„Czysta krew”: Męczeństwo – recenzja
Po kompletnej porażce, jaką był szósty sezon wszyscy liczyliśmy, że finał serialu True Blood przyniesie trochę świeżości i pozwoli zakończyć historię na poziomie. Niestety, już po pierwszych trzech odcinkach widać, że nadzieje te były płonne.
Po kompletnej porażce, jaką był szósty sezon wszyscy liczyliśmy, że finał serialu True Blood przyniesie trochę świeżości i pozwoli zakończyć historię na poziomie. Niestety, już po pierwszych trzech odcinkach widać, że nadzieje te były płonne.
W tym momencie w świecie Czystej krwi panuje chaos i nuda. Już premierowy odcinek pokazał, że w tym sezonie nie ma pomysłu na wątek przewodni, na coś, co będzie miało szansę pociągnąć fabułę do przodu. Bohaterowie biegają po ekranie bez celu, nie mając żadnego punktu zaczepienia. Nikt z nich nie dostał wątku, który oglądałoby się z przyjemnością i napięciem. Póki co, wszyscy skupiają się na kryzysie, który spowodowały chore wampiry oraz na poszukiwaniu zaginionych mieszkańców Bon Temps.
Oczywiście, na pierwszym planie występuje panna Sookie Stackhouse w roli męczennicy. Widzieliśmy już to tyle razy, że pozostało jedynie ziewać, wysłuchując rozmowy pomiędzy nią, a Billem. Wspominanie starych czasów, użalanie się nad własną sytuacją i czekanie na to, aż zostanie w swoisty sposób ukarana było wyczerpujące. Dla widza. Problemy Sookie i jej ciężki los zostały w serialu przewałkowane tysiące razy i True Blood nie ma w tym temacie już nic nowego do zaprezentowania.
To samo jest z małomiasteczkową społecznością, która buntuje się przeciwko temu co nienaturalne i nieznane. Motyw samosądów przerażonych mieszkańców Bon Temps to także coś, co już przerabiane było wielokrotnie. Sceny z rozjuszonymi ludźmi pragnącymi chleba i igrzysk były żenujące i banalne. Jedyny moment, w którym można było się uśmiechnąć, to kiedy wampirzyca Karoliny Wydry załatwiła sprawę po swojemu. Ta dziewczyna jest zresztą nadal jedynym plusem tego sezonu.
[video-browser playlist="635365" suggest=""]
Co najgorsze, tym razem nawet wątek Erica nie sprostał oczekiwaniom. Smutny, załamany, pełen tragicznych wspomnień wampir, to nie jest ten Eric którego się kocha i nienawidzi jednocześnie. Owszem, ma on prawo być bez życia, przez chorobę, która tłoczy jego ciało, mimo tego jednak, nie przywykliśmy do Erica, który się poddaje i odpuszcza. To po prostu nie w jego stylu. Całe szczęście, że na posterunku stoi niezawodna Pam, która wie co należy zrobić i powiedzieć, by tchnąć życie w swojego twórcę. Pam, to także jasny promyczek w Czystej krwi. Dzięki niej chociaż na chwilę atmosfera w serialu się rozluźnia, jest zabawnie, cynicznie i nietuzinkowo. Czyli dokładnie tak, jak bywało w początkowych sezonach.
Nowy wątek, który dostała znienawidzona przez wszystkich Sara, także nie nosi znamion oryginalności, ale i tak jest w tym momencie najlepszym, co dzieje się w serialu. Słodka Sara, która zawsze umiała o siebie zadbać tym razem wpadała w naprawdę poważne tarapaty i szukają jej ludzie (oraz wampiry) z którymi naprawdę nie chciałaby mieć nic do czynienia. Zakończenie tej historii może być interesujące.
To już jest prawdziwy zmierzch Czystej krwi. Serialu nie da się uratować. Nawet z pozoru zaskakująca się końcówka i pozbycie się jednego z bohaterów już mu nie pomoże. Zbyt wiele tu popsuto i serial po prostu przestał wzbudzać emocje. Co z tego, że ktoś ginie, skoro widza to w ogóle nie obchodzi? Coś, co było wyjątkowym i oryginalnym serialem, stało się niestrawną papką. Szkoda.
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapPoznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat