Diuna: Proroctwo: odcinek 3 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 2 grudnia 2024Diuna: Proroctwo zwalnia tempo w 3. odcinku. Czy robi to równie umiejętnie jak Pingwin? A może brakuje jej trochę przyprawy?
Diuna: Proroctwo zwalnia tempo w 3. odcinku. Czy robi to równie umiejętnie jak Pingwin? A może brakuje jej trochę przyprawy?
Do tej pory nie tylko porównywałem Diunę: Proroctwo do innego spin-offu HBO, bazującego na udanym filmie kinowym, ale też chwaliłem ją równie mocno, co znakomitego Pingwina. Jednak osoby kierujące śliwkowym Maserati poradziły sobie znacznie lepiej z zaciągnięciem hamulca ręcznego, by produkcja nie straciła rozpędu, a zyskała inne walory. Alison Schapker pod tym względem mogłaby skonsultować swoje notatki z koleżanką po fachu. Niestety w 3. odcinku serialu opowiadającego o siostrach Harkonnen popełniła kilka błędów, które trudno zignorować.
Zaskakujące zakończenie 2. odcinka, w którym Desmond Hart (Travis Fimmel) okazał się niepodatny na Głos, zostało odsunięte na bok. Skupiono się zatem na pogłębieniu dwóch głównych postaci, czyli Valyi oraz Tuli Harkonnen. To samo w sobie nie jest niczym złym. Ba, moim zdaniem to świetny zabieg – bardzo potrzebny, byśmy mogli lepiej zrozumieć poczynania sióstr. Problem pojawia się w momencie, w którym rozpędzona fabuła z teraźniejszości zostaje niemal w pełni zatrzymana kosztem retrospekcji. Serial Diuna: Proroctwo ma zaledwie sześć odcinków, a jesteśmy już w połowie! Obawiam się więc, że nie będzie już ciekawych zwrotów akcji czy głębszej intrygi. Ten odcinek przypomina mi epizod z Pingwina, w którym główną rolę odebrała Cristin Milioti. Opiera się na podobnym pomyśle, ale niestety nie odnosi takiego samego sukcesu.
Ten odcinek można podzielić na dwie części, czyli historie Valyi oraz Tuli. O obu z nich dowiadujemy się więcej, ale za gwiazdę odcinka uważam drugą z sióstr Harkonnen, której wątek był znacznie ciekawszy. Podobało mi się przedstawienie rodzimej planety tego rodu. Od razu skojarzyła mi się ze śnieżnym Winterfell z Gry o tron. Nie posądzałbym twórczynię o świadome nawiązania, ale warto odnotować też pojawienie się Marka Addy'ego, czyli serialowego króla Roberta Baratheona (a w roli młodego Atrydy pojawia się Archie Barnes, czyli Oscar Tully z Rodu smoka). Tu wcielił się w szorstkiego wujka sióstr. Świetnie wypadł w tej roli dzięki swojej naturalnej charyzmie. Ukazanie surowości rodzimej planety Harkonnenów pozwala lepiej zrozumieć ich ambitne zapędy i chęć poprawienia swojej sytuacji. Gdy Atrydzi rośli w siłę, drugi ród, znany z filmów Denisa Villeneuve'a, był zmuszony do skórowania wielorybów. Podobało mi się też, że konflikt pomiędzy tymi dwoma rodami nabrał osobistego charakteru za sprawą zamordowania brata Valyi i Tuli. Motyw zemsty jest prosty i mało kreatywny, ale dodaje głębi późniejszym działaniom matki wielebnej.
Tula Harkonnen do tej pory nie miała wiele do roboty. Mogliśmy ją poznać jako tę łagodniejszą i bardziej wyrozumiałą siostrę. Nie chciała poświęcać każdego w imię sprawy, choć była na to gotowa, czego dowodem jest śmierć Lily z poprzedniego odcinka. Chciałem już ponarzekać na wolne tempo w jej wątku (który wydawał się wyjęty z Gry o tron z powodu bardzo przyziemnych, leśnych scenerii), ale jego zakończenie wynagrodziło trud czekania. Samo zejście na ziemię było ciekawe pod względem ukazania tradycji niemających wiele wspólnego z gwiezdnymi podbojami. Zmyślna intryga mająca na celu osłabienie pozycji Atrydów była intrygująca. Udowodniła, że Tuli nie powinno się lekceważyć. Świetnie w tej roli wypadła Emma Canning, która doskonale ukazała niepewność, wątpliwości, ale też zaradność swojej bohaterki. Można ją zrozumieć i jej współczuć, ale nie powinno się jej lekceważyć. Podobało mi się też nawiązanie do kinowej Diuny z polowaniem na byka. Leto w scenie z Paulem opowiadał o sporcie, przez który jego ojciec stracił życie. Tu podobny los spotkał pozostałych Atrydów, a symbolika byka została podtrzymana w mitologii.
Gorzej wypadł wątek Valyi. Głównie dlatego, że nie dowiedzieliśmy się o niej wiele nowego. Ta postać została umiejętnie wprowadzona i zbudowana już w 1. odcinku. Teraz lepiej poznajemy jej wątpliwości i motywacje stojące za dołączeniem do Zgromadzenia. Nie chodzi jej o rozwój ludzkości, a rozwój własnego ludu. Chce, by to Harkonnenowie byli na szczycie. Niestety sceny same w sobie już tak ciekawe nie były. W pamięć zapadła mi najgorsza z nich. Do tej pory uważałem, że serial Diuna: Proroctwo jest poważny, tymczasem scena użycia Głosu na dwóch koleżankach przypominała produkcję skierowaną do młodszych widzów. Nie mam pojęcia, co się stało, że nawet aktorstwo Jessici Barden diametralnie się zmieniło na tych kilka chwil.
Trzeba też wspomnieć o kolejnym cliffhangerze, z którym Alison Schapker zostawiła widzów. Lila ma jednak szansę na przeżycie, a wszystko to dzięki zakazanej technologii Myślących Maszyn, która znajduje się pod sanktuarium Zgromadzenia. To właśnie to urządzenie pozwoliło Bene Gesserit na kontrolowanie tylu pokoleń. I to kolejny dowód na to, że siostry Harkonnen nie cofną się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. Valyi zależy na umocnieniu pozycji Harkonnenów w galaktyce z egoistycznych, ambitnych pobudek. Tula z kolei jest gotowa użyć zakazanej technologii, by uratować życie dziewczynce, którą traktowała jak własną córkę.
Jestem daleki od nazwania trzeciego odcinka Proroctwa porażką. Trzeba jednak odnotować obniżkę formy po dwóch bardzo dobrych odsłonach. Zostały jeszcze trzy epizody, dlatego mam nadzieję, że Alison Schapker znów wrzuci wyższy bieg, a serial HBO będzie jak czerw mknący przez piaski Arrakis i nie zatrzyma się aż finału.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1960, kończy 64 lat
ur. 1980, kończy 44 lat