Designated Survivor: sezon 2, odcinek 12 – recenzja
Najnowszy odcinek serialu Designated Survivor próbuje nawiązać do chlubnych dokonań kultowego formatu 24 godziny. I nie chodzi tutaj o debiut aktorki, która we wspomnianym serialu tworzyła parę z Jackiem Bauerem. Najliczniejsze punkty wspólne można odnaleźć w konstrukcji fabularnej.
Najnowszy odcinek serialu Designated Survivor próbuje nawiązać do chlubnych dokonań kultowego formatu 24 godziny. I nie chodzi tutaj o debiut aktorki, która we wspomnianym serialu tworzyła parę z Jackiem Bauerem. Najliczniejsze punkty wspólne można odnaleźć w konstrukcji fabularnej.
W The Final Frontier prezydent Kirkman wciąż stoi na pierwszym planie, lecz robi tam również miejsce dla agentki Hannhy Wells. Bohaterka musi pomóc głowie państwa uratować astronautów uwięzionych na bazie kosmicznej oraz poradzić sobie z uczuciami do podwójnego agenta, którego jakiś czas temu postrzeliła. Wells nie ma zbyt dużo czasu na odnalezienie hakera odpowiedzialnego za cyberatak. Sprawy nie ułatwia jej były kochanek, który okazuje się nie taki zły, na jakiego wyglądał.
Konstrukcja odcinka jest bliźniaczo podobna do wszystkiego, co widzieliśmy do tej pory w drugim sezonie. Kirkman w sztabie dowodzenia, jego ludzie w terenie. Tym razem skojarzenia z 24 są jednak mocniejsze, ponieważ mamy motyw uciekającego czasu, mocno sensacyjne śledztwo w wykonaniu agentki Welles i dylematy moralne bohaterów. Ile to razy Jack Bauer w trakcie dynamicznej akcji musiał wybierać pomiędzy własnymi uczuciami a interesem państwa. Tutaj także zdradzona Hannah stara się traktować Damiana przedmiotowo, ale widać, że jej serce również ma coś do powiedzenia.
Śledztwo w wykonaniu agentów nie zachwyca, ale nie jest też czymś, co przyprawiałoby o niepohamowane napady ziewania. Bohaterowie poruszają się od punktu A do punktu B – dzieje się to wręcz podręcznikowo. Twórcy nie popełniają błędów, które mocno wpłynęłyby na tempo akcji. Szkoda tylko, że między Welles a Damianem nie ma więcej chemii, bo po tym, co obserwujemy na ekranie, trudno uwierzyć w łączące ich uczucie.
Z pewnością na plus temu wątkowi trzeba zaliczyć fakt, że dzięki niemu nie musimy przez bite 40 minut oglądać prezydenta Kirkmana na ekranie. Niestety postać ta wciąż nie funkcjonuje jak należy. W bieżącym epizodzie twórcy w dalszym ciągu eksploatują traumę prezydenckiej rodziny po śmierci Alex. Tym razem dane nam jest obserwować stosunki Kirkmana z córką. Z niewiadomych przyczyn serial stara się za wszelką cenę przekonać nas, że prezydent USA to tak naprawdę normalny człowiek, zmagający się codziennymi problemami, przygotowujący jakby nigdy nic śniadanie dla dziecka przed wyjściem do szkoły. Co gorsza, jest również wyzwany na dywanik, gdy córka spuszcza manto koleżance z klasy.
Tego typu rozwiązania fabularne sprawiają, że opowiadana historia jest jeszcze bardziej niewiarygodna. Kto uwierzy w prezydenta, który w bamboszach wyprawia córkę do szkoły, a później w domowych pieleszach organizuje kameralny wieczorek tylko dla swoich dzieci. Wszyscy byśmy chcieli, aby współczesny świat tak wyglądał. Niestety życie osobiste najpotężniejszych ludzi świata bliższe jest mrocznemu wizerunkowi z House of Cards niż tej swoistej sielance.
Małą próbkę House of Cards mieliśmy w trakcie rozmowy Kirkmana z sekretarzem stanu, Corneliusem Mossem. Polityk pozwala sobie na pewną samowolkę, przez co zostaje dotkliwie ukarany przez prezydenta. Kłótnia między tą dwójką jest pewnym novum w serialu. Otóż trudno nie przyznać racji sekretarzowi stanu, który widząc słabość głowy państwa, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Z drugiej jednak strony, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie ma on czystych intencji. Kirkman jest ewidentnie wodzony za nos przez Mossa. Wątek ten, mimo że mocno przewidywalny, jest miłą odmianą po nudnych motywach sensacyjnych i niewiarygodnych segmentach rodzinnych.
Omawiając bieżący epizod, trzeba oczywiście wspomnieć o debiucie Kim Raver. Aktora przez kilka długich sezonów odgrywała ukochaną Jacka Bauera w 24 godzinach. Czy i tym razem wpadnie w objęcia Kiefer Sutherland? Miejmy nadzieję, że twórcy nie powielą po raz kolejny schematu i pokuszą się o oryginalność w tym segmencie. Kim idealnie nadawałaby się na antagonistkę, która najpierw zdobywa serce prezydenta, a później go cynicznie wykorzystuje. Czy jednak twórcy tego poprawnie politycznego formatu odważą się na tak odważny zabieg?
Najnowszy epizod Designated Survivor to wciąż kiepska, niewiarygodna treść zamknięta w przyjemnej dla oka formie. Wątki sensacyjne mogą zadowolić miłośników takich motywów, ale ci szukający finezji w serialach akcji, będą kręcić nosem, ze względu na małą kreatywność i schematyczność. Seans nie przyprawia widzów o jakiś szczególny ból zębów, jednak przykro patrzeć, jak z każdym odcinkiem potencjał formatu rozmieniany jest na drobne.
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat