiczno-humorystyczny, dokładnie tak, jak sama atmosfera Dnia Zmarłych. Niby śmierć jest obecna, a smutek po stracie bliskich w dalszym ciągu jest wyczuwalny, to jednak ten specyficzny czas wspomnień powinien być budowany na muzyce, kwiatach i dobrym jedzeniu. I właśnie te elementy z łatwością można odnaleźć w całym odcinku serialu.
Śmierć jest jednym z głównych bohaterów odcinka i wydaje się krążyć dookoła pozostałych, choć nie do końca uderza w nich bezpośrednio. Nie wydaje się to być niczym odkrywczym, w końcu to serial o szpitalu i pacjentach. Jawi się jako widmo przeszłości albo wspomnienie kogoś bliskiego. Nie ma tutaj dramatycznej walki o życie pacjentów czy choćby o własne. Jest za to zaduma i świadomość, że nic nie trwa wiecznie. I jeśli brać pod uwagę tylko ten aspekt, to na tym gruncie serial poradził sobie bardzo dobrze. Nie musi jednak wszystkim się to spodobać.
A to dlatego, że przez to odcinek wydaje się być dość nierówny. Widać to doskonale na przykładzie postaci dr Grey, która dostaje bardzo tragiczną wiadomość. Jej ojciec Thatcher jest chory na AML (ostra białaczka szpikowa) i nie ma zbyt wiele życia przed sobą. Postać ojca dr Grey od lat nie pojawia się w serialu, a stosunki między bohaterami są bardziej niż skomplikowane. Dr Grey reaguje tak, jak można się tego spodziewać: totalną zawiechą, podczas której waha się, czy zadzwonić do ojca, czy dać sobie spokój. W końcu on od lat nie szuka z nią żadnego kontaktu. Dlatego przez pierwszą część odcinka jej postać nie robi w zasadzie nic konkretnego, tylko się waha. Siedzi i myśli, ewentualnie z kimś rozmawia na temat czy ma myśleć dalej czy może podjąć działania. Nie byłoby to wcale takie złe, gdyby nie postać dr Pierce, która robi praktycznie to samo, tylko w drugim końcu szpitala. Też siedzi w jednym z gabinetów i rozpamiętuje swoją niedawno zmarłą matką. Nie pomaga nawet dr Avery, który przybywa niczym partner idealny, to z jedzeniem, to kwiatami, to z kawą (tu właśnie pojawiają się widoczne nawiązania do meksykańskiego Dnia Zmarłych). Dr Pierce każdorazowo odmawia tych dobroci i pogrąża się w zamyśleniu.
O ile dr Pierce spędza cały odcinek na wspominkach, o tyle dr Grey w drugiej części epizodu nabiera nieco więcej rozpędu i zahacza nawet o wątki romantyczno-humorystyczne. Ta część podoba mi się o wiele bardziej i to z prostego względu - jest miłym nawiązaniem do poprzednich sezonów (odwołania do scen z Derekiem i Finnem), a także angażuje postać dr Grey w jakiekolwiek działania. Wydaje się, że jej postać zaczyna mieć jakiś pomysł na siebie samą w tym sezonie, nawet jeśli jest to wątek typowo romantyczny. A przynajmniej na to wskazuje scena pod windą, w której zarówno dr DeLuca, jak i dr Lincoln zaczynają lekko żenujący flirt z Meredith. Pełno jest drobnych niuansów sugerujących, że ten sezon może jeszcze zaskoczyć sercowymi dylematami bohaterów.
To nie jest jedyny miłosny trójkąt, na jaki pozwala sobie serial. W dalszym ciągu pod znakiem wielkiej niewiadomej znajdują się dr Altman, dr Hunt i dr Shepherd. I kiedy wydawało się, że ten wątek zrobi w końcu krok do przodu, to fabuła zatacza tradycyjny już skok w tył. Teddy po raz kolejny zawahała się nad wyznaniem prawdy Owenowi na temat ciąży. Powoli zaczyna się to robić nudne, a już na pewno irytujące. Mam wrażenie, że ten temat ciągnie się przynajmniej o jeden odcinek za długo i naprawdę nie potrzeba więcej dowodów na to, jak bardzo dr Hunt jest szczęśliwy w obecnej sytuacji. Nie trzeba podkręcać tutaj dramatycznej atmosfery. Ona jest sama przez się, a kolejne odcinki, w których dr Altman waha się, raczej odpychają niż przyciągają uwagę widzów.
Na plus odcinka zdecydowanie można zaliczyć wątki proceduralne. Na pierwszy rzut idzie młoda dziewczynka, które jest zauroczona przystojnym dr. DeLuca. Jest to naprawdę miły przerywnik, który z łatwością rozluźnia dość melancholijną atmosferę. Tym bardziej, że to za sprawą dziewczynki i jej rodziny do serialu trafiają obchody Dnia Zmarłych. Rodzina pacjentki decyduje się przenieść celebrowanie tego wydarzenia do szpitalnej sali, skoro ich córka nie może brać w nim udziału poza domem.
Przypadek drugiej pacjentki jest już bardziej w stylu Halloween. Od lat zmaga się ona z chorobą nerek i za każdym razem, kiedy ma dojść do przeszczepu, to kobieta traci swoją szansę na wyleczenie. W ramach radzenia sobie ze stresem, razem ze swoją przyjaciółką planują jej pogrzeb. Do czasu, kiedy dr Bailey oraz dr Jo Karev (dawniej Wilson), bawią się we Wiktora Frankensteina i postanawiają odzyskać nerkę od zmarłego niedawno pacjenta, a dokładnie takiego, który był gotowy do transportu do kostnicy. Skojarzenia z zombie i właśnie z Frankensteinem nasuwają się same, nie sposób jednak nie uśmiechnąć się przy tej interpretacji. Zwłaszcza że ten zabieg doskonale wpisuje się w tematykę odcinka. Przy okazji można podziwiać dr Bailey na sali operacyjnej, a to zawsze jest jednym z ciekawszych elementów całego serialu.
Największe wrażenie robi jednak sama końcówka. I nie ma tutaj co ukrywać - jest ona skierowana dla wszystkich wiernych fanów serialu. Z dwóch powodów. Pierwszy to hiszpański cover piosenki Chasing Cars zespołu Coldplay. W serialu już wielokrotnie pojawiały się różne wersje tej piosenki. Taki mały Easter Egg dla wtajemniczonych. Drugi powód to pojawienie się “duchów” wszystkich tych, których utraciła dr Grey, a których w jakiś sposób kochała. Dlatego dosłownie przez chwilę widzimy jej mamę, Dereka, Lexi,George’a, a także Marka. Pojawia się nawet Doc, pies, którego posiadała kiedyś dr Grey. Aż łezka może się zakręcić w oku ze wzruszenia.
Tym samym serial po raz kolejny pokazuje, że nie odcina się od tego, co było kiedyś. Nie zapominają swojej własnej historii. Wręcz przeciwnie, co jakiś czas przywołuje pojedyncze sceny, pomysły, charakterystyczne elementy i utwierdza swoich widzów w przekonaniu, że Grey's Anatomy to nie jest zwykły serial. To kawał czasu i historii, a także pewien kulturowy artefakt w świecie współczesnej telewizji.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat