Falcon i Zimowy żołnierz: sezon 1, odcinek 3 - recenzja
3. odcinek produkcji Falcon i Zimowy żołnierz czerpie pełnymi garściami z konwencji szpiegowskiej. Do MCU wracają też nasi starzy, dobrzy znajomi.
3. odcinek produkcji Falcon i Zimowy żołnierz czerpie pełnymi garściami z konwencji szpiegowskiej. Do MCU wracają też nasi starzy, dobrzy znajomi.
Bywało (odrobinę) lepiej. Premierowe odsłony serialu Falcon i Zimowy żołnierz rozbudziły nasze apetyty do tego stopnia, że poprzeczka oczekiwań co do 3. odcinka została zawieszona naprawdę wysoko. Proponuję jej nie obniżać i nazwać rzeczy po imieniu: choć nowy rozdział opowieści wypada satysfakcjonująco w aspekcie rozrywkowym i sensacyjno-szpiegowskim, z drugiej strony zarysowuje kilka problemów produkcji, o których będziemy musieli porozmawiać. Na ekranie co prawda wciąż trwa pierwszorzędne poszerzanie mitologii Kapitana Ameryki i jego spuścizny, lecz w niektórych momentach odniesiemy wrażenie, że twórcom najzwyczajniej w świecie brakuje fabularnego paliwa. W żaden sposób nie zmienia to faktu, że obcowanie z Baronem Zemo, wizyta w Madripoorze czy kapitalne połączenie tej historii z wątkami wakandyjskimi w MCU stają się przyjemnością samą w sobie. Kinowe Uniwersum Marvela doby obecnej charakteryzuje się bezkresem możliwości; łatanie dziur w strukturze narracyjnej poprzez czerpanie z przebogatego dziedzictwa całego projektu potrafi przynieść piorunujący efekt. O przyszłość Falcona i Zimowego żołnierza powinniśmy więc być spokojni. Wiele wskazuje na to, że zagraniczne eskapady tytułowych bohaterów koniec końców staną się zaledwie dygresją w kontekście tego, co dla serialu wydaje się być najważniejsze - niemalże niemożliwą pogonią za mitem Kapitana Ameryki. Jeśli spojrzymy na produkcję Disney+ przez ten pryzmat, jej wejście na szpiegowskie tory zadziała na nas magnetycznie.
W tym tygodniu do absolutnego minimum zredukowano udział powoli już wrzącego w swoim wnętrzu Johna Walkera w opowieści, eksponując w pierwszej kolejności aspekt sensacyjny. Bucky w ekspresowym tempie wydobywa Barona Zemo z więzienia w Berlinie, by później wraz z nim i Samem udać się do Madripooru, fundamentalnej dla poznania motywacji Flag Smasherów lokacji. Podróż przez to azjatyckie państwo ma w sobie coś z ekstrawagancji; mówimy tu przecież o wędrówce przez jaśniejące od świateł i przeplatane mrokiem tereny, wyglądające w dodatku tak, jakby stanowiły kwintesencję gatunku neo-noir. Nie dość, że ten fragment odcinka może zachwycić pod względem wizualnym, to jeszcze twórcy znakomicie operują dynamiką interakcji między postaciami. Zemo do świata nieco zagubionych Barnesa i Wilsona pasuje jak ulał i pięść do nosa jednocześnie. Świetny w roli antagonisty Daniel Brühl a to prowokuje towarzyszy, a to z całym swoim urokiem ustępuje pola. Na jego tle nieco gorzej wypada ratująca bohaterów Sharon Carter, przy czym i tak należy zaakcentować ewolucję, jaką przeszła ta postać. To już nie pełna wdzięku kobieta, którą widzieliśmy w MCU wcześniej. Tym razem jest, jak określił ją Sam, "straszna", w dodatku skrywa większą tajemnicę na temat prawdziwych motywacji. Na Zemo i Carter powinniśmy jednak spojrzeć jako na kolejne elementy w obrębie szpiegowskiego labiryntu, w którym znaleźli się Falcon i Zimowy Żołnierz. Tego samego, który prowadzi ich w stronę Power Brokera, jak się wydaje, głównego złoczyńcy historii.
Podbudowa sensacyjno-szpiegowska ma już w Kinowym Uniwersum Marvela swoją tradycję, więc nie dziwi specjalnie, że po latach wciąż przynosi efekty. Korowód dziwadeł w Madripoorze, eksplozje, strzelaniny, śledztwo i fenomenalne walki jeden na jeden - wszystko to w najnowszym odcinku sprawdza się doskonale, choć siłą rzeczy spycha na drugi plan mocną stronę poprzednich odsłon serii, kwestię mentalnej kondycji Wilsona i Barnesa. W przypadku drugiego z nich twórcy wciąż chcą tasować odwołaniami do drzemiącej w nim cząstki Zimowego Żołnierza, co na ekranie popłaca, a przed nim wywołuje w widzu niepokój. Gorzej tylko, że ten sam odbiorca może mieć kłopot ze zrozumieniem działań Flag Smasherów. Nie owijajmy w bawełnę: na półmetku serialu wciąż nie wiemy, jaka ich jest rzeczywista rola w opowieści - czasami odnoszę wrażenie, że ekspozycja grupy ma znaczenie jedynie pretekstowe. Twórcy w tym wątku sięgają po skrótowość i uproszczenia, jak choćby w przypadku Karli rozmawiającej z umierającym przyjacielem czy doprowadzającej do wybuchu w siedzibie GRC. Nie jestem też przekonany co do tego, czy stopniowe odchodzenie od głębszej, psychologicznej warstwy interakcji między protagonistami w dłuższej perspektywie okaże się dobrym rozwiązaniem. Samowi zupełnie niepotrzebnie w nowej odsłonie serii przypadła funkcja pomagiera, a terapia z Barnesem była o niebo bardziej wciągająca niż obserwowanie go tylko w ramach scen akcji. Jeśli chwilę się jednak na tym zastanowimy, wizyta w Madripoorze z wszystkimi jej konsekwencjami i mentalne starcie z Zemo były tytułowym bohaterem nadzwyczaj potrzebne w drodze po oczyszczenie i próbę powrotu do zupełnie już dla nich innej "normalności".
Warto podkreślić, że każdy z dotychczasowych odcinków serialu miał innego scenarzystę. O ile więc pierwszy sprawnie łączył konwencję sensacyjną z pokazywaniem trudnych losów superbohaterów po Blipie, a drugi jeszcze poszerzał rys psychologiczny protagonistów, o tyle najnowsza odsłona serii na całego zostaje zanurzona w szpiegowskiej tonacji. Czas pokaże, czy taki obrót spraw przyniesie korzyści dla widza; moim zdaniem najmocniejszym punktem tej opowieści była do tej pory równowaga gatunkowa, która teraz uległa nieznacznemu, ale wciąż załamaniu. Nie wiemy póki co, czy ten trend na ekranie się utrzyma, lecz niezwykle emocjonujące jest to, że na półmetku historii wciąż tak mało o niej wiemy. Kim naprawdę jest Power Broker - czy to Sharon Carter? Czy Bucky powstrzyma członkinię Dora Milaje, przybywającą do Rygi po Zemo? W jaki sposób rozwinie się relacja antagonisty z Barnesem i Wilsonem, skoro ledwie kilka lat temu wszyscy trzej chcieli się wzajemnie pozabijać, a teraz tańczą na tym samym parkiecie? Nawet jeśli 3. odcinek produkcji Falcon i Zimowy żołnierz uznamy za nieco gorszy od poprzednich, cieszy to, iż powoli dochodząc do kulminacji opowieści, zdajemy sobie sprawę z kłopotów fabularnego bogactwa. Potrafią przytłoczyć; w trakcie refleksji nad nimi dobrze będzie mieć na podorędziu kieliszek wódki. Dajmy na to taki, w którym znajdują się też wnętrzności węża. Na zdrowie!
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat