„Civil War: Wolverine”: W pogoni za Nitro – recenzja
Tragiczne wydarzenia ze Stamford i obojętność X-Men zmusiły Rosomaka do podjęcia zdecydowanych kroków w celu definitywnego zakończenia żywota Nitro - mutanta, który doprowadził do wybuchu Wojny domowej. Recenzujemy "Civil War: Wolverine".
Tragiczne wydarzenia ze Stamford i obojętność X-Men zmusiły Rosomaka do podjęcia zdecydowanych kroków w celu definitywnego zakończenia żywota Nitro - mutanta, który doprowadził do wybuchu Wojny domowej. Recenzujemy "Civil War: Wolverine".
W latach 2006-2007 Marvel wydał prawdziwe arcydzieło - komiks opisujący wydarzenie, które zmieniło oblicze całego uniwersum i skonfrontowało ze sobą przyjaciół i wrogów. Ale "Wojna domowa" ("Civil War") to tylko główne danie, któremu towarzyszyły inne – poboczne – skupiające się zarówno na indywidualnościach, jak i całych grupach superbohaterów Marvela. "Civil War: Wolverine" opisuje działanie Logana. Znając jego krewki temperament, już teraz możecie być pewni, że album idealnie wpisuje się w życiorys Rosomaka. Akcji, trupów, fabularnych twistów i zaskoczeń nie brakuje.
Fabularnie album umiejscowiony jest przed tragicznymi wydarzeniami ze Stamford. Logana poznajemy w typowej dla niego sytuacji: Rosomak rozprawia się z rzezimieszkami (na swój sposób, ma się rozumieć), nie szczędząc im wycisku ani cierpienia. Nawet niespecjalnie przejmuje się swoim zdrowiem, zdolność szybkiego leczenia ran reaguje pozytywnie. Wtedy jeszcze nie wie, że przyda mu się ona jak w żadnym innym albumie wcześniej. Szybko okazuje się, że Logan potrzebny jest gdzieś indziej - tam, gdzie śmierć poniosło ponad pół tysiąca cywili, a pośród nich 60 dzieci.
Zobacz także: "Civil War: The Amazing Spider-Man" - recenzja
Wolverine dociera na miejsce, kiedy jeszcze trwają poszukiwania. Nie żywych, ale ciał tych, którzy mogą znajdować się pod zgliszczami. Skala zniszczeń jest przeogromna, przytłaczająca wręcz. Już wtedy krew w żyłach Kanadyjczyka się gotuje. Kiedy okazuje się, że za całym tym tragicznym wydarzeniem stoi jeden z nich, mutant o pseudonimie Nitro, Logan przysięga zemstę. Rozpoczyna się prywatna wendetta. Polegając na swym doskonałym węchu, Logan rusza w pogoń za Nitro. To, co znajdzie na krańcu swej przepełnionej agresją i usłanej licznymi trupami przygody, wprowadzi czytelnika w zdumienie.
"Civil War: Wolverine" to kolejny obok "Civil War: The Amazing Spider-Man" album będący tie-inem dla "Wojny domowej". Wobec znajomości kiepskiej opowieści pt. "Civil War: X-Men", w której pierwsza drużyna superbohaterów Marvela uwikłana jest w swoją własną wojenkę, poczynania Wolverine’a wzbudzają tym większe zainteresowanie. Jak zachowa się Logan? Czy posłucha swych przyjaciół z drużyny X-Men? Czy może skusi go Iron Man, który również z racji przynależności herosa do The New Avengers jest jego bezpośrednim zwierzchnikiem? A może coś zupełnie innego przekona Rosomaka do swoich zamiarów? Odpowiedź nie jest jednoznaczna; sytuacja, jaką przedstawiono w albumie "Civil War: Wolverine" jest bardziej skomplikowana, niż pierwotnie mogłoby się wydawać. Pościg za Nitro szybko przeradza się w większą sprawę, nie tylko dla Wolverine’a, bo na bitewnej arenie pojawiają się zupełnie nowi gracze, którzy również mają wiele od powiedzenia w kwestii mutanta, którego działania wprowadziły w życie ustawę o rejestracji i ujawnieniu personaliów zamaskowanych herosów.
Gdzieś w połowie albumu ukazuje się drugie oblicze Wolverine’a - to racjonalne, które pozbawione jest furii dzikiej bestii, do jakiej Logan często jest porównywany. Scenariusz staje się bardziej przyziemny i przyjmuje charakter polityczny. Wolverine odkrywa, kto stoi za Wojną domową i kto na tym najwięcej zyska. Polityczna intryga, która zdominowała drugą część opowieści graficznej autorstwa Marca Guggenheima, to majstersztyk w najlepszym tego słowa znaczeniu. Czytelnik przestaje spoglądać na komiks jak na jakąś opowieść o superbohaterach, a zamiast tego widzi świetny album political fiction. Dla Logana to bez różnicy – bez problemu odnajduje się w nowej sytuacji, a chociaż na ponad 150 kartach komiksu jego priorytety uległy zmianie, to brnie do celu niczym czołg.
Zobacz także: "Civil War: X-Men" - recenzja
Marc Guggenheim stworzył widowiskową opowieść rozgrywającą się w pochłoniętym konfliktem świecie Marvelowskich łotrów i bohaterów. Historia, w której uczestniczy Logan (a czytelnik razem z nim), toczy się obok tych wydarzeń, jednak przez obecność czołowych dla Wojny domowej postaci do niej nawiązuje. Szkicem tie-ina zajął się meksykański rysownik Humberto Ramos - jego kreska jest specyficzna, w niektórych kadrach nawet karykaturalna i przerysowana. Szczególnie jest to uwypuklone, kiedy obserwujemy Rosomaka w kostiumie członka drużyny X-Men. Jednak kiedy przychodzi do przyglądania się planszom, na których widzimy prawdziwą twarz bohaterów – Ramos nie ma sobie równych. W "Civil War: Wolverine" szczególnie upodobałem sobie Logana „po cywilnemu”. Rysunki pokazują determinację i furię, z jaką po trupach do celu zmierza Wolverine. Kawał dobrej roboty.
"Civil War: Wolverine" oryginalnie ukazał się w maju 2007 roku w 8 zeszytach z serii „Wolverine” (#42-48), później komiks doczekał się cyfrowego wydania zbiorczego, które niestety nie znajduje się w polskiej dystrybucji, a szkoda, bo to jeden z bardziej interesujących albumów przedstawiających inne spojrzenie na "Wojnę domową". "Civil War: Wolverine" można postawić tuż obok "Civil War: The Amazing Spider-Man" - oba albumy to doskonałe komiksy. I chociaż nie mogę pochwalić się pełną wiedzą na temat Wojny domowej (jeszcze sporo tie-inów zalega do nadrobienia), to wiem, że "Civil War: Wolverine" jest dla mnie jednym z ciekawszych albumów opisujących całe wielkie Marvelowskie wydarzenie.
źródło grafik: Marvel
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat