Designated Survivor: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Pilot Designated Survivor jest zaledwie średni. Brakuje mu świeżości i trudno nabrać po nim przekonania, że w kolejnych tygodniach serial będzie lepszy.
Pilot Designated Survivor jest zaledwie średni. Brakuje mu świeżości i trudno nabrać po nim przekonania, że w kolejnych tygodniach serial będzie lepszy.
Główny bohater to Tom Kirkman, który w hierarchii politycznej zajmuje niewysoki szczebel. Mężczyzna zostaje wyznaczony do pewnego zadania: ma pełnić rolę osoby, która w razie nagłych okoliczności przejęłaby władzę w państwie. Gdy więc w zamachu giną najważniejsi ludzie w amerykańskim rządzie, Tom przenosi się do Białego Domu, gdzie zostaje prezydentem. Szybko musi odnaleźć się w nowej sytuacji i zapanować nad kryzysem.
Pomysł na serial nie jest szczególnie odkrywczy, ale oglądanie bohatera, który nieoczekiwanie awansuje na sam szczyt, powinno wywołać przynajmniej małą ekscytację. Tak rzeczywiście się dzieje. Tom od razu zyskuje nasze poparcie w kompletnie nowej i dużo bardziej wymagającej roli. Do tego dorzucono odpowiednią dawkę patetyczności – cechę właściwą dla podobnych produkcji. Nie zapominajmy też o doborze obsady, wśród której znaleźli się Kiefer Sutherland (24), Natascha McElhone (Californication) i Maggie Q (Nikita). Te twarze mogą skłonić widzów do oglądania Designated Survivor.
Niestety sama fabuła już nie bardzo. Zawiązane wątki są nieatrakcyjne. Od razu można się domyślić, że nie każdemu postawa bohatera – nieprzygotowanego do funkcji prezydenta – będzie się podobała, bo zbyt jasno zostało to zaprezentowane. Wiadomo nawet, kto szczególnie zapała niechęcią, ponieważ to jedna z najbardziej jednowymiarowych postaci, przynajmniej na razie. Właściwie tylko kwestia zamachu może budzić zainteresowanie, zwłaszcza ze względu na jej aktualność. Żyjemy w świecie, w którym terroryzm nie jest czymś obcym, dlatego twórcy mogą się wykazać, realizując wiarygodną i dramatyczną historię, jednak dopiero w przyszłych tygodniach.
W pilocie naprawdę próżno szukać czegoś przykuwającego uwagę. Wynika to po części z potrzeby zawiązania akcji. Przez ponad 40 minut nie dzieje się nic interesującego, ale mamy je już za sobą, trochę poznaliśmy postacie (są poprawne i może z czasem będą wywoływały emocje), więc teraz czas na rozkręcenie fabuły. Niestety problem jest taki, że wątki wykazują niewielki potencjał. Są nieciekawie zarysowane i pozostaje mieć tylko nadzieję, iż ten nieudany wstęp będzie początkiem wciągającej produkcji. Z gwiazd najwięcej mógł pokazać Sutherland, który radzi sobie bardzo dobrze, pokazując chwile niepewności swojego bohatera i już teraz zachodzącą w nim przemianę – w końcu jako prezydent będzie musiał wykazywać się siłą i stanowczością.
Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby nie obecność tego aktora i innych dobrze znanych publiczności nazwisk, serial mógłby zostać szybko skreślony. Niewiele przemawia za kontynuacją oglądania - więcej mamy oznak, że doświadczymy wtórności i nudy. Oby przypuszczenia się nie sprawdziły, ale aktualnie nikomu nie polecałbym Designated Survivor, tylko radził zaczekać na opinie o kolejnych odcinkach. Wtedy też dowiemy się, na czym bardziej skupi się serial – pójdzie w stronę politycznego dramatu czy może akcji, która w założeniach powinna trzymać w napięciu. Pilot zapowiada jedno i drugie, lecz w stylu dalekim od zadowalającego.
Źródło: zdjęcie główne: FOX
Poznaj recenzenta
Krzysztof LewandowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat