Dziewczyny nad Wyraz: sezon 2, odcinek 6 – recenzja
Najnowszy odcinek jest ukłonem w stronę Jane, która przeżywa swoje pięć minut sławy. Co więcej, jej przyjaciółki po raz kolejny udowadniają, czym jest przyjaźń i jak ważna jest solidarność kobiet.
Najnowszy odcinek jest ukłonem w stronę Jane, która przeżywa swoje pięć minut sławy. Co więcej, jej przyjaciółki po raz kolejny udowadniają, czym jest przyjaźń i jak ważna jest solidarność kobiet.
The Bold Type to jeden z tych seriali, który jest swoistego rodzaju ucztą dla zmysłów. Jest piękny, kolorowy, nowoczesny, ale jednocześnie ma w sobie to, co każdy dobry serial powinien mieć: oryginalnych bohaterów, niebanalną historię i akcję, która wciąga bez reszty. I tak z odcinka na odcinek, coraz bardziej zagłębiamy się w życie tych trzech młodych kobiet, zdziwieni, jak bardzo realistyczny jest ten serial. A jest, i to na kilku poziomach.
Oczywiście życie bohaterek umiejscowione jest w dużym mieście, które ma swoje własne zasady. Nigdy nie śpi, jest głośne, w ruchu, z tysiącem możliwości i szans, które pojawiają się czasem przypadkiem, a czasem w wyniku ciężkiej pracy. Podobnie zresztą jak i szeroko rozumiana sława. Doskonale przekonuje się o tym Jane, która pomimo ostatnich trudności, w końcu została dostrzeżona na poletku dziennikarskim. Dostała nominację do Mandy Award za artykuł Carry The Weight, który był kluczowym momentem poprzedniego sezonu. Jest to bezpośrednie nawiązanie do ruchu #MeToo, który pokazuje światu, jak powszechny jest problem molestowania seksualnego. Dzięki postaci Jane, serial ponownie nawiązuje do tego tematu, podkreślając, że o tych krzywdach nie powinno się zapominać. Dodaje też kilka nowych aspektów, które wcześniej zostały pominięte lub nie do końca wyróżnione. Chodzi tu m. in. o ofiary, milczenie kobiet i skutki tego. Co ważne, serial poprzez swoich bohaterów nie ocenia, nie wskazuje żadnej winy kobiet, czy nie krytykuje ich za podjęte decyzje. Serial, jako całość, po prostu uświadamia widzów o tej drugiej stronie medalu, która nie jest tak często komentowana w mediach. I właśnie tu kryje się ta cała magia serialu.
Sam wątek Jane jest bardzo przyjemnie zrealizowany, mimo że w pewien sposób cukierkowy. Jak są sprawą czarodziejskiej różdżki jej sytuacja się odwraca. Nominacja do nagrody otwiera drzwi do nowych ofert pracy, pozwala ponownie nabrać wiatru w skrzydła. Wpływa raczej na jej morale niż sytuację materialną, a jej nazwisko przestaje być kojarzone z głupim internetowym memem. Ostatecznie Jane osiąga sukces i zdobywa nagrodę, choć tak naprawdę nie to jest najważniejsze. Zwycięstwo blaknie w momencie, kiedy Jacqueline oferuje jej powrót do "Scarlet". Jest to wisienką na torcie szczęścia, które przypada Jane w tym odcinku.
Nieco inaczej jest w przypadku pozostałych bohaterek serialu. Wątpliwości Kat wcale nie znikają, wręcz przeciwnie, dziewczyna zaczyna powoli eksperymentować ze swoją seksualnością. Adena nadal jest na wyjeździe, więc Kat decyduje się wyjść do klubu dla lesbijek, by lepiej zrozumieć swoje pragnienia. Pod tym względem scenarzyści poszli w bardzo utarte schematy. Kat jako świeża krew na lesbijskim rynku matrymonialnym, została zewsząd otoczona zainteresowanymi nią kobietami. Nic dziwnego, że Kat szybko skusiła się na pocałunek z jedną z nich, tym samym nieodwracalnie nadrywając więź zaufania z Adeną. To nie jest tak, że ten wątek jest mało interesujący czy nieporadnie zrealizowany. Po prostu mam wrażenie, że nie ma tutaj nic nowego. Nic, co by mogło pokazać, że twórcy chcą powiedzieć coś więcej, inaczej. Wątpliwości Kat są jak najbardziej naturalne na tym etapie jej życia. Jak nawet wspomniała Adena - ciekawość Kat nie zniknie ot tak, tylko dlatego, że jest w stałym związku z dziewczyną. Wydaje mi się jednak, że na tej bazie można było zbudować oryginalniejszą historię, bardziej w zgodzie z ustalonym wcześniej charakterem postaci. Dużym plusem jednak jest fakt, że Kat i Adena mimo zranionych uczuć, porozmawiały na ten temat i są świadome, że ich związek przechodzi bardzo trudny okres, choć wcale nie musi to oznaczać końca ich relacji. I mimo całej sympatii dla tej pary, w dalszym ciągu pozostaje to uczucie - ja to już widziałam. Serial doskonale radzi sobie z takimi problemami, więc i tutaj mam nadzieję, że w nadchodzących odcinkach wyciśnie nieco więcej niż tych kilka oklepanych do bólu rozwiązań.
Mimo wszystko, wątek Kat, może i nieco gorszy niż zazwyczaj, wygląda dość ciekawie w porównaniu do tego, co doświadcza Sutton. Jest mi ciężko stwierdzić, w którym kierunku idzie jej postać. Póki co jest zawieszona pomiędzy imprezami ze swoją nową przyjaciółką-influencerką, pracą i rozpaczą za Richardem. O ile pojedyncze sceny z jej udziałem są zazwyczaj zabawne i przepełnione sarkazmem pomieszanym z ironią, to w ogólnym rozrachunku jej postać jest na fabularnej mieliźnie. Wątek nadprogramowych dolarów użytych w imieniu "Scarlet" w dalszym ciągu pozostaje bez konsekwencji, jej praca również stoi w miejscu bez większych ochów i achów. Jedynym ważnym momentem w tym odcinku było podkreślenie wagi przyjaźni pomiędzy bohaterkami, kiedy to Sutton i Kat, mimo własnych problemów, decydują się przyjść i celebrować zwycięstwo Jane podczas gali. I niby ta scena grzeje serducha widzów i pozostawia ich z przyjemnym, pozytywnym uczuciem satysfakcji, to jednak potencjał Sutton zmarnował się trochę w tym odcinku. Było za bardzo nijako, a nijakość jest przecież największym wrogiem telewizji.
Na koniec warto pochwalić, że Serial Dziewczyny nad wyraz bardzo uważa na detale, takie jak chociażby ścieżka dźwiękowa. Wykorzystanie piosenki Curious w scenie, w której Kat tańczy w barze z dziewczyną i dochodzi do pocałunku, jest bardzo świadomym wyborem. Tym bardziej, że autorka piosenki, Hayley Kiyoko, jest uważana za lesbijskie guru w świecie muzyki. Niby nic wielkiego, ale widać, że serial stara się być tak bardzo realny, na ile pozwala świat telewizji. Dlatego też kariera Jane zmienia się tak szybko - raz jest pośmiewiskiem internetu, by zaraz potem odbierać prestiżową nagrodę. Tak właśnie działają współczesne media, więc wątek Jane nie różni się to zbytnio od tego, co widzimy codziennie przeglądając prasę czy internet. Dziewczyny nad wyraz to jest dobry serial, który stawia na seksualne wyzwolenie, kobiecość, śmiech, ale przede wszystkim na kobiecą solidarność. Z niekłamaną przyjemnością oglądam scenę, w której główne bohaterki podskakują z czystej radości, bo znów pracują w tym samym miejscu. Niby taka drobnostka, ale pozostawia uśmiech na twarzach widzów. Zawsze lepiej oglądać przyjaciół w zgodzie niż walczących ze sobą przez wydumane problemy.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat