„Choleryk z Brooklynu” DVD – recenzja
Choleryk z Brooklynu Phila Aldena Robinsona to obraz opowiadający o temperamentnym mężczyźnie, który dowiaduje się, że zostało mu jedynie 90 minut życia.
Choleryk z Brooklynu Phila Aldena Robinsona to obraz opowiadający o temperamentnym mężczyźnie, który dowiaduje się, że zostało mu jedynie 90 minut życia.
Choleryk z Brooklynu ("The Angriest Man in Brooklyn") z takim zamysłem scenariuszowym w połączaniu z wybuchowym temperamentem głównego bohatera (Robin Williams w jednej z ostatnich ról) mógłby być przepisem na sukces. Film jednak nieumiejętnie wykorzystuje te atuty, sprawiając, że są one wręcz niezauważalne. Po pierwsze - tempo historii zupełnie leży. Bohater dowiaduje się, że ma do przeżycia jedynie 90 minut, więc presja upływającego czasu powinna być odczuwalna w każdej scenie. Czy mężczyźnie uda się pogodzić z rodziną i pożegnać ze znajomymi? To pytanie powinno napędzać całą opowieść. Tak się jednak nie dzieje. Poszczególne sekwencje zamiast epatować podskórnym napięciem wynikającym z faktu walki z czasem wloką się niemiłosiernie, nie potrafiąc przykuć uwagi widza.
Zawodzi przede wszystkim sposób inscenizacji i budowania tempa poszczególnych sekwencji. Najlepszym przykładem jest scena kupowania kamery wideo: Henry spieszy się z zakupem, za to kasjer z wyjątkowym namaszczeniem, powoli wykonuje swoją pracę. Scenariuszowo scena ta ma więc ogromny potencjał, niestety jej wykonanie pozostawia wiele do życzenia, gdyż zachowanie bohaterów nie wskazuje na irytację wynikającą z nieubłaganie upływającego czasu. Ze świecą szukać tutaj inscenizacyjnej wirtuozerii podobnej sceny z To właśnie miłość, w której zachowanie Alana Rickmana kontrastowało z obyciem Rowana Atkinsona, co nie dość, że budowało wrażenie presji czasu, to jeszcze stanowiło o komizmie sytuacji. Sekwencja z filmu Choleryk z Brooklynu wygląda raczej jak nudne zakupy mężczyzny w średnim wieku, nieposiadające żadnego drugiego dna.
Drugim mankamentem jest fakt, iż wybuchowy temperament bohatera nie jest wyraźnie ukazany ani szczególnie namacalny. Bo choć mężczyzna pokrzykuje na wszystkich dookoła i w myślach wymienia listę rzeczy, których nienawidzi, jego słowna agresja tak naprawdę nie robi żadnego wrażenia, wydaje się stonowana. Być może wynika to z łagodnej i ciepłej twarzy Robina Williamsa? W końcu na myśl o tym aktorze człowiek nie widzi raczej nabuzowanego choleryka, a miłą głowę rodziny. Oczywiście aktorowi udało się w niektórych swoich rolach odejść od takiego schematu, jednak zabieg ten nie powiódł się w Choleryku z Brooklynu, przez co kreacja głównej postaci pozostawia wiele do życzenia.
Zresztą cała doborowa obsada aktorska (poza Williamsem występuje także Peter Dinklage, Melisa Leo i Mila Kunis) tak naprawdę ma niewiele do grania, raczej snując się gdzieś po ekranie niż racząc nas ciekawymi zdaniami czy niecodziennym sposobem zachowania. Tak naprawdę jedynie niektóre sekwencje filmu bronią się interesującymi uwagami dotyczącymi życia, śmierci oraz miłości, reszta pozostawia widza ze wzruszeniem ramion. Brak jest emocjonalnej bliskości z bohaterami, by można było przejąć się ich losem. Zresztą sam reżyser, w żaden sposób nie oddając presji, pod jaką znaleźli się bohaterowie, sam zdaje się nie do końca nimi przejmować. Jedyną sceną, która rezonuje z widzem, jest moment nagrania pożegnalnego wideo dla syna. W niej czuć wreszcie jakiekolwiek emocje bohatera związane z nieubłaganym losem. W pozostałych sekwencjach z założenia dramatycznych brak jest tego poczucia.
Zobacz również: Robin Williams - najlepsze sceny
Choleryk z Brooklynu pozostaje więc filmem o niezłym pomyśle wyjściowym, którego zabiło słabe wykonanie. A szkoda, bo parę scen ukazujących, jak zmienia się podejście do człowieka, gdy inni dowiadują się, iż ten ma umrzeć, jest naprawdę dobrych. Jest ich jednak za mało, by były w stanie podbić poziom całego dzieła. A ten jest tak niewysoki, że ostatecznie trochę szkoda czasu na obraz Robinsona.
Poznaj recenzenta
Michał KaczońKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat