Domestic Fluff - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 6 maja 2023Kolejna historia Weroniki Łodygi za mną. I tak jak zwykle – serducho jest na swoim miejscu.
Kolejna historia Weroniki Łodygi za mną. I tak jak zwykle – serducho jest na swoim miejscu.

Polska pisarka Weronika Łodyga w 2020 roku zadebiutowała młodzieżówką Hurt/Comfort. Pamiętam to dokładnie, ponieważ pracowałam jeszcze wtedy w księgarni i bardzo zainteresowała mnie ta książka. Po pierwsze, tytuł nawiązywał do popularnych „fanfików”, co wydawało mi się świeżym i ciekawym pomysłem, a po drugie, w tamtych czasach literatura LGBT+ jeszcze raczkowała, więc cieszyłam się z każdej nowości.
Dlatego, choć opis mnie nie przekonywał, kupiłam Hurt/Comfort i okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Historia Artura i Janka była po prostu przeurocza. Pod koniec lektury czułam się tak, jakbym wypiła gorącą herbatkę z imbirem i miodem w zimowy wieczór, dzięki czemu do dzisiaj miło ją wspominam. Zaledwie rok później dostaliśmy książkę Angst with happy ending z tego samego świata, którą również przeczytałam. Była w trochę innym, cięższym klimacie. Przede wszystkim nie skupiała się na relacji romantycznej, co mogło zaskoczyć wielu czytelników, w tym mnie. Właśnie wtedy lepiej poznaliśmy też Anitę, dziewczynę, która ma czworo rodzeństwa, przemocowego ojca i za dużo odpowiedzialności na swoich barkach jak na nastolatkę, która powinna przejmować się w tym wieku głównie szkołą. Nastolatka szybko stała się moją ulubioną postacią w uniwersum i żałuję, że nie dostała jeszcze swojej solowej historii.
Wreszcie, bo w 2023 roku, zadebiutował komiks Domestic Fluff z bohaterami, których poznaliśmy w Hurt/Comfort. A ja – dwa lata później! – nadrobiłam zaległości. I szczerze mówiąc, miałam wrażenie, że wróciłam po długim czasie do domu. Nie ukrywam, że przywiązałam się do bohaterów wykreowanych przez Weronikę Łodygę. Zawsze wydawali mi się stworzeni z krwi i kości, a także mocno zakorzenieni w naszej polskiej rzeczywistości. Może jestem w mniejszości, ale często wydaje mi się to ciekawsze niż czytanie o nastolatkach z USA. Poza tym kreska Anny Krztoń idealnie wpasowała się w ten świat i trochę przypominała mi wizualnie Heartstoppera: prosta, ale jednocześnie ekspresyjna i pełna drobnych detali.
Ale porozmawiajmy o fabule. Tym razem Weronika Łodyga postanowiła oddać głos Magdzie, przyjaciółce Artura z Hurt/Comfort. Punktem wyjścia tej historii jest fakt, że partnerka jej ojca zaszła w ciążę, więc będzie miał kolejne dziecko. Rodzice Magdy rozwiedli się, gdy była dzieckiem, a tata wyjechał za granicę, gdzie poznał nową kobietę. Co ciekawe, autorka od początku pokazuje, że mężczyzna bardzo kochał córki. Nie antagonizuje go, co byłoby pewnie łatwiejszą drogą, by sympatyzować z Magdą. Cały konflikt polega właśnie na tym, że ani ojciec, ani córka, nie zrobili w zasadzie nic złego, a i tak cierpią. I tak często jest w prawdziwym życiu: nie ma superbohaterów ani złoczyńców, tylko nieidealni ludzie, którzy żyją po raz pierwszy, bez instrukcji obsługi. Szczególnie podobały mi się momenty, w których autorka pokazywała małą Magdę z ojcem. Wydawały mi się naturalne, słodkie i prawdziwe. Szczególnie gdy wymyślił sposób, jak w małym pokoju, w którym mieszkały trzy siostry, wprowadzić chociażby pozór prywatności za pomocą kawałka pościeli.

W tle tej historii pojawiają się też Artur i Janek, główni bohaterowie Hurt/Comfort. Oczywiście, jako fankę książki, bardzo mnie to ucieszyło. Szczególnie że autorka w żaden sposób nie popsuła wrażenia, jakie pozostawili po sobie ostatnim razem. Mamy za to przyjemność obserwować ich już jako „stare, dobre małżeństwo”, gdy pomagają Magdzie oswoić się z nową sytuacją. To miłe, że mogliśmy zobaczyć, jak się rozwinął ich związek.
Niestety, są pewne minusy. Po pierwsze, jeśli nie czytaliście Hurt/Comfort, możecie czuć się nieco zagubieni i skołowani. Sama na początku miałam problem, by połapać się, kto jest kim, a przecież znam to uniwersum. Bardzo brakowało mi jakiegokolwiek krótkiego wprowadzenia czy nawet objaśnień z boku strony. Wydaje mi się, że to bardzo zawęża grono czytelników. A szkoda, bo ta historia się broni i na spokojnie mogłaby przyciągnąć uwagę osób, które z twórczością Weroniki Łodygi nie miały do tej pory do czynienia. Nie pomagał też fakt, że na wielu panelach panował chaos, który utrudniał chłonięcie historii. Mam wrażenie, że na stronach był za duży ścisk, a jednocześnie – niedosyt informacji. Chciałabym, by ten komiks był grubszy i naprawdę pozwolił nam zagłębić się we wnętrze Magdy, które jest takim ciekawym miejscem. A tak kilka rzeczy zostało rzuconych losowo w eter, na przykład wątek ekspedientki ze sklepu z rzeczami dla dzieci.
Jaka jest ostateczna ocena Domestic Fluff? To, co zawsze znajdziecie w historiach Weroniki Łodygi, to serce. I tutaj go nie zabrakło. Wierzyłam w główny konflikt i sympatyzowałam z postaciami. Co prawda ani razu się nie popłakałam, ale wiele razy się wzruszyłam, ponieważ to wszystko wydawało się prawdziwe. Bez zbędnego przerysowania i przesady. To prosta i urocza historia, której mocną stroną są właśnie emocje i relacje rodzinne. Ma swoje wady, które opisałam powyżej, poza tym nie jest w żadnym razie rewolucyjna, ale wydaje mi się, że nie miała taka być: tak jak nazwa wskazuje, to „domestic fluff” dla osób, które mają ochotę po powrocie z mroźnej bitwy na śnieżki napić się ciepłego kakao z piankami.
Poznaj recenzenta
Paulina Guz



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1989, kończy 36 lat
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1949, kończy 76 lat

