„Constantine”: sezon 1, odcinek 2 – recenzja
W 2. odcinku Constantine otrzymujemy to, za co możemy polubić ten serial: złe moce, charyzmatycznego głównego bohatera, ironię i proceduralny charakter, a wszystko z nastawieniem na relacje postaci. Jest nieźle!
W 2. odcinku Constantine otrzymujemy to, za co możemy polubić ten serial: złe moce, charyzmatycznego głównego bohatera, ironię i proceduralny charakter, a wszystko z nastawieniem na relacje postaci. Jest nieźle!
Constantine może nie zachwyca, ale ma szansę zyskać całkiem zacne grono odbiorców. A to wszystko za sprawą głównego bohatera, który jest taki, jaki być powinien: ironiczny, arogancki i bardzo brytyjski. Grający go Matt Ryan świetnie uchwycił specyficzność Johna - wychodzi mu to dużo lepiej niż Keanu Reevesowi.
Od początku na jaw wychodzi proceduralny charakter produkcji. Szybko 1. odcinek odchodzi w zapomnienie, podobnie jak Gabriel i cała reszta. Zamiast tego dostajemy typową sprawę tygodnia, a John leci do małej górniczej wioski w Stanach. Sprawa tajemniczego spłonięcia jednego z górników może się podobać, a momentami nawet zaskoczyć. O dziwo, podejrzanych jest nieco więcej niż jedna osoba - co jest bolączką wielu seriali kryminalnych. Wyjaśnienie całości jest nieco enigmatyczne i mało satysfakcjonujące, ale przecież chodzi o radzenie sobie z demonami, a tutaj twórcy dobitnie pokazują, że za każdym złem bardzo często stoi człowiek.
Serial radzi sobie także na innych polach, szczególnie jeżeli chodzi o zachowanie głównego bohatera. Dawno nie mieliśmy tak niepoprawnej, aroganckiej i zarazem charyzmatycznej postaci. John jest taki, jaki być powinien. I choć telewizja nieco go ugrzeczniła, szczególnie jeżeli chodzi o kultowe palenie papierosa za papierosem, to i tutaj starają się mrugnąć okiem do fanów - John wyjmuje papierosa. Może nie jest to właśnie to, na co czekali fani, ale lepsze takie nawiązanie niż żadne.
[video-browser playlist="632898" suggest=""]
Matt Ryan idealnie odnajduje się w roli egzorcysty, maga i demonologa. Jest chamski, arogancki, wszędzie węszy i nie przejmuje się nawet w momentach, gdy po uszy wpada w kłopoty. Do tego ma świetny akcent i zawadiacki uśmiech. Doskonale widać to w scenach z wdową po górniku i spotkaniem z Zed. Jest to zresztą świetna scena, jak i cała relacja. Postać Zed od razu przypadła mi do gustu, choć na razie jest jedną wielką niewiadomą. Czuć chemię pomiędzy postaciami i z tej znajomości może wyniknąć wiele fantastycznych scen i momentów. Sam John chwilami przypomina zaś połączenie Sherlocka Holmesa z Doktorem Who.
Nadal kuleje wizualna strona produkcji, choć twórcy starają się maskować braki w budżecie, jak tylko mogą. Charakteryzacja demonów bardzo mi się podobała i przypadła do gustu - w ten sposób niewielkim nakładem można stworzyć klimatyczną produkcję. Nie zmienia to jednak faktu, że efekty specjalne (szczególnie ogień) wyglądają jak z taniej, podrzędnej produkcji. Nazwisko Goyera mogłoby zwiastować lepsze efekty, ale skoro budżet nie pozwala, to trzeba się cieszyć z tego, co mamy. Można mieć przy tym jednak pewne obawy. Serial taki jak ten wymaga dobrych efektów, inaczej nie robi należytego wrażenia. Wierzę jednak w twórców - często budżet zostawia się na najważniejsze epizody. W 2. odcinku nieźle sobie z tym poradzono.
Klimatem Constantine przypomina trochę Supernatural. Czasami nawet za bardzo, co może w przyszłości przeszkadzać. Mamy małe miasteczko, demony, złe moce, a bohater często wpada w tarapaty i jest przy tym o wiele bardziej charyzmatyczny. John to idealny bohater dla widzów, którzy mają dość zasad, konwenansów i bycia miłym dla wszystkich. Constantine ma gdzieś innych, a jedyne, na czym mu zależy, to wyjaśnienie nadprzyrodzonych zjawisk.
Czytaj również: "Gracepoint", "Mulaney" i "Reign" zostaną anulowane? Sprawdźcie ranking
2. odcinek jest taki, jaki powinien. Przedstawia nową postać, która odegra ważną rolę, pokazuje nawiązujące się relacje i wprowadza widza w proceduralny charakter serialu. Nie ustrzegł się przy tym błędów. I choć momentami za bardzo przypomina wspomniane już Supernatural, to są to odczucia po tym jednym, konkretnym odcinku. Jeżeli kolejne sprawy będą ciekawe, a twórcy nawiążą do wątku głównego, to możemy dostać intrygującą produkcję. Warto dać Johnowi szansę chociażby ze względu na Matta Ryana, który jest naprawdę świetny. I choć Constantine nie jest odkryciem sezonu i nie powala na kolana, to nadrabia specyficznym klimatem. Ot, przyjemna produkcja na jesienne wieczory.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat