Everly: Kill Bill spotyka Piłę i Cube – recenzja DVD
Sięgając po Everly, spodziewałem się ujrzeć standardowy sensacyjniak lub thriller z ewentualnymi azjatyckimi motywami. Może coś w stylu Uprowadzonej, ale z Salmą Hayek zamiast Liama Neesona. Wyszło ciut inaczej.
Sięgając po Everly, spodziewałem się ujrzeć standardowy sensacyjniak lub thriller z ewentualnymi azjatyckimi motywami. Może coś w stylu Uprowadzonej, ale z Salmą Hayek zamiast Liama Neesona. Wyszło ciut inaczej.
Everly (Salma Hayek) jest prostytutką pracującą dla bezwzględnego szefa mafijnego Taiko (Hiroyuki Watanabe). Zostaje ona zaatakowana w swoim apartamencie przez ludzi Taiko w związku z odkryciem przez bandytę faktu, że kobieta podjęła współpracę z policją celem rozbicia gangu. Pomimo przewagi liczebnej zbirów Everly udaje się ujść z życiem, jednak to dopiero początek starcia z brutalnym kryminalistą...
Opis brzmi jak z pozoru typowe kino sensacyjne. Ciekawostką jednak jest fakt, że niemal cała akcja rozgrywa się... na jednym piętrze budynku, a praktycznie w jednym apartamencie. Podczas seansu w pewnym momencie sprawdziłem licznik czasu trwania filmu na konsoli i byłem nieco zaskoczony: 28 minut, a ona jeszcze nie wyszła z tego bloku. Pod tym względem nasuwa mi się skojarzenie z Cube, którego akcja działa się w gigantycznym sześcianie złożonym z sześciennych pokoi – generalnie trochę podobny efekt klaustrofobiczny. Całą fabułę można streścić w dwóch słowach: tower defense – niczym w grach tego typu Everly stawia czoło kolejnym falom przeciwników, wśród których nie zabrakło i „bossów”. Tortury w wykonaniu jednego z nich przywodzą na myśl serię filmów Piła. Fakt faktem, zdecydowanie nie jest tu tak obrzydliwie jak we wspomnianym cyklu, ale przez chwilę mamy okazję nieco posmakować tamtego klimatu.
Żeby jednak nie było tak mroczno, reżyser Joe Lynch serwuje nam trochę czarnego humoru. Przykładowo - scena, w której główna bohaterka przy akompaniamencie kolędy przygotowuje mieszkanie na spotkanie córki, wywołuje u widza myśl: „Co się tu dzieje?”. Tak przynajmniej ja zareagowałem, rozkładając ręce z malującym się na mojej twarzy uśmiechem rozbrojenia. Bo trzeba przyznać, że to nieco nietypowa scena w tym kontekście. Chociaż z drugiej strony, po przypomnieniu sobie wcześniejszych wydarzeń, nie ma się co jej dziwić – czuje się tu trochę klimatu rodem z filmów Quentina Tarantino czy Roberto Rodrigueza.
Salma Hayek zagrała dobrze rolę więzionej przez bandytę prostytutki z przymusu, a jej kusy strój sprawia, że mężczyznom trudno będzie oderwać od niej wzrok. Nic dziwnego, wszak ta aktorka, choć ma już 49 lat, jest nadal bardzo piękną i zgrabną kobietą. Podobnie pięknie prezentuje się Gabriella Wright w roli jednej z prostytutek. Hiroyuki Watanabe wiarygodnie odgrywa Taiko – czuje się w jego głosie i zachowaniu typowego psychopatę i sadystę. Sympatię budzi Akie Kotabe, grający... „truposza”. Laura Cepeda sprawdza się zaś jako znerwicowana matka głównej bohaterki, zmuszona opiekować się wnuczką, Maisey (przemiła Aisha Ayamah), pod długą nieobecność swej córki. O ile trudno mi było mieć krytyczne uwagi do obsady, to trochę gorzej bywało z dialogami. Te są czasami nieco sztuczne – jak w jednej z końcowych, rozwleczonych czasowo scen, gdy teksty głównego antagonisty budziły uśmiech politowania. Większą uwagę mam do niektórych momentów akcji, gdy protagonistka uchodziła z życiem mimo bycia zaatakowaną przez osoby mające nad nią przewagę liczebną oraz w założeniu lepiej od niej wyszkolone. Było to czasami tak niewiarygodne, że aż komiczne. Ale cóż, taki wyszedł z tego urokliwy kamp.
Film na DVD można obejrzeć w oryginale lub z polskim lektorem (w obu przypadkach Dolby Digital 5.1). Opcjonalnie dostępne są napisy, jednak jedynie po polsku. Jedynymi dodatkami są trailery: 4 niedawnych produkcji kinowych oraz 9 filmów wypuszczonych na rynek kina domowego. Czyli podsumowując: typowe wydanie od Monolith Films bez fajerwerków.
Everly jest specyficzną i intrygującą produkcją, minimalistyczną co do lokacji, natomiast momentami nadmiernie epatującą przemocą. Scharakteryzowałbym ten film jako klaustrofobiczną wersję demo Kill Billa z aromatem Telefonu, szczyptą Piły i domieszką Czterech pokoi. Myślę, że fani twórczości panów Tarantino i Rodrigueza mogliby się tu chyba odnaleźć (z uwagi na brutalność i czarny humor). Bawiłem się na tym filmie świetnie, tym bardziej że spodziewałem się standardowej i przynudzającej produkcji sensacyjnej, a zostałem mile zaskoczony. Jestem ciekaw: skoro teatry wystawiają niekiedy spektakle pełne nagości i erotyki, czy byłoby u nas miejsce na sztukę opartą o scenariusz filmu Joego Lyncha?
Poznaj recenzenta
Marek KamińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat