„Constantine”: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Wysoki poziom z poprzednich odcinków zostaje utrzymany i Constantine dostarcza nam kolejną świetną fabułę. Przy okazji produkcja ani na chwilę nie zwalnia i wprowadzona zostaje nowa niezwykle ważna dla komiksowego uniwersum postać.
Wysoki poziom z poprzednich odcinków zostaje utrzymany i Constantine dostarcza nam kolejną świetną fabułę. Przy okazji produkcja ani na chwilę nie zwalnia i wprowadzona zostaje nowa niezwykle ważna dla komiksowego uniwersum postać.
Constantine urasta do miana jednej z najlepszych rozrywkowych produkcji tego roku. Głównie dlatego, że scenarzyści świetnie podchodzą do kolejnych odcinków i robią naprawdę wiele, by widzowie dostawali coś ponad po prostu następną sprawę tygodnia. W najlepszym w tym sezonie odcinku 4. było to przełożenie na serial 1. zeszytu serii "Hellblazer", która to historia doskonale pokazała nam prawdę o pracy Constantine’a i wprowadziła na mały ekran naprawdę wielkie emocje.
W 5. odcinku tak dobrze nie jest, ale i bez tego otrzymujemy ciekawą fabułę, przede wszystkim zaś poznajemy Jima Corrigana, czyli kolejną ważną dla komiksowego uniwersum postać, która zapowiada niezwykle ciekawe wydarzenia w przyszłości. Więcej czasu ekranowego dostał również Papa Midnite, na nieco dłużej niż zwykle zostaje też z nami kumpel-pomocnik Johna, Chas, co także stanowi zaletę, bo dano mu kilka naprawdę dobrych scen.
[video-browser playlist="632786" suggest=""]
Poza tym widzom zgotowano to, za co można już było polubić Constantine'a, czyli świetnego głównego bohatera, bogate okultystyczne uniwersum, odrobinę makabry (cieszy, że zamiast tworzyć groteskowe demony twórcy stawiają na krew i otwarte rany, czym budują grozę), sporo horrorowego klimatu i niemałą dozę czarnego humoru. Jakoś to wszystko gra razem, fabuła wciąga, zwroty akcji ekscytują, a postacie intrygują. I w zasadzie jedynym słabym punktem okazuje się Zed, aczkolwiek nie tyle chodzi o postać samej medium, co wcielającą się w nią aktorkę, Angélicę Celaya, która repertuar mimiki zaprezentowała nam już w pierwszym ujęciu i od tej pory gra wyłącznie jedną miną. Na szczęście pozostaje ona jednak w cieniu Johna Constantine’a i nie ma okazji stać się zbyt irytującą.
Czytaj również: Produkcja "Constantine" wstrzymana
Widzów cieszyć może przede wszystkim fakt, że choć za nami 5 odcinków, nie można powiedzieć, by serial choć na chwilę zatrzymał się w miejscu, że goni w piętkę czy się powtarza, co często jest bolączką telewizyjnych produkcji. Przeciwnie wręcz – można tylko żałować, że twórcy nie dostali więcej czasu w każdym odcinku, bo ewidentnie mogliby kreować kolejne historie z większym rozmachem. I bez tego jednak Constantine wciąż zachowuje świeżość, mimo iż zbliża się do połowy sezonu, a nadciągająca nad świat i zapowiadana przez kolejne postacie ciemność zwiastuje przejście do jeszcze większej skali. Oby, bo przy podniesieniu stawki serial ten może wznieść się na absolutne wyżyny.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1960, kończy 64 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1967, kończy 57 lat