Czerwony stan
Mieszane uczucia - to jest coś, co może towarzyszyć przeciętnemu fanowi twórczości Kevina Smitha przy zgłębianiu jego najnowszej produkcji. Począwszy od przeczytania opisu fabuły, poprzez obejrzenie zwiastuna aż po sam film - od początku do końca.
Mieszane uczucia - to jest coś, co może towarzyszyć przeciętnemu fanowi twórczości Kevina Smitha przy zgłębianiu jego najnowszej produkcji. Począwszy od przeczytania opisu fabuły, poprzez obejrzenie zwiastuna aż po sam film - od początku do końca.
Słynny reżyser jest kojarzony przede wszystkim z takimi obrazami jak "Sprzedawcy", "Dogma", "Zack i Miri kręcą porno", a ostatnio "Fujary na tropie". Jego dzieła prezentują różny poziom, ale zasadniczo są to komedie, które pod wiadrami przekleństw i bezczelnego humoru prezentowały jakieś głębsze lub chociaż romantyczne przesłanie. Do tego Smith przyzwyczaił zarówno fanów, jak i producentów. Niestety, jak sam zresztą przyznał, zaczął się wypalać. "Zack i Miri" było niezłą komedią, ale raczej odstającą od wcześniejszej twórczości reżysera, a "Fujary" były zaledwie średnie. Być może właśnie dlatego Smith pomyślał, że czas skończyć z komediami i zająć się innym gatunkiem. Czy jego debiut w mocniejszym kinie można uznać za udany? I tak, i nie.
"Czerwony stan" wprowadza nas w życie trzech nastolatków - Travisa, Jareda i Billy'ego Raya. Swoim zachowaniem reprezentują typowy styl amerykańskich nastolatków - popalają, popijają, pożyczają samochody od rodziców. Wszystko prawdopodobnie byłoby w porządku, gdyby chłopakom nie zachciało się trochę perwersji - czworokąt z pewną anonimową damą z ogłoszeń internetowych wydał się idealnym pomysłem na urozmaicenie życia. Gdy dama okazała się członkiem chrześcijańskiej sekty Pięcioramiennych, a oni sami zostali oszołomieni i uwięzieni, ich życie stało się urozmaicone ponad miarę, której sobie życzyli.
[image-browser playlist="600692" suggest=""]©2011 Lionsgate
Sama fabuła nie jest zbyt wysublimowana, od początku wiadomo, co się stanie z bohaterami. Scenariusz to, niestety, największą wadą filmu - z wyjątkiem zaskakującego zakończenia nie posiada właściwie żadnych porządnych zwrotów akcji, a dialogi nie dorównują temu, czego można oczekiwać od tak dobrego scenarzysty jak Smith. Może wyjątkiem są tu kazania pastora Albina Coopera oraz czasem przebłyskujący czarny humor. Postacie nastolatków są płytkie, w początkach filmu mnożą się okazje do wstawienia jakiegoś dobrego dialogu, lecz te się nie pojawiają. Fabuła nie zawsze trzyma się kupy, pewne działania bohaterów są niezrozumiałe (przypadek typowy dla horrorów: "Dlaczego tego nie robisz?! Przecież to tak oczywiste!"). Film zawiera w sobie przesłanie, ale jest ono dosyć banalne. U Smitha właściwie zawsze takie były, lecz w przypadku konwencji innej niż komedia to zwyczajnie nie pasuje.
Mimo to ocena filmu jest dosyć wysoka. Wady przysłania przede wszystkim praca kamery. Współpracujący z reżyserem już od dawna David Klein udowodnił, że potrafi sobie poradzić także w zupełnie innym gatunku. Wszystkie zbliżenia, ujęcia czy nawet oklepany efekt trzęsącej się kamery pomagają widzowi wczuć się w akcję filmu. Fenomenalne są sceny ucieczek, dzięki specyficznym ujęciom są jednym z najjaśniejszych punktów filmu.
Niestety, w wypadku nastolatków, praca kamery pokazuje ich emocje lepiej niż oni sami. Mają przebłyski, lecz aktorstwo Michaela Angarano, Kyle'a Gallnera i Nicholasa Brauna nie pokazuje dramatu pojmanych uczniów w wystarczającym stopniu. Na szczęście, ich role są przyćmiewane przez starszych kolegów po fachu. W roli szeryfa Wymana występuje Stephen Root ("Bracie, gdzie jesteś?", "Solista") który idealnie odgrywa osobistą tragedię postaci bojącej się ujawnienia swoich sekretów na światło dziennie. Występujący w roli oficera brygady uderzeniowej John Goodman (znany przede wszystkim jako Fred Flinstone z filmowych adaptacji kreskówki) jak zwykle wykonał kawał dobrej roboty. Największą zaletę filmu prezentuje ze sobą Michael Parks (etatowy szeryf u Quentina Tarantino). Kazania wygłaszane przez granego przez niego charyzmatycznego pastora Albina Coopera są na tyle przekonujące, że nie trudno się dziwić, że tylu ludzi zostało wciągniętych w wytworzone przez niego szaleństwo.
[image-browser playlist="600693" suggest=""]©2011 Lionsgate
Trzecią z największych zalet filmu jest jego surowość - kolorystyka jest zimna, muzyka pojawia się bardzo rzadko. Pasuje to niewątpliwie do jego klimatu, nie tworzy wrażenia kiczu, który z pewnością by się wylewał z obrazu, gdyby inaczej potraktowano ten aspekt.
Mimo niewątpliwych wad, film ogląda się całkiem przyjemnie. Nie jest materiałem na głębokie przemyślenia jak dramat psychologiczny, nie straszy jak dobry horror, lecz - zasadniczo - ogląda się dobrze. Z tych względów na konto "Czerwonego stanu" ląduje szóstka. Jeśli nie zna się twórczości Kevina Smitha to można spokojnie wystawić taką ocenę. Jeśli jednak znasz i lubisz jego poprzednie filmy to można pójść w dwie strony - ze wzgląd na szacunek dla jego decyzji można dać filmowi punkt więcej, lub, przez wzgląd na jego talent, dać punkt mniej.
Osobiście, przychylam się do pierwszego punktu widzenia z nadzieją, że w następnym i, jak sam reżyser zapowiedział, ostatnim filmie wróci do gatunku, w którym się sprawdził.
Ocena: 6/10
Źródło: fot. ©2011 Lionsgate
Poznaj recenzenta
Łukasz BieleninKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1991, kończy 33 lat
ur. 1982, kończy 42 lat