Cougar Town – 04×01
Wesoła gromadka z Florydy ponownie w akcji. Jak wypadł powrót Cul-de-Sac Crew w premierowym odcinku czwartej serii Cougar Town?
Wesoła gromadka z Florydy ponownie w akcji. Jak wypadł powrót Cul-de-Sac Crew w premierowym odcinku czwartej serii Cougar Town?
Na początku warto zauważyć, że powrót serialu był możliwy tylko dzięki decyzji szefostwa stacji TBS, która pod koniec zeszłego sezonu odkupiła od ABC prawa do produkcji serialu. Rodzima stacja, która zaczęła emisję w 2009 roku, zaczęła traktować twórców po macoszemu, opóźniając poprzedni sezon czy zmniejszając zamówienie na liczbę odcinków. Na plan wkroczyło wtedy TBS, oferując lepsze warunki i wykupując prawa do emisji dwóch kolejnych sezonów.
"Blue Sunday" to pierwszy odcinek po przeprowadzce. Cała sytuacja nie przeszła bez echa i sami twórcy okazują wdzięczność włodarzom stacji napisem na karcie tytułowej. "Witajcie PONOWNIE w Cougar Town. Dzięki, TBS. Czy to oznacza, że możemy teraz przeklinać na wizji?". Tym samym jeden z dodatkowych elementów humorystycznych - krótkie wstawki słowne przy logo - obecny w serialu od drugiego sezonu, pozostał na swoim miejscu.
[image-browser playlist="595836" suggest=""]
©2013 TBS
O ile wiadomość o kontynuowaniu produkcji Billa Lawrence'a jest bardzo pozytywna, o tyle pierwszy odcinek nowego sezonu zupełnie nie wykorzystał potencjału humorystycznego drzemiącego w serialu. W najnowszym epizodzie mało jest momentów prawdziwie zabawnych, budzących szczery śmiech. Wszystko teoretycznie znajduje się na swoim miejscu, jednak całość straciła sporo ze swojego słynnego luzu i swobody. Aktorzy wydawali się być bardziej spięci, grać swoje role na dużym wdechu. Chwilami można było poczuć, że starają się za bardzo, przez co wypadli mniej naturalnie. Być może był to wynik innego sposobu pracy przy nowym reżyserze. "Blue Sunday" zostało bowiem wyreżyserowane przez samą Courtney Cox. Na pierwszy rzut oka formuła prowadzenia historii wydaje się niezmieniona, jednak poszczególne elementy zdawały się ze sobą nie współgrać.
Rozmowy Travisa z ojcem, sekret Andy'ego i Jules, dziwny emocjonalny stan głównej bohaterki (blue-vortex) czy problemy Laurie – wszystkie te wątki stanowiły jedynie cień podobnych pomysłów z przeszłości, nie oddając pełni potencjału humorystycznego drzemiącego w tych sytuacjach. Wydaje się, że brakowało chemii między bohaterami, że zachowywali się ze zbytnim dramatyzmem. Trudno mi to ubrać w słowa, ale coś zdecydowanie było inaczej.
[image-browser playlist="595837" suggest=""]
©2013 TBS
Dodatkowa scena, zaprezentowana w trakcie napisów końcowych, to najzabawniejszy moment odcinka. Parodia różnych gatunków oraz świetna rozmowa z bohaterką Michelle Williams, która wypowiada słynną kwestię Laurie: "What whaaat?!", wypadły przyzwoicie, gdyż przedstawione były bez większego zadęcia. Stanowiły powiew potrzebnego luzu, bawiły się formą, były mrugnięciem oka w stronę widza. Wszystkich tych elementów zabrakło we właściwej części odcinka, która starała się prowadzić fabułę z dużą precyzją, tracąc przy tym serce i nasze zaangażowanie.
Zabieg muzyczny wypadł natomiast interesująco. W "Cougar Town" sporadycznie pojawiał się utwór lecący w tle. Premiera czwartej serii jest więc dość niezwykła, gdyż wykorzystuje takie zagranie. Co ciekawe - wybór padł na kawałek "Champion Sound" grupy Crystal Fighters. Ten sam, którego użyto niedawno w jednym z odcinków "Plotkary". Widać, że grupa próbuje pozyskać nowych fanów dzięki zgodzie na wykorzystanie swoich kawałków w telewizji. I dobrze! Zasługuje na uwagę. Co ważne – wybór utworu nie był przypadkowy. Tekst refrenu dobrze oddaje stan ducha Travisa oraz jego obecny problem z Laurie. "Chcę znaleźć moją dziewczynę, miłość będzie wspaniała" – to właśnie słyszymy w głośnikach, gdy na ekranie widzimy zasmuconą twarz chłopaka. Czy w nowym sezonie ta para zbliży się do siebie?
[image-browser playlist="595838" suggest=""]
©2013 TBS
"Blue Sunday" było powrotem w średnim stylu. Zastanawiałem się nawet, czy gdybym nie znał serialu wcześniej, skusiłbym się na jego kolejne odcinki. Zdecydowanie czegoś mi zabrakło. Jakiegoś luzu, większego przymrużenia oka, do których przyzwyczaiły nas wcześniejsze odsłony. Na szczęście znam serial dość dobrze i wiem, że twórcy potrafią tworzyć porządniejszą komedię, która jest w stanie prawdziwie rozbawić. Sądzę więc, że produkcja Billa Lawrence'a powróci jeszcze na dobre tory i w następnych odcinkach już porządnie się rozkręci.
Ocena: 6/10
Źródło: fot. ©2013 TBS
Poznaj recenzenta
Michał KaczońDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat