Chucky: sezon 1, odcinki 6 i 7 - recenzja
Granica absurdu została przekroczona. Serial bezwstydnie uciekł w czarną komedię i zapomniał o emocjach, które targają bohaterami.
Granica absurdu została przekroczona. Serial bezwstydnie uciekł w czarną komedię i zapomniał o emocjach, które targają bohaterami.
Chucky nie jest serialem poświęcającym dużo czasu na wewnętrzne rozterki bohaterów, kreśląc raczej grubą nicią ich profile charakterologiczne. Produkcję najlepiej opisuje sytuacja z poprzednich odcinków, kiedy to Jake całkiem na serio rozważał zabicie Lexy i dostało to więcej czasu ekranowego, niż motywy związane z jego dojrzewaniem i poznawaniem siebie. Tym między innymi przecież promowano serial, chcąc opowiedzieć o chłopaku znajdującym się w trudnym momencie życia, ale sen z jego powiek spędzała nie utrata rodziców a właśnie blondwłosa dziewczyna. Ten sposób opowiadania historii kontynuujemy w kolejnych odcinkach, jeszcze mocniej skręcając w stronę absurdu i zapominając o tym, co dla naszych bohaterów jest istotne.
Jasne, najważniejsze na ten moment jest zlikwidowanie Chucky'ego, ale zabrakło bardziej subtelnych momentów, w których moglibyśmy pobyć z bohaterami i na chwilę przed finałem, doznać emocji innych od śmiechu wywołanego czarnym humorem. Odcinki mają dość czytelną konstrukcję, serwując bardzo szybkie tempo i dając może kilka minut na wyciszenie. W najnowszych dwóch epizodach akcja przyspieszyła jeszcze bardziej - pojawili się nowi bohaterowie, wciąż mamy sekwencje retrospekcji, a nawet śmierć poniosły dwie mamy, co nie doczekało się pogłębionej refleksji i towarzyszyła temu praktycznie zerowa reakcja młodocianych postaci.
Serial może imponować sposobem na przetwarzanie gatunkowych klisz, jednocześnie skupiając się wyłącznie na krwawej rozrywce. Scen ekspozycyjnych praktycznie nie ma, każda minuta musi być wypełniona akcją, a za wyjaśnianie pewnych rzeczy odpowiedzialne są retrospekcje z lat 80., w których widzimy początki relacji Charlesa Lee Raya i Tiffany. Nie można twórcom odmówić braku umiejętności budowania napięcia, bo poprzednio na skraju fotela obserwowałem próby Jake'a, Lexy i Devona, chcących schwytać morderczą Laleczkę. Tym razem jest jednak poczucie powtarzalności, a najgorszy jest brak zaangażowania ze względu na postawę postaci. Śmierć matki Devona jest tylko jedną z atrakcji, nie ma w scenariuszu nawet chwili zastaowienia się nad tym, co właściwie się wydarzyło. Jakby tego było mało, jej odejście było spodziewane - wykonała swoje zadania w fabule, zaakceptowała związek jej syna z przyjacielem, a chwila szczęścia musiała zostać przerwana przez Chucky'ego.
W szóstym odcinku zatytułowanym Cape Queer pojawiają się Andy Barclay (Alex Vincent) i Kyle (Christine Elise), którzy mają wieloletnie doświadczenie z laleczkami - podróżują przez kraj w poszukiwaniu chwytających za nóż zabawek. Bez mrugnięcia okiem odbierają im żywot, co stwarza ciekawą perspektywę na finał. Wydaje mi się jednak, że ich dołączenie do akcji jest zbyt nagłe w perspektywie całego serialu. Znacznie lepiej wypadłoby ich stopniowe dołączanie do fabuły, bo nie każdy widz ma w pamięci poprzednie filmy z ich udziałem.
Wcześniejsze postaci zamordowane przez Chucky'ego nie potrzebowały szerszego komentarza lub reakcji bohaterów, którzy nie musieli odczuwać ich odejścia w żaden szczególny sposób. Całkowity skręt w czarny humor i rozrywkę sprawił, że jakość zabawy z odcinka znacząco spadła. Dotyczy to braku zaskoczeń i trochę leniwych rozwiązań, które dyktowane są fabułą. Unikanie klisz z jednoczesnym traktowaniem fabuły jako pretekst, tworzy bardzo dziwną mieszankę. Odcinek Twice the Grieving, Double the Loss jest wprowadzeniem do finału i chociaż jest zdecydowanie lepszy, to jednak również zawiera moment dyskusyjny. Chodzi o przemianę Juniora, który od początku nie miał po drodze ze swoim ojcem, zaś odejście jego matki mogło zaważyć na tym, co ostatecznie zrobił, definitywnie rozwiązując z nim swój spór. Było to drastyczne, ale umotywowane działaniami Chucky'ego, szukającego nowego "przyjaciela". Jest to chaotyczne rozwiązanie, ale na pewno stwarza ciekawą perspektywę przed konfrontacją młodocianych bohaterów.
Na koniec widzimy też, że zagrożenie idące na Hackensack jest zdecydowanie poważniejsze od jednej morderczej laleczki. Biorąc pod uwagę obraną przez twórców konwencję i czarny humor, możemy oczekiwać festiwalu brutalności. Na ten moment jednak zabrakło przede wszystkim rozwoju młodych postaci, które (prócz Juniora) stanęły w miejscu. Wątpliwe też, że uda się na koniec wszystkie te wątki zawiązać.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat