Geniusz: sezon 1, odcinek 2 – recenzja
Drugi odcinek serialu Geniusz pozwala nam skupić się wyłącznie na jednym torze historii. Tym razem Geoffrey Rush musi odsunąć się w cień, bowiem przez cały czas trwania epizodu śledzimy Einsteina w czasach jego młodości.
Drugi odcinek serialu Geniusz pozwala nam skupić się wyłącznie na jednym torze historii. Tym razem Geoffrey Rush musi odsunąć się w cień, bowiem przez cały czas trwania epizodu śledzimy Einsteina w czasach jego młodości.
Johnny Flynn w świetny sposób kreuje młodą wersję znanego naukowca, który jawi nam się jako zawadiaka, lubiący żyć chwilą i nie przywiązujący się do niczego, co jego zdaniem nie jest warte przywiązania. Z tego wynika również obojętność, jaką zaczyna żywić względem swojej narzeczonej, Marie. Dziewczyna za wszelką cenę stara się utrzymać go przy sobie, wysyła listy, podarunki, ba – planuje nawet ślub, zupełnie nie dostrzegając tego, że Einstein wcale jej nie kocha. Z drugiej strony, być może tego po prostu dostrzec się nie da – trzeba przyznać, że chłopak wiecznie ma na twarzy tę samą, uśmiechniętą maskę, pod którą skrywa wszelkie zawiłości swojego umysłu i która może tym samym zmylić wszystkich dookoła.
Zupełnie inaczej jednak zaczyna zachowywać się w towarzystwie Milevy Maric, nowej studentki, jaka pojawiła się na uczelni pod koniec pierwszego odcinka. Co tu dużo mówić – Einstein wpadł po uszy, zakochując się w niej bez opamiętania. Jak sam przyznał, jest zafascynowany jej umysłem, a ona sama jest dla niego idealną partnerką – nie tylko do dyskusji, ale i do życia. Narzeczona kompletnie usuwa się więc w cień, jednak jej obecność co jakiś czas jest zasygnalizowana widzowi – jak choćby za pośrednictwem kawałka koperty leżącej na biurku, czy porcelanowego dzbanuszka do herbaty, który co chwilę błyszczy na pierwszym planie. Te drobne sygnały zdają się być niewidoczne dla Einsteina, jednak dla widza stają się bardzo, natrętnie wręcz wyraźne.
Jeśli pokusić się o głębszą interpretację pojawiających się wokół przedmiotów, przez ich obecność możemy rozumieć podejście naukowca, jakie żywi względem kobiet – są one dla niego niczym te drobiazgi, przedmioty, które można przestawiać i odstawiać, gdy już nie są potrzebne. Na razie Mileva zaprząta jego umysł w całości, przez co wydaje się, że chłopak wreszcie znalazł jedyną miłość. Jednak biorąc pod uwagę jego skłonności do romansów oraz wątek drugiej żony, jaką poznaliśmy w pierwszym odcinku, możemy być pewni, że i ona w którymś momencie zostanie odłożona na bok.
Co ważne – tak naprawdę to nie Albert, a właśnie Mileva była bohaterką odcinka numer dwa. Postaci poświęcono wszystkie retrospekcje, a widz mógł zapoznać się lepiej z jej trudną historią. Jako mała dziewczynka obdarzona genialnym umysłem, trafia do szkoły pełnej chłopców, gdzie jest jawnie lekceważona i wyśmiewana. Mimo tego, że nikt nigdy nie traktował jej poważnie, dziewczyna dopięła swego i znalazła się w miejscu, do którego dążyła. Grająca ją Samantha Colley czyni swoją bohaterkę naprawdę przekonującą i świetnie ogląda się każdą scenę z jej udziałem. W najdrobniejszym jej geście widać determinację, a poważna mina symbolizuje twardą skorupę, jaką musiała wypracować sobie w ochronie przed uderzającymi ją zewsząd przykrościami. Choć równie genialna co Einstein, dziewczyna jest zaprezentowana jako jego zupełne przeciwieństwo – jest poważna, wie, czego chce, a w jej grafiku nie ma miejsca na tracenie czasu na żarty. Mimo to, ona również zakochuje się w młodym naukowcu, czego konsekwencje okazują się jednak bardzo bolesne – nie zdaje egzaminów, zawodzi samą siebie, a w dodatku zachodzi w ciążę.
Wątek Milevy prosperuje bardzo dobrze i mam szczerą nadzieję, że będzie obecna w fabule jak najczęściej, bo zwyczajnie chce się oglądać historię kogoś tak interesującego. Poza tym biorąc pod uwagę stopień szczegółowości, z jakim przybliża się widzom jej własną historię, przychodzi mi do głowy inny wniosek – może tytuł serialu wcale nie odnosi się do jednej osoby?
Drugi odcinek Genius minął nam zatem pod znakiem romansu, będąc przy tym bardzo emocjonalnym. Ogląda się go w pełnym skupieniu, na co wpływ ma także praca kamery i częste eksponowanie najmniejszych detali scenografii. Duże znaczenie ma też kolorystyka – utrzymywanie kadrów w ponurych barwach i częste prześwietlanie ich światłem wpadającym zza okna, nadaje niesamowitego klimatu całej produkcji. Poświęcenie fabuły wyłącznie młodemu Einsteinowi wydaje mi się dobrym zabiegiem – w późniejszych odcinkach przyjdzie jeszcze czas na Geoffrey Rush. Zapoznanie się z młodszą wersją naukowca może dać nam pełny ogląd sytuacji, pozwoli zrozumieć decyzje, które sprawiły, że jest w takim, a nie innym miejscu... A przy tym sprawi, że nie będziemy go utożsamiać jedynie z siwym mężczyzną w dojrzałym wieku, ale także z młodzieńcem, którym przecież też kiedyś był. U progu serialu mamy już zatem wstępny zarys jego osoby jako łamacza serc, co wydaje się kluczowe dla dalszego rozwoju sytuacji.
Trudno przewidzieć, czy twórcy zdecydują się poprowadzić historię linearnie, towarzysząc młodzieńcowi w dalszych latach jego życia, czy może w kolejnym odcinku ponownie powrócimy do nazistowskich Niemiec. Jak jednak już zdążyliśmy się zorientować, oba tory historii są równie interesujące. Pozostaje więc tylko czekać na to, co zostanie nam zaprezentowane za tydzień.
Źródło: zdjęcie główne: National Geographic
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat