Dom grozy: Miasto Aniołów: sezon 1, odcinek 3 - recenzja
Wspaniała scena taneczna i nic więcej – tak pokrótce można scharakteryzować trzeci odcinek Miasta Aniołów. Wprowadzenie mamy już za sobą, więc wypadałoby, żeby w końcu zaczęło się coś w serialu dziać. Niestety, akcji ani widu, ani słychu.
Wspaniała scena taneczna i nic więcej – tak pokrótce można scharakteryzować trzeci odcinek Miasta Aniołów. Wprowadzenie mamy już za sobą, więc wypadałoby, żeby w końcu zaczęło się coś w serialu dziać. Niestety, akcji ani widu, ani słychu.
Cóż za wspaniała choreografia, jakie piękne kostiumy i imponujące scenografie – scena, podczas której Mateo odwiedza nielegalny klub taneczny, to prawdziwy majstersztyk i wyznacznik stylu Miasta Aniołów. Sekwencję taneczną ogląda się z zapartym tchem jak najlepszy segment akcji. Młodszy brat Tiago po przybyciu do lokalu włącza się w feerię egzotycznych barw i zmysłowych ruchów. Doskonale nakręcona scena ma jednak ciąg dalszy. Drugi etap to taniec z diablicą we własnej osobie. Poznajemy kolejne wcielenie Magdy, która tym razem bierze na celownik najmłodszego z rodziny Vega. Chłopak wydaje się podatny na zakusy ciemnej strony mocy. Czyżby ta taneczna orgia miała być elementem kuszenia kolejnej ofiary przez siły zła?
Misja Magdy, mimo że wciąż dla nas enigmatyczna, do najłatwiejszych nie należy. Wszystko na to wskazuje, że nie udaje jej się zwerbować Raula, który po zmartwychwstaniu staje się mniej zapalczywy i bardziej łaskawy dla działań Tiago. W powrocie do zdrowia najstarszego z braci Vega palce maczała Santa Muerte, która w serialu reprezentuje siły dobra, więc jest przeciwniczką Magdy. Diablica postanawia wziąć na celownik naiwnego Mateo – chłopak jest stworzony, by nim manipulować. Pytanie tylko, czy to wystarczy Magdzie, żeby zrealizować cele. Można odnieść wrażenie, że kobieta chce w jakiś sposób zantagonizować braci i tym samym uderzyć w Tiago, który w opowieści pełni rolę rycerza na białym koniu.
Demon ma po swojej stronie przedstawicieli kilku grup. Ewidentnie zależy mu na wywołaniu chaosu i podgrzewaniu nastrojów w Los Angeles. Magda stara się kontrolować faszyzującego burmistrza oraz społeczeństwo meksykańskie, które coraz dobitniej domaga się respektowania ich praw. Jej cele w tych przypadkach są jasne, ale do czego jest jej potrzebny doktor Craft? Wątek pediatry wciąż intryguje, lecz wypadałoby go nieco podgrzać, bo już trzeci odcinek z rzędu obserwujemy jedynie nieśmiałe zaloty obu stron.
Jeśli chodzi o romantyczne tete a tete, na pierwszym planie znów są Tiago i Molly. Zaskakujące, ale twórcy powtarzają ich sekwencje z poprzedniego odcinka. W zeszłym tygodniu mieliśmy zapoznanie, teraz rozwinięcie znajomości. Serial stawia akcent na tę relację, sęk w tym, że fabularnie jest to straszna zapchajdziura kradnąca cenne minuty ekranowe. Wątki romantyczne mają swój urok, jeśli prowadzone są tak, jak chociażby w pierwszym Penny Dreadful. Tutaj jednak sztampa goni sztampę, a popis strzelecki Tiago z Popeyem w roli głównej to już zupełnie wyświechtana klisza. Twórcy tym motywem jasno i dobitnie dają nam do zrozumienia, że to miłość, a nie groza będzie grać pierwsze skrzypce w serialu, ale zdecydowanie dałoby się to rozpisać w ciekawszy sposób. Na obronę wątku działa dwójka głównych bohaterów – są sympatyczni i istnieje między nimi chemia, a Kerry Bishé (Halt and Catch Fire) w roli Molly daje prawdziwy aktorski popis.
Drugi najważniejszy element trzeciego odcinka związany jest z żydowskim tropicielem nazistów. Nathan Lane jako Lewis Michener spisuje się doskonale, ale mamy tutaj ten sam problem, co wyżej – nie ma on jak na razie za dużo do grania. Aktor wchodzi w buty dekadenckiego gliniarza rodem z kina noir. Patrzy spode łba, marszczy brew i rzuca cięte riposty. „Miałem najgorszy tydzień w życiu, a w ustach Żyda, to naprawdę wiele znaczy” – czy tylko na tak pretensjonalne i górnolotne wypowiedzi stać scenarzystów Miasta Aniołów? Poza tym sam kierunek związany z polowaniem na nazistów wydaje się nie mieć wystarczającego potencjału fabularnego, żeby być lokomotywą serialu.
Siłę napędową produkcji stanowi z pewnością Natalie Dormer, która w każdym swoim wcieleniu jest doskonała. Aktorka ma manierę sprawiającą, że jej postacie zawsze są zmysłowe i kokieteryjne. Tutaj jednak nie razi to zbytnio, co więcej, często działa na korzyść fabuły. Poza tym nie zawsze szarżuje – charyzma niektórych inkarnacji Magdy opiera się na czymś innym. Widać to szczególnie w przypadku Alex, asystentki radnego Townsenda. To zupełnie inna rola, a Dormer jako pragmatyczna „biurwa” staje na wysokości zadania. W ogóle wątek radnego rozwija się w interesujący sposób. Polityk to niejednoznaczna postać – z jednej strony arogancki, egoistyczny asekurant, z drugiej człowiek, potrafiący napluć w twarz nazistom. W tej historii wciąż wiele może się zdarzyć, a bohater może okazać się języczkiem u wagi sił dobra i zła.
Oryginalny Dom Grozy słynął z powolnego tempa i z długich segmentów, które nie do końca działały w służbie fabuły. Sceny, w których pozornie nic się nie działo, kipiały jednak od niewypowiedzianych emocji. W Mieście Aniołów nie działa to jednak w ten sposób. Serial ma klimat, o czym świadczy wspaniała scena taneczna z omawianego odcinka, jednak zbyt często scenariusz sprowadza opowieść na manowce przeciętności i szablonowości. Czegokolwiek by nie mówić o pierwszym Penny Dreadful, w tamte rejony to on nigdy się nie zapuszczał.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat