Feed the Beast: sezon 1, odcinek 10 (finał sezonu) – recenzja
Koniec sezonu to zwykle czas podsumowań. A jak mogę podsumować właśnie zakończoną, pierwszą serię Feed the Beast ? Wyrażę to jednym, znaczącym słowem: rozczarowanie.
Koniec sezonu to zwykle czas podsumowań. A jak mogę podsumować właśnie zakończoną, pierwszą serię Feed the Beast ? Wyrażę to jednym, znaczącym słowem: rozczarowanie.
Finał pierwszego sezonu tej produkcji to przede wszystkim ślamazarne tempo. Jest to oczywiście cecha charakterystyczna tego serialu, który miał ostatnią szansę na poprawę w tym względzie. I oczywiście jej nie wykorzystał. W dalszym ciągu mamy głównie do czynienia z pompatycznymi dialogami dotyczącymi zaufania, traumy, czy szczęścia, do którego nieustannie bohaterowie Feed the Beast próbują dążyć. Dynamiki całej sytuacji nie zmieniła też tajemnicza „robota”, do wykonania której - postawiony pod ścianą Dion - rzecz jasna w sposób bardzo zdecydowany się zobowiązał. Finał całej akcji wypadł w mojej opinii mało przekonująco, co było kolejną nieudolną próbą dostarczenia sensacyjnej rozrywki widzowi.
Fire to kolejny odcinek, w którym niemalże każda postać podkreśla, jaki to Patrick Woichik jest niebezpieczny. Z przebiegu serialu wyraźnie widać, że to człowiek niezrównoważony, o wewnętrznych problemach, które próbuje rozwiązać budowaniem wizerunku psychopaty i gangstera. Podkreślanie na każdym kroku zagrożenia ze strony Woichika, a także wizualne przedstawienie jego działań przestępczych, nie wywołało u mnie jakiegokolwiek wrażenia, dzięki któremu mógłbym z czystym sumieniem zaklasyfikować go do grupy najbardziej wyrazistych czarnych charakterów w historii telewizji. Powiem więcej, wszystkie te zabiegi sprawiły, że postać Patricka Woichika stała się po prostu przerysowana, a próba przedstawienia go przez scenarzystów jako króla świata przestępczego Nowego Jorku spełzła na niczym i przyniosła odwrotny skutek do zamierzonego.
Kwestia Tommy'ego Morana także jest dla mnie zaskakująca. Budowany od początku sezonu wizerunek samotnego ojca, który nie potrafi poradzić sobie ze śmiercią ukochanej osoby i z tego powodu nadużywa alkoholu miało jeden, oczywisty cel – wzbudzenie u widza współczucia i w jakimś stopniu utożsamienia się z tym bohaterem. Nie wiem jak u pozostałych odbiorców, ale ja nie potrafiłem wczuć się w sytuację tej postaci. Winię tutaj scenarzystów: dlatego, że można było w ciekawszy sposób rozpisać dialogi, czy wykreować charakter tego bohatera. Jednak takie dywagacje sprowadzają się do jednego problemu – produkcja, która pierwotnie miała być mieszanką kilku gatunków, stała się de facto telenowelą. Telenowelą, której główny bohater, kryształowy pod względem etyki do tego stopnia, że poucza innych o haniebności kłamstw – sam cechuje się podwójną moralnością. Nie jestem w stanie jasno określić tego, czy od samego początku taki był zamiar scenarzystów, ale świadomie czy nie, z tej sytuacji płynie klarowny przekaz – w dzisiejszym świecie nie ma miejsca dla idealistów.
Te zasadnicze problemy, o których wspomniałem wyżej, to w głównej mierze błędy, które stale się powielały i były chyba największą bolączką tego serialu. Kiedy jednak próbuję sobie uporządkować wszystkie swoje wrażenia płynące z obejrzenia tego konkretnego odcinka, traktując go jako epizod mający stanowić porządne zakończenie tego etapu historii, to nasuwa mi się jeden wniosek – ten odcinek zupełnie nic nie wyjaśnia.
Poza końcową sceną, która - nawiasem mówiąc – była jedynym, wyrazistym atutem tego odcinka, pomimo usilnych starań, nie znalazłem jakiegokolwiek tropu, który w chociażby minimalnym stopniu sugerowałby, jakie były dalsze losy Tommy'ego, Diona i pozostałych bohaterów. Nie wiemy przecież, co stało się z Pilar, Aidanem, Patrickiem czy wreszcie z restauratorami, wokół których koncentrowała się cała historia.
Jedynie w kwestii TJ rozwiązano kwestię, która definiowała tę postać przez cały sezon – w końcu zaczął mówić. Jednak w niejasny sposób pokazano jego tok rozumowania, wedle którego wyciągnął wniosek, że śmierć jego matki nie jest jego winą. Co więcej, stwierdził przecież, że to nie był wypadek, a to nasuwa kolejne pytania: Kim był morderca ? Jaki był jego motyw ? Czy działał sam, czy na czyjeś zlecenie ? Nie wiem z czego to wynika. Może twórcy Feed the Beast są tak pewni zamówienia drugiego sezonu, że postanowili zaryzykować otwarte zakończenie pierwszej serii?
Na ich miejscu nie zdecydowałbym się na tak śmiały krok. Oglądalność przez cały sezon nie osiągała przyzwoitych wyników, a praktycznie wszystkie odcinki – poza nielicznymi ciekawymi fragmentami – nie osiągały zadowalającego poziomu, skutkiem czego otrzymaliśmy dziesięć przeciętnych epizodów. Dlatego - nawiązując do mojej poprzedniej recenzji - zaryzykuję tezę, że twórcom nie udało się znaleźć lekarstwa na tę przeciętność i produkcja ta wyzionęła ducha. Dlatego warto zadać następujące pytanie: Czy władze stacji AMC podejmą się próby wskrzeszenia i zamówią drugi sezon Feed the Beast?
Źródło: fot. główna: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz DzięciołDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat