Dawno, dawno temu: sezon 6, odcinek 11 – recenzja
Po przerwie na nasze ekrany powróciły postacie rodem z bajek, a co najważniejsze, odcinek Tougher Than the Rest jest zdecydowanie udany i wciąga.
Po przerwie na nasze ekrany powróciły postacie rodem z bajek, a co najważniejsze, odcinek Tougher Than the Rest jest zdecydowanie udany i wciąga.
Powracanie do Storybrook jest naczelnym tematem tego serialu, więc nie mogło zabraknąć kolejnej próby ucieczki z bajkowego świata do naszej rzeczywistości. Dla przypomnienia – po stworzeniu fikcyjnego świata, zrodzonego z życzenia Złej Królowej, Emma oraz Regina znów utknęły w Zaczarowanym Lesie. Tym razem jednak ta bajkowa kraina wygląda zdecydowanie inaczej od tej, do której widzowie przywykli. Jest tak za sprawą bohaterów, których życie potoczyło się trochę inaczej, niż w oryginalnej wersji ich przygód. A już zwłaszcza w przypadku kapitana Haka – zdecydowanie inaczej…
Epizod Tougher Than the Rest to zdecydowanie małe odświeżenie serii – co prawda przebieg fabuły może szczególnie nie zaskakuje, ale zobaczenie znanych od kilku sezonów bohaterów w ich alternatywnej wersji to naprawdę miła odmiana. Twórcy po raz pierwszy od dawna pozwolili sobie na małe szaleństwo, więc Robin Hood okrada bogatych i rozdaje… sobie, a Hak wygląda jak podstarzała wersja kapitana Jacka Sparrowa z filmów o The Pirates of the Caribbean: The Curse of the Black Pearl. Z dodatkowymi kilogramami, trzeba dodać. Przy okazji przemycono też z okazji takiej zaskakującej przemiany kilka żartów, które zdecydowanie warto docenić, ponieważ serial Once Upon a Time nigdy szczególnie rozrywkowy nie był.
Widzowie znów mają okazję zajrzeć w przeszłość Emmy, a przy okazji dowiedzieć się, skąd wzięło się jej nazwisko – Swan, czyli łabędź. Mała rzecz, a cieszy, zwłaszcza, że przy okazji powrócił jeden z najsympatyczniejszych bohaterów tego serialu, a mianowicie Pinokio. Szkoda tylko, że jego wątek sprowadzono do kolejnego moralizatorskiego przemówienia do Emmy, o tym, jak można zmienić swoje życie, a zakończono w zasadzie tym samym – z tym, że to Emma nakłania przyjaciela do podjęcia się misji rzekomo niemożliwej, czyli wykonania magicznego przejścia do Storybrook za pomocą drzewa z magicznego gaju.
Fani serialu bardzo przeżyli śmierć Robina, ale chyba mało kto uważał, że to rzeczywiście definitywny koniec tej postaci. Żadną więc niespodzianką nie jest powrót dzielnego złodzieja z lasu Sherwood, ale zdecydowanie ciekawi sam sposób jego powrotu. W końcu ten Robin jest tylko magiczną kopią oryginalnego bohatera, w dodatku nie mający bladego pojęcia, w co się pakuje, czyli w wojnę pomiędzy Emmą i mieszkańcami miasteczka, a Gidonem, czyli synem Belli i Golda. Jedna rzecz bardzo mnie ciekawi, a mianowicie czy twórcy serialu, Adam Horowitz oraz Edward Kitsis, zdecydują się na przywrócenie rzeczywistego Robina do życia. Ten serial już dawno udowodnił, że ożywić można prawie każdego, więc sposobem potencjalnego zmartwychwstania się nie kłopoczę. To byłoby naprawdę ciekawe – dwóch Robinów oraz jedna Regina… O ile więc come back Robina to zdecydowanie dobry pomysł, o tyle nie do końca podoba mi się sposób rozwiązania wątku śmierci Emmy, która z zaskakującą łatwością odmieniła swój los Wybawcy i nie daje się przebić mieczem trzymanym przez Gideona. Prawdopodobnie to nie koniec jej zmagań z synem Belli, zwłaszcza, że w swojej wizji jest inaczej ubrana, o czym najwyraźniej sama bohaterka zapomniała.
Relacja pomiędzy Bellą i Goldem znowu zostaje rozwinięta, a w tym odcinku ogląda się tę dwójkę zdecydowanie przyjemnie – brakowało ostatnio pomiędzy tymi bohaterami takiej zwyczajnej rozmowy, bez krzyków i oskarżeń o zrujnowanie życia, a pojawienie się ich niespodziewanie dorosłego syna (powinien być w końcu niemowlakiem) zostaje wykorzystane do naprawy ich stosunków. Scena przy studni wygląda chwilami wręcz, jakby napisał ją inny scenarzysta.
Odcinek Tougher Than the Rest zalicza się do jednych z najlepszych szóstego sezonu, o ile nie najlepszym – nie jest przedramatyzowany jak finał przed przerwą w emisji, ale opiera się przede wszystkim na koncepcie lekkiego przerysowania bohaterów oraz drobnych żartach. Cieszy dobre aktorstwo, zwłaszcza świetnie wypada tu grająca Reginę Lana Parrilla, która subtelnie i bez zbędnego narzucania się Robinowi, nakłania go do udania się do Storybrook. W końcu stara miłość nie rdzewieje. Akcji co prawda też nie brakuje – pojedynek na miecze Emmy z Gideonem pod względem wizualnym naprawdę cieszy oko, ale przede wszystkim przemyślana kompozycja i po prostu dobra fabuła sprawiła, że Once Upon a Time znów ogląda się z satysfakcją.
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat