Deadpool & Wolverine – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 26 lipca 2024Ryan Reynolds w końcu dopiął swego. Do swojego projektu wciągnął Hugh Jackmana, by ten po raz kolejny wcielił się w rolę Wolverine’a. Jak wyszło? Sprawdzamy bez spojlerów.
Ryan Reynolds w końcu dopiął swego. Do swojego projektu wciągnął Hugh Jackmana, by ten po raz kolejny wcielił się w rolę Wolverine’a. Jak wyszło? Sprawdzamy bez spojlerów.
Wade Wilson (Ryan Reynolds) stara się jakoś posklejać swoje życie po zwariowanej przygodzie z Cable’em. Chce być bohaterem, którego poważają. Chce, by jego poczynania były ważne. Krótko mówiąc, chciałby być jednym z tych herosów, których świat podziwia, a ich czyny są zapisane złotymi zgłoskami na kartach historii świata. Jednak nie jest to takie proste, gdyż Deadpoola mało kto bierze na poważnie. Nawet jego ukochana ma go już dość. Nie znaczy to jednak, że Wade jest nieszczęśliwy. Odnalazł się w nowej rzeczywistości. Ma wokół siebie przyjaciół, których może nazwać rodziną. Czuje coś czego nie czuł od dawna – spokój. I to wszystko nagle zostaje zagrożone, gdy pod jego drzwiami stają agenci TVA. Z pewnych powodów rzeczywistość, w której żyje Deadpool wraz ze wszystkimi mieszkańcami, musi zostać skasowana. Pyskaty najemnik zaczyna więc kombinować, co zrobić, by do tego nie doszło. Okazuje się, że kluczem do sukcesu może być Wolverine.
Deadpool i Wolverine to świetnie napisany list pożegnalny studia 20th Century Fox, które budowało swoje uniwersum przez ostatnie 24 lata. Przez ten czas powstało trzynaście filmów o mutantach, a w sumie lista produkcji na licencji Marvela sięgnęła siedemnastu. Oczywiście ich jakość była różna. Mieliśmy tam naprawdę wspaniałe tytuły jak Logan, X2 czy X-Men: Pierwsza klasa a były też takie, o których chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć, jak choćby Fantastyczna Czwórka z 2015 roku. Film w reżyserii Shawna Levy'ego spina to wszystko mocną klamrą i daje nawet niektórym postaciom możliwość pożegnania się z widzami i poniekąd odkupienia swoich (czy raczej twórców) win. Z racji tego, że jest to recenzja przedpremierowa, a co za tym idzie bezspojlerowa, to nie będę tutaj pisać o licznych bohaterach, którzy się pojawiają na ekranie. Ale jest ich sporo.
Na uwagę na pewno zasługuje humor, jakim Deadpool & Wolverine jest przepełniony. Widać, że twórcom udało się wynegocjować z Marvelem, że może ich film powstaje pod nowym szyldem i dla nowego studia, ale zasady pozostają te same. Mogą się oni nabijać ze wszystkiego i wszystkich. Bez wyjątków. Nie ma tutaj świętych krów. I powiem szczerze, to jest jak powiew świeżego powietrza w zamkniętym, dusznym pomieszczeniu. MCU kiedyś miało w sobie luz, ale od dłuższego czasu jest go pozbawione. Czasami udaje, że nie traktuje się poważnie, ale widz czuje, że coś jest nie tak. Reynolds zrywa te kajdany. Jego Deadpool nie godzi się na zasady wyznaczone przez Kevina Feige. Dla fanów Marvela jest to bardzo dobra wiadomość. Dla widza, który filmy o superbohaterach ogląda okazjonalnie i wyrywkowo, już nie. Deadpool i Wolverine jest bowiem bardziej fanserwisem niż zwykłym filmem. Jeśli nie żyło się produkcjami 20th Century Fox przez ostatnie lata, to trudno będzie takiemu widzowi nie tyle zrozumieć, o co dokładnie chodzi, ale bardziej wychwycić wszystkie żarty, jakie padają. Nie będzie on także tak żywo reagować na pojawianie się na ekranie pewnych dawno niewidzianych bohaterów. Generalnie duża część filmu będzie dla niego pozbawiona głębszego sensu.
Sama konstrukcja scenariusza jest bardzo poszarpana i nierówna. Całość wygląda tak, jakby była połączona z wielu dzikich pomysłów Rhetta Reese i Paula Wernicka w jedną historię. Wszystko trzyma się kupy, ale czuć, że miejscami jest za dużo grzybów w barszczu. Jakby Reynolds starał się spełnić wszystkie marzenia fanów. Trochę czułem się, jakby trzecia odsłona przygód Deadpoola miała być tą ostatnią i wszystkie pomysły trzeba zrealizować na raz. Pojawia się więc od dawna wyczekiwany Wolverine w swoim ikonicznym żółtym stroju, jest zła siostra Charlesa Xaviera, czyli Cassandra Nova, jest TVA, jest bardzo liczny Deadpool Corps. I to są tylko te rzeczy, o których mogę tu napisać, bo Marvel odkrył te karty w zwiastunie. Ale jest tego tu więcej. Dużo więcej. Fani będą zachwyceni, ale, jak wspomniałem, „niedzielnych” widzów może to wszystko przytłoczyć.
Deadpool & Wolverine to show dwóch aktorów. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Nie ma większego znaczenia, kto jeszcze pojawia się na ekranie. Ryan Reynolds i Hugh Jackman skupiają na sobie całą uwagę. To na ich spotkanie widzowie czekali od lat. Reynolds próbował różnych sztuczek, by Logan pojawił się w jego filmie. I gdy w końcu mu się to udaje, to wyciska z tego, ile się da. Dostajemy kilka krwawych potyczek pomiędzy tymi postaciami, podczas których nie obowiązują żadne reguły. Każdy cios jest dozwolony. I to naprawdę każdy. Do tego dochodzi wspaniały sarkastyczny humor, jakim obaj panowie się wymieniają. Ich potyczki słowne są równie ciekawe jak walka na pięści.
Widać, że Hugh Jackman po prostu lubi postać Wolverine’a. Dobrze czuje się w jego skórze i ten powrót sprawia mu frajdę. Zwłaszcza że nie musi grać ugrzecznionej wersji tej postaci i może sobie pozwolić na więcej luzu, jaki znamy z komiksów. Przyjemnie się na niego patrzy. I może nie jest to ta wersja Logana, jaką widzieliśmy w poprzednich filmach, ale wciąż jest super.
Ryan Reynolds podobnie jak James Gunn duży nacisk położył na soundtrack, który ma nawiązywać do szalonego charakteru tej produkcji. I dostajemy tutaj całą playlistę hitów, na której znajdują się zarówno NSYNC, Fergie jak i nieco zapomniana Avril Lavigne. Aktorowi udało się także z sensem wkomponować w film utwór You’re the One That I Want z Grease.
Deadpool & Wolverine jest tym wszystkim, co Ryan Reynolds fanom obiecał. To szalona jazda bez trzymanki stopem przez 24 lata działalności 20th Century Fox, ale również jeden wielki żart z Marvela i Disneya. Dla niektórych może być to trochę za dużo, ale ja bawiłem się świetnie.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat