Dragon Ball Super: odcinek 120 i 121
Jak się można było spodziewać, Dragon Ball Super wciąż nie zachwyca. Najwyższa pora, żeby Turniej Mocy wszedł w decydującą fazę, gdyż stał się on po prostu męczący do oglądania.
Jak się można było spodziewać, Dragon Ball Super wciąż nie zachwyca. Najwyższa pora, żeby Turniej Mocy wszedł w decydującą fazę, gdyż stał się on po prostu męczący do oglądania.
Dubletu epizodów ze starciem wszechświata trzeciego i siódmego po prostu nie można uznać za udany. Nie ma w nim żadnego suspensu, dramaturgii,a jego wynik jest bardzo przewidywalny. W ogóle nie czuć, że Goku i spółka naprawdę mają jakiekolwiek problemy, mimo że robione jest wszystko, aby walka właśnie takie sprawiała wrażenie. Fuzja wojowników z trzeciego wszechświata mogła zostać zdecydowanie lepiej wykorzystana i można się było nawet pokusić o wyeliminowanie silniejszych bohaterów niż C-18, czyli najsłabszą zawodniczkę pozostającą w turnieju. W ten sposób historia nabrałaby choć lekkich rumieńców, a tak oba odcinki dają odczucie totalnych zapychaczy, których ta saga miała już wystarczająco dużo. Zwyczajnie nie ma żadnej frajdy z oglądania.
Bezsensowną decyzją był również udział w starciu Goku, który naprawdę powinien pójść na ławkę rezerwowych celem zregenerowania sił. Trudno o lepszy moment, aby choć na chwilę główne skrzypce zagrał Gohan czy Vegeta. Rola Goku powinna była zostać ograniczona do statysty chronionego przez inne postacie, a tak bohater odzyskuje moc po prostu za szybko, co sprawia dziwaczne wrażenie, tak jakby turniej wcale nie należał do zbyt wymagających. Stanowi to dość rażący błąd w narracji, która byłaby po prostu sensowniejsza i spójniejsza, gdyby został on zepchnięty na drugi plan, dając szansę na wykazanie się innym. Gohan i Vegeta są przecież potężnymi wojownikami i nie mieli oni znowu aż tak dużo do roboty w turnieju. Jedynym rozwiązaniem usprawiedliwiającym takie, a nie inne prowadzenie historii byłby planowany twist fabularny, w którym osłabiony całymi zawodami Goku zostanie wyeliminowany przez rywali z 11 wszechświata, co wcale takie nieprawdopodobne nie jest. Całkiem możliwe, że to Son Gohan, a nie jego ojciec stoczy ostatnią walkę turnieju z Jirenem, co stanowiłoby dobrą odmianą. Goku na spółkę z Vegetą w zasadzie zawsze mają decydujący głos w najważniejszych starciach,więc najwyższa pora na jakieś zmiany w tym aspekcie.
Rażącą wadą odcinków są też wszechobecne dialogi i wtrącenia podczas walk, które momentami bardzo irytują, bo niczegi nie wnoszą i do tego wybijają z rytmu, często przeszkadzając podczas oglądania. Tyczy się to zresztą nie tylko tych epizodów, ale również wielu innych z tej sagi. Z jednej strony jest to zrozumiałe, biorąc pod uwagę ogromną wręcz liczbę bohaterów uczestniczących w historii, ale jednak kwestie wypowiadane przez wiele postaci można było lepiej dopracować i zrobić je po prostu „o czymś”.
Prawdopodobnie Turniej Mocy już nie będzie miał żadnych odcinków zapychaczy. Od teraz wszystkie epizody powinny prezentować znacznie lepszy poziom i znacząco wpływać na rozwinięcie historii. W zawodach zostali tylko najsilniejsi wojownicy i oby nie zmarnowano potencjału, jaki ciągle drzemie w tej sadze. Do tej pory walki najistotniejszych postaci były dobrze rozplanowane i rozbudowane, dlatego też można oczekiwać, że finał Turnieju Mocy nie zawiedzie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Bartłomiej CyzioDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat