Czerwony pająk: Krótki film o (nie)zabijaniu – recenzja
Data premiery w Polsce: 27 listopada 2015Polska kinematografia nie ma długiej tradycji tworzenia thrillerów, jeśli w ogóle ona istnieje. Trudno bowiem znaleźć choć jeden tytuł, który wpisywałby się bez zastrzeżeń w ten gatunek – możemy ewentualnie zaliczyć Ziarno prawdy Borysa Lankosza, które jest raczej karykaturą niż odegraniem pewnych schematów. Na tym jałowym gruncie powstaje więc coś zupełnie przewrotnego, (nie)thriller z (nie)bohaterami i o (nie)zabijaniu – Czerwony pająk Marcina Koszałki.
Polska kinematografia nie ma długiej tradycji tworzenia thrillerów, jeśli w ogóle ona istnieje. Trudno bowiem znaleźć choć jeden tytuł, który wpisywałby się bez zastrzeżeń w ten gatunek – możemy ewentualnie zaliczyć Ziarno prawdy Borysa Lankosza, które jest raczej karykaturą niż odegraniem pewnych schematów. Na tym jałowym gruncie powstaje więc coś zupełnie przewrotnego, (nie)thriller z (nie)bohaterami i o (nie)zabijaniu – Czerwony pająk Marcina Koszałki.
Film oparty jest o książkę Marty Szreder pt. Lolo, która łączy w sobie prawdziwą historię Wampira z Krakowa oraz miejską legendę o tzw. Czerwonym pająku. Lolo, a konkretniej Karol Kot, skazany został w 1968 na karę śmierci za zabójstwo dwóch kobiet. Czerwony pająk, czyli Lucjan Staniak, przyznał się aż do 20 morderstw… problem jednak w tym, że nigdy nie istniał, a został jedynie wykreowany jako historyjka opowiadana między znajomymi. Koszałka, idąc za Szreder, miesza te dwie historie i tworzy opowieść nie tyle o morderstwie, co o fascynacji tym aktem.
Ponury, skąpany w śniegu Kraków, pełen błotnistych uliczek i podrapanych, sypiących się murów jest idealnym miejscem na rozegranie całej intrygi. Przestrzeń u Koszałki najlepiej odgrywa to, że w mieście dzieją się okrutne rzeczy – ciemne blokowiska, rzeźnia, piwnice są świadkami cichej fascynacji Karola Kremera (Filip Pławiak) weterynarzem (Adam Woronowicz), którego podejrzewa o serię morderstw popełnionych w ostatnim czasie. Bardzo szybko jednak relacja ich zamienia się we współpracę, naukę, czerpanie inspiracji, zaś w pewnym momencie pragnienie przekroczenia granic staje się ogromne, a krwawe pragnienia spotkają się z murem zasad etycznych.
Także i swoich ograniczeń był Koszałka świadomy i świadomie je przekraczał wbrew gatunkowym zasadom. Budowanie napięcia poprzez muzykę, suspens i nagromadzenie wydarzeń reżyser porzuca na rzecz kontemplacyjnej wręcz analizy tego, co w głowie głównego bohatera siedzi. To jednak na tyle krótka droga, że bardzo trudno jest wniknąć pod czaszkę Kramera – nim zrozumiemy jedną nieracjonalną decyzję, nastąpi już następna, niosąca za sobą lawinę kolejnych konsekwencji. Koszałka w duchu kłania się Kieślowskiemu, psychologizując swój film do granic możliwości – i tak jak reżyserowi Krótki film o zabijaniu, tak twórcy Czerwony pająk też się to nie udaje.
Oba filmy, zarówno Kieślowskiego, jak i jego spadkobiercy, w swoim wydźwięku są miałkie emocjonalnie i - co ciekawsze - Koszałka sam pozbawia się naboi, którymi mógłby strzelać. Elipsami i brakiem muzyki odejmuje swojemu dziełu potrzebnej dramaturgii. Oszczędną grą aktorską i interakcjami między bohaterami ograniczonymi do minimum spłaszcza jeszcze bardziej portret postaci. Reżyser zapewne cel swój osiągnął – stworzył mur, przez który bez wzruszeń oglądamy kolejne okrucieństwa, podobnie jak nasi bohaterowie z zimną krwią „zabijają” swoje ofiary, i przez który nie sposób poznać głównego bohatera. Miałoby to może ciekawszy wydźwięk, gdyby Czerwony pająk zakończył się odrobinę wcześniej, tymczasem zaatakowani jesteśmy jeszcze symbolicznym epilogiem burzącym niejako przekaz całego filmu – fascynacja aktem morderstwa ustępuje fascynacji samymi mordercami, a próba zrozumienia głównego bohatera zastąpiona jest wariacją na temat „niektórzy żyli dłużej i szczęśliwiej”.
Debiut Marcina Koszałki jest z pewnością takim filmem, jaki sobie reżyser zaplanował – wymykającym się na każdym kroku gatunkowym schematom, z intensywnymi, mrocznymi zdjęciami i masą niedopowiedzeń. Jednak widz zapamięta nie te przeskoki fabularne, często angażujące w trakcie seansu, lecz brak satysfakcji po wyjściu z kina. Twórcom może i należą się gratulacje za odwagę, jednak dobre chęci nie zawsze wystarczą, by opowiedzieć coś ciekawego.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat