„Dolina Krzemowa”: sezon 2, odcinek 10 (finał sezonu) – recenzja
No i skończyło się. "Dolina Krzemowa" ("Silicon Valley") na HBO od premiery do finału żyje w cieniu swego wielkiego brata, "Gry o tron". Tym razem (w przeciwieństwie do wielkiej zeszłorocznej finałowej szarży) żegnamy się z tym serialem bez większych emocji, bo całą uwagę poświęcamy Westeros.
No i skończyło się. "Dolina Krzemowa" ("Silicon Valley") na HBO od premiery do finału żyje w cieniu swego wielkiego brata, "Gry o tron". Tym razem (w przeciwieństwie do wielkiej zeszłorocznej finałowej szarży) żegnamy się z tym serialem bez większych emocji, bo całą uwagę poświęcamy Westeros.
Naprawdę mi szkoda. Jestem wielkim fanem serialu "Silicon Valley", ale w 2. sezonie jakoś im nie szło. I nie chodzi mi o bohaterów, bo w końcu o to w tym serialu chodzi, że im nie idzie i z jednego dołka wpadają natychmiast w kolejny, ale o twórców. W zeszłym sezonie było to wszystko świeże, nowe, odkrywcze, cudownie bezkompromisowe i wulgarne - z odcinka na odcinek bardziej, aż do cudownego finału. Tym razem było zaledwie dobrze, może momentami bardzo dobrze, ale gdzieś zaginęła magia tej opowieści.
Bardzo liczyłem na finałowy odcinek – wierzyłem, że znowu zobaczę coś rewelacyjnego: że bohaterowie znowu „poruszą z posad bryłę świata”, że pokonają wszystkie kłopoty, a potem wpadną w jeszcze większe. I właściwie dostałem odcinek ze scenariuszem napisanym właśnie według tego schematu, tyle że nie było w nim magii. Tej nonszalancji i szaleństwa zarazem, jakiego oczekujemy po chłopakach z Pied Piper, po wariactwach, jakie im się w życiu co chwila przydarzają. "Silicon Valley" jest bowiem serialem, w którym nie liczy się to, co jest w opowieści, a raczej smaczki, które ją doprawiają. I tym razem smaczki były mało zjadliwe - jak postać guru wielkiego prezesa, który nagle w tym odcinku został sprowadzony do postaci miernego hochsztaplera, czy wątek z piciem moczu, który nawet nie zbliża się do obsceny pomysłu na zeszłoroczny finał (wiem, wciąż do tego wracam, ale to był jeden z najlepszych zabawnych odcinków serialowych, jakie widziałem w życiu).
[video-browser playlist="712953" suggest=""]
I tu jest chyba właśnie mój problem. Wcześniej tak wyśrubowano poziom tego serialu, że teraz żarty i pomysły, które w większości innych tytułów wydawałyby nam się dobre, a może nawet bardzo dobre, witamy wzruszeniem ramion.
Słowem – to wciąż świetna opowieść, ale mieliśmy nadzieję na więcej - zwłaszcza w finale. A skoro nie dostaliśmy (i równocześnie finał „Gry o tron” nadawany tuż wcześniej tak zawładnął naszą wyobraźnią), to końcowa refleksja jest raczej mało entuzjastyczna.
Zobacz również: „Świat w opałach” – trailer serialu HBO
Ale trzeba dodać, że kolejny sezon ma naprawdę spory potencjał. Jeśli faktycznie szefem Hooli zostanie Nelson Bighetti, a rolę głównego antagonisty po Gavinie Belsonie przejmie Laurie Bream, to są szanse na nowe rewelacyjne perypetie, więc bez większego żalu żegnam się z drugim sezonem "Silicon Valley" i już czekam na edycję przyszłoroczną.
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat