fot. Nintendo
Pomysł na Drag x Drive od początku wydawał się kuriozalny. To koszykówka, w której kontrolowane przez graczy postacie poruszają się na wózkach, a sterowanie odbywa się poprzez przesuwanie Joy-Conów po płaskiej powierzchni, korzystając z trybu "myszki". Okazuje się jednak, że w tym szaleństwie jest metoda, bo w praktyce rozwiązanie działa zaskakująco dobrze. Krótki samouczek sprawnie wprowadza w podstawowe mechaniki, a wykonywane w rzeczywistości ruchy są wiernie odwzorowywane na ekranie. Co więcej, choć podstawy można opanować w zaledwie kilka minut, to „sufit umiejętności” zawieszono naprawdę wysoko. Mamy więc sporo możliwości szlifowania techniki. To wręcz modelowy przykład rozgrywki zaprojektowanej zgodnie z zasadą easy to learn, hard to master.
Niestety, równie szybko na wierzch wychodzi największy problem Drag x Drive, czyli bardzo uboga zawartość. Głównym trybem są starcia 3 na 3, całkowicie pozbawione alternatywnych wariantów czy dodatkowych urozmaiceń. Poza tym przygotowano kilka prostych minigier oraz możliwość rywalizacji z botami (z kilkoma poziomami trudności) w trybie solo. I to właściwie wszystko – dostaliśmy tylko absolutne minimum. Brakuje kariery, turniejowych drabinek czy choćby rankingowej rywalizacji, w której można byłoby wspinać się w tabelach wyników.
Oprawa audiowizualna również nie robi dobrego wrażenia. Gra jest szarobura i pozbawiona charakteru, zupełnie nie przypomina standardów, do których Nintendo przyzwyczaiło odbiorców. I nie chodzi tu nawet o największe marki – Mario czy Pokémony. Wystarczy wspomnieć Arms – tytuł z pierwszego Switcha, również stawiający na nietypowe sterowanie. Tam mieliśmy barwne, unikalne postacie i różnorodne areny, tutaj natomiast dostajemy bezosobowe roboty. Niewiele zmienia także prosta personalizacja, ograniczająca się do kosmetycznych hełmów i kilku wariantów kolorystycznych.
Zaskakuje również to, że w grze o koszykówce na wózkach kompletnie pominięto kwestie ustawień dostępności i nie przewidziano żadnych alternatywnych ustawień sterowania – choćby opcji korzystania z gałek analogowych do poruszania. Nawet we wspomnianym przed momentem Arms była możliwość przełączenia się na przyciski. Tutaj jedyną możliwością jest granie przy pomocy dwóch Joy-Conów w trybie myszy, co praktycznie uniemożliwia wygodną zabawę np. w łóżku, bez podłączenia się do zewnętrznego ekranu. A próby ustawienia Switcha 2 w taki sposób, by dało się przesuwać kontrolery po kolanach, szybko kończą się frustracją.
Kiedy gra się w Drag x Drive, można naprawdę dobrze się bawić. To sterowanie, choć wymaga przyzwyczajenia, dość szybko wchodzi w nawyk. Z jednej strony robi się bardzo intuicyjne, a z drugiej jest na tyle unikalne, że udane akcje sprawiają sporo frajdy. Niestety, cień na to wszystko kładzie nijaka, ponura oprawa i przede wszystkim rozczarowująca zawartość, bo poza "zwykłym" rozgrywaniem meczów nie ma tutaj za bardzo co robić. Uderza to jeszcze bardziej w zestawieniu z innymi (choć trzeba oddać, że również zdecydowanie droższymi) produkcjami z katalogu wydawniczego, bo nawet w nastawionych na rywalizację tytułach, jak na przykład Mario Strikers czy Arms, mieliśmy więcej trybów i atrakcji.
Poznaj recenzenta
Paweł Krzystyniak