Apple TV+
Po blisko 2 latach oczekiwania powraca Fundacja, bezsprzecznie jeden z najlepszych seriali gatunku sci-fi, jakie mieliśmy okazję oglądać w ostatnich latach. Nasza cierpliwość została nagrodzona: 3. sezon produkcji Apple TV+ zaczyna się od mocnego uderzenia, które tylko utwierdzi widzów w przekonaniu, z jak wytrawną ekranową opowieścią mamy do czynienia. W Imperium Galaktycznym zmieniło się tak wiele, że samo odkrywanie panujących w nim, nowych reguł kosmicznej gry jest odświeżające i bez reszty angażujące. Pójdę nawet krok dalej i podzielę się z Wami przypuszczeniem, że obecna odsłona serii koniec końców może okazać się najbardziej udaną z dotychczasowych. Twórcy prawdopodobnie jeszcze pełniej niż do tej pory zanurzyli się w duchu powieści legendarnego Isaaca Asimova, kapitalnie przystosowując całą historię pod potrzeby współczesnego odbiorcy. Choć akcja serialu rozgrywa się w fikcyjnej rzeczywistości, jeśli tylko uważnie się jej przyjrzymy, znajdziemy w niej sporo odbić prawdziwego świata. Dodajcie do tego nadchodzący koniec (psycho)historii, armię nowych i dobrze zarysowanych postaci, nieodłącznie wpisaną w tę serię, pogłębioną refleksję nad ludzkością i polskie lokacje ze Świątynią Opatrzności Bożej na czele, a otrzymacie przepis na dzieło science fiction najwyższej próby. Na taką Fundację warto było czekać.
Akcja premierowego odcinka 3. sezonu rozgrywa się 152 lata po wydarzeniach ukazanych w finale poprzedniej odsłony serii. Ten przeskok czasowy nie nastręcza jednak zbyt wielu problemów z mapowaniem nowego porządku w Imperium Galaktycznym. Twórcy do ukazywania zmian w serialowym świecie podchodzą tak metodycznie, jak i z polotem, przeskakując z planety na planetę pod dyktando głosu narratorki Gaal Dornick. Już pierwsza sekwencja szokuje swoją bezwzględnością: Kalgan, świat zawieszony pomiędzy Imperium a Fundacją, staje się świadkiem potęgi Muła, który nie tylko manifestuje niewyobrażalne moce, ale i prawi o swoim apetycie - jego nienasycenie może zaspokoić wyłącznie "cała galaktyka". Zszokowani brutalnością doskonale portretowanego przez Pilou Asbæka złoczyńcy widzowie krok po kroku zaczną odkrywać nowe położenie kolejnych postaci i lokacji, począwszy od przygotowującej się do następnej zmiany warty dynastii cleońskiej, która straciła ogromną część wpływów w galaktyce, musząc wywierać naciski choćby na Radę Galaktyczną (przypatrzcie się uważnie jej siedzibie!). Przeobrażeniu uległa także sama Fundacja; Krypta Hariego Seldona zstępuje nad Nowy Terminus, a zwolennicy protagonisty postrzegają założyciela i jego dzieła już bardziej przez pryzmat socjoekonomiczny niż religijny. Jest też cudownie magnetyczna Lady Demerzel (Laura Birn wciąż w wybornej formie), która bodaj pierwszy raz w trakcie swojego istnienia postanowi zrzucić psychologiczny ciężar, jaki przyszło jej nosić na swoich barkach. Nadchodzi bowiem przewidziany przez Seldona Trzeci Kryzys, który raz jeszcze przeobrazi rzeczywistość Imperium Galaktycznego i Fundacji. Czasu nie zostało zbyt wiele, to zaledwie 4 miesiące, po których znów zmieni się bieg historii.
3. sezon serialu Apple TV+ został oparty przede wszystkim na powieści Fundacja i Imperium, w moim prywatnym rankingu jednej z najlepszych w całym cyklu Asimova. Nie mam żadnych wątpliwości, że twórcy wnikliwie studiowali książkowy pierwowzór, wydobywając z niego mnóstwo ukrytych smaczków i zależności, które zostały skrojone pod gusta fundamentalnie różniących się od siebie widzów. Ci ostatni w odcinku Pieśń na koniec wszystkiego odnajdą tak kojarzące się z Gwiezdnymi Wojnami pościgi na planecie Haven, jak i polityczną metaforę dzisiejszych czasów w postaci fanatycznie dążącego do powiększenia władzy i wpływów Muła. Nadal znakomicie prezentuje się zarysowywanie interakcji pomiędzy Cleonami: w pełni przygotowany do nowej roli Świt jawi się jak wytrawny gracz polityczny, Zmierzch zdaje sobie sprawę ze swojej przemijalności i nieuchronnie zbliżającego się oddania pałeczki w sztafecie pokoleń, a Dzień... Warto było czekać do jednej z ostatnich sekwencji, aby oswoić się z innym już położeniem kolejnej wersji postaci, którą kapitalnie portretuje Lee Pace. Najważniejszy z cleońskich Braci stał się nihilistą pełną gębą, którego bardziej niż losy Imperium Galaktycznego rozpala recytowanie wierszy, oddawanie się cielesnym uciechom i klonowanie zwierząt z wielbłądem i fretką na czele. Gdy chwilę się nad tym zastanowić, Świt, Dzień i Zmierzch prezentują się inaczej niż ich poprzednicy, już na wstępie historii mocniej akcentując indywidualne cechy charakteru. To podejście bardzo dobrze kontrastuje z ostoją dawnego porządku, wyraźnie przejętą potencjalnym końcem Imperium Demerzel, jak i z kąśliwą uwagą na temat głównego bohatera poprzedniego sezonu, Cleona XVII. Z jednej strony nad Imperium Galaktycznym unosi się widmo zagłady, z drugiej wiara w liczby i nieustannie zmieniające się ścieżki psychohistorii zostaje przez Dnia wyśmiana. Serialowy Trantor w takich opałach jeszcze nie był.
Z nieskrywaną przyjemnością oglądam wszystkie popisy Jareda Harrisa w roli Seldona, który to bohater wciąż fenomenalnie balansuje między omnipotencją a byciem aroganckim gagatkiem z dosadnym poczuciem humoru, o czym przekonuje nas scena jego rozmowy z wybitnym psychologiem, Eblingiem Misem. Ich dyskusja świetnie zarysowuje również to, czym obecnie stała się Fundacja - jej członkowie są zaniepokojeni nadchodzącymi zmianami, a konflikt ze wspomaganymi przez Imperium handlowcami narasta. Pieśń na koniec wszystkiego, nawet jeśli tempo akcji odcinka niektórym z odbiorców wyda się powolne, ma wszystko to, czego można oczekiwać po pierwszorzędnej fantastyce naukowej. Ujęcia ukazujące przerażające piękno kosmicznych podróży idą tu ramię w ramię ze szkicowaniem atmosfery nadchodzącego zagrożenia. A przecież twórcy mają jeszcze kilka asów w rękawie; dość powiedzieć, że prawdopodobnie najważniejsza postać nowej odsłony serii zdążyła ledwie otworzyć oczy. Podskórnie czujemy, że stawka jest ogromna, w czym pomaga nawet sprawniej poprowadzona niż w poprzednich sezonach narracja. Fundacja siłą rzeczy zaliczyła triumfalny powrót i wszystko wskazuje na to, że fabularno-wizualne ambicje twórców mogą zaowocować jednym z najlepszych seriali roku.
Najlepsze seriale science fiction w historii
Poznaj recenzenta
Piotr Piskozub