Flash: sezon 2, odcinek 11 – recenzja
Nowy odcinek serialu Flash to powrót Reverse-Flasha i galimatias z podróżami w czasie. Jest nieźle, ale nie wszystko gra tak, jakby można było tego oczekiwać.
Nowy odcinek serialu Flash to powrót Reverse-Flasha i galimatias z podróżami w czasie. Jest nieźle, ale nie wszystko gra tak, jakby można było tego oczekiwać.
Pojawienie się Patty we The Flash pozwoliło zobaczyć w serialu młodzieżowym dobrze prowadzony wątek romantyczny. Cudowna chemia pomiędzy aktorami, luz i pozytywna atmosfera sprawiały, że Barry'ego i Patty chciało się oglądać. Potem zaczęło się to psuć, gdy twórcy zaczęli wprowadzać dramaty, dlatego też trudno mi spojrzeć przychylnym okiem na to, co robią w 11. odcinku. Wyraźne wprowadzenie sztampowego konfliktu na linii Patty-Barry szybko niszczy ten związek, który mógł dalej być pozytywnym aspektem serialu. Argumentacja Barry'ego to wielkie deja vu z Arrow - Oliver Queen mówił swego czasu dokładnie tak samo. Mam jedynie nadzieję, że Patty wróci i że twórcy nagle nie przypomną sobie, że Barry kochał Iris, bo to byłoby najgorsze, co mogliby zrobić. Szkoda, że rozwijają to w takim zbyt oczywistym kierunku, pozbawiając serial naprawdę fajnej zalety.
W końcu moce Cisco dostają więcej czasu ekranowego. Cały wątek bez wątpienia jest interesujący, bo z jednej strony widzimy solidne budowanie relacji Cisco z Wellsem, a z drugiej bohater zaczyna uczyć się wykorzystywać swoje umiejętności. Dostajemy zatem rozwój potrzebny, oczekiwany i bardzo sprawnie zrealizowany, szczególnie że w pewnym momencie pojawia się niepewność, gdy po zabawie z okularami Wellsa Cisco zaczyna krwawić z nosa, a kamera pokazuje, że w dziwny sposób Wells na to reaguje. Sprytne zmylenie widza, by potem zaskoczyć reperkusjami podróży w czasie.
Pojawienie się Eobarda Thawne'a aka Reverse-Flasha jest zaskakująco sprawnie wyjaśnione, więc można zaakceptować ten galimatias związany z podróżami w czasie, bo w jakimś stopniu ma on sens. Niby wszystko gra należycie - jest trochę akcji, niepewność i dobre tempo - ale czegoś tutaj brak. Ten Reverse-Flash nie jest tak ciekawą postacią jak wersja udająca Harrisona Wellsa. Różnica w tworzeniu postaci przez tych dwóch aktorów teraz jest najbardziej odczuwalna i Tom Cavanagh zdecydowanie w tym aspekcie wygrywa. Plus za emocje, bo jednak dylemat Barry'ego związany z Reverse-Flashem został nieźle pokazany.
Wątek Wally'ego nadal nie porywa, ale jest ciut lepiej niż w poprzednim odcinku. Przede wszystkim dlatego, że obserwujemy przyjemne nawiązanie nici porozumienia pomiędzy nim a Iris. Kto by pomyślał, że dzięki postaci, która dawno, dawno temu była najsłabszym ogniwem, mamy polepszenie poziomu jakiegoś wątku? Oczywiście tutaj dostajemy standardowy wątek obyczajowy, który niczym się nie wyróżnia, a już na pewno nie wywołuje emocji. Liczę, że ta pozytywna zmiana w relacji z Joe zakończy sztampowy etap zbuntowanego Wally'ego i zaprezentuje coś bardziej interesującego w przyszłości.
Coraz bardziej nudzi mnie Caitlin. Czasem można odnieść wrażenie, że ta postać istnieje tylko po to, by stać gdzieś z boku, uśmiechać się, stroić kilka min w zależności od sytuacji i tyle. Gdy pojawia się pomysł z jej związkiem z Jayem, można byłoby spodziewać się może jakiegoś rozruszania, ale nic z tych rzeczy - w tym odcinku tak naprawdę dostajemy dosłownie powtórkę tego, co już widzieliśmy. Caitlin po raz kolejny szuka pomocy dla Jaya, by ten ponownie jej powiedział, że trzeba odzyskać moc od Zooma. Istne deja vu. Na siłę wepchnięty wątek będący idealnym dowodem braku pomysłu na tę postać.
The Flash mimo wszystko trochę rozczarowuje w tym odcinku, bo powrót Reverse-Flasha jest zaledwie niezły i nie porywa tak, jak można było oczekiwać. Wątek Patty też nie sprawdza się najlepiej. Serial ogląda się z przyjemnością, nadal trzyma dobry poziom, ale tym razem jest troszkę słabiej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat