Designated Survivor: sezon 2, odcinek 15-16 – recenzja
Kto by się spodziewał, że Designated Survivor w końcówce drugiego sezonu zaoferuje widzom tak interesującą opowieść. Dwa najnowsze odcinki to kawał dobrego thrillera politycznego i serialu akcji, nawet jeśli format wciąż ma wiele charakterystycznych dla siebie wad.
Kto by się spodziewał, że Designated Survivor w końcówce drugiego sezonu zaoferuje widzom tak interesującą opowieść. Dwa najnowsze odcinki to kawał dobrego thrillera politycznego i serialu akcji, nawet jeśli format wciąż ma wiele charakterystycznych dla siebie wad.
Oczywiście mimo pozytywnego zaskoczenia, jakie zafundował nam Designated Survivor, o żadnym hiperoptymizmie nie ma mowy. To wciąż „stara, dobra” opowieść o prezydencie USA, który niczym James Bond rozwiązuje każdy problem własnymi rękoma. W omawianych epizodach pojawia się multum fabularnych głupotek, które jednak nie rzutują mocno na główną intrygę.
Tym razem motyw przewodni działa jak należy i jest idealnie rozpisany. Ma swoje interesujące preludium podczas pertraktacji między krajami będącymi odpowiednikami Korei Południowej i Północnej. W trakcie rozmów dochodzi do ciekawej gry pozorów i starcia pomiędzy liderami trzech krajów. Dobrze rozegrany zwrot akcji wprowadza ponownie na scenę Corneliusa Mossa, co doprowadza do kolejnej (o dziwo) dobrze zagranej konfrontacji słownej pomiędzy nim a Kirkmanem.
Później jest jeszcze ciekawiej. W Stanach Zjednoczonych pojawiają się brudne bomby. Ekipa próbuje je odnaleźć, ale tym razem idzie im jak po grudzie. Intryga tym razem nie jest tak oczywista. Do końca nie wiadomo kto jest pionkiem, a kto rozgrywającym. Ciekawą rolę odgrywa syn dyktatora wschodniego Hun Chiu, który co rusz myli tropy i wydaje się być zawsze krok przed prowadzącą dochodzenie agentką Wells. Finalnie dochodzi do wybuchu jednej z bomb, co z kolei inspiruje prezydenta Kirkmana do ataku na kraj podejrzany o zamach na terenie USA.
Zaskakujące jest to, że seans dwóch omawianych odcinków mija, jak z bicza strzelił. Całość ogląda się w skupieniu, zapominając o upływie czasu. To pewne novum, jeśli chodzi o Designated Survivor. Fabuła jest tak wciągająca, że widz mimowolnie daje się pochłonąć wydarzeniom ekranowym, przymykając oko na słabsze momenty. Nadal są one obecne, ale nie dominują, majacząc gdzieś na drugim planie.
Nareszcie Tom Kirkman staje się prezydentem, o jakiego walczyliśmy. Widać to szczególnie w drugiej odsłonie, gdzie w trakcie kryzysu zrzuca maskę dobrego wujka i wchodzi w buty męża stanu. Da się odczuć, że Kiefer Sutherland z chęcią przybiera manierę znaną z serialu o Jacku Bauerze. Aktorsko wypada dużo lepiej jako opryskliwy typ niż niepewny siebie przyjemniaczek. Przez większą część epizodu takiego Kirkmana właśnie oglądamy.
Wszystko zmienia się jednak, gdy na scenie pojawia się Andrea Frost grana przez Kim Raver. Niestety twórcy znów postanowili sparować tę dwójkę. Zbliżający się romans jest niestety bardzo mało wiarygodny i stanowi najsłabszy motyw omawianych epizodów. Wygląda na to, że prezydent szybko zapomniał o żałobie po zmarłej żonie i jest już gotowy na nowe miłosne przygody. Kirkman przy Kim zamienia się w istnego fircyka w zalotach, a ona z kolei zachowuje się jak lekko onieśmielona licealistka. Wątek romantyczny zdecydowanie spowalnia akcję i bardzo stara się, abyśmy nie zapomnieli, że Designated Survivor nie jest produkcją najwyższych lotów.
Całe szczęście pozostałe słabsze motywy nie oddziałują tak intensywnie na akcję. Doradcy prezydenta ponownie dokazują, ale mają też swoje pięć minut w postaci wątku „złego brata bliźniaka” Lyora Boone’a, który przeszedł na ciemną stronę mocy i zaczął współpracować z dyktatorem. Hannah Welles również prezentuje się znacznie lepiej niż do tej pory. Mimo że od czasu do czasu zdarza jej się rzucić jakąś górnolotną tezę, to dzięki dobrze napisanej intrydze, jej działania są tym razem bardziej wiarygodne i wciągające.
Designated Survivor zgotował wielkie zaskoczenie tym, którzy śledzili historię Toma Kirkmana z coraz większym uczuciem zażenowania. Okazuje się, że ten serial ma jednak potencjał. Omawiane odcinki pokazują, że wystarczy poprawnie rozpisać scenariusz, aby wszystkie istotne elementy funkcjonowały jak należy. Konflikt będący nawiązaniem do sytuacji na Półwyspie Koreańskim jest wstępem do thrillera politycznego, który co prawda nie wnosi do formuły nic nowatorskiego, ale stanowi całkiem zmyślnie zrealizowaną opowieść rozrywkową. Czego innego możemy oczekiwać od serialu, w którym protagonistą jest bohater będący skrzyżowaniem Jamesa Bonda, Jacka Bauera i Barracka Obamy?
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat