Geniusz: sezon 1, odcinek 4 – recenzja
Kolejny odcinek serialu Geniusz wypada równie dobrze jak dwa poprzednie. Młody Einstein w dalszym ciągu zmaga się z trudami życia codziennego, pomysłami z dziedziny fizyki i wreszcie obowiązkiem bycia ojcem.
Kolejny odcinek serialu Geniusz wypada równie dobrze jak dwa poprzednie. Młody Einstein w dalszym ciągu zmaga się z trudami życia codziennego, pomysłami z dziedziny fizyki i wreszcie obowiązkiem bycia ojcem.
Po tygodniu zastaliśmy naszych bohaterów już o kilka lat starszych. Mileva i Albert w dalszym ciągu mieszkają ze sobą, mają dziecko i w wolnych chwilach wspólnie debatują nad teoriami, które dałoby się obalić lub potwierdzić naukowo. Motorem akcji niespodziewanie staje się teściowa, która przyjeżdża, by zająć się dzieckiem.
To właśnie na wątku Milevy i matki Einsteina położono cały ciężar akcji bieżącego odcinka. Ich dyskusje i obdarowywanie się nawzajem lodowatymi spojrzeniami skutecznie trzymały w napięciu, będąc przy tym bardzo emocjonalnymi. To już kolejny raz, gdy Mileva musi mierzyć się z pogardliwymi opiniami ludzi, którzy chcą ją sprowadzić do roli kury domowej. W dalszym ciągu nie jest brana na poważnie i zdaje się, że nie ma dla niej powrotu do świata nauki, czego tak bardzo by chciała. Samantha Colley gra fenomenalnie, każde jej spojrzenie i najdrobniejszy gest jest pełen emocji, co również udziela się widzowi. Z odcinka na odcinek postać tylko zyskuje i wydaje mi się, że w chwili obecnej to głównie na niej skupia się cała historia. To dobrze, bo to najciekawszy wątek serialu.
Inaczej rzecz ma się z Einsteinem. W bieżącym odcinku zdążył dokonać już kilku odkryć, a przynajmniej wpadł na pomysł nowych badań naukowych, w związku z czym na ekranie dużo się dzieje. Są świetne wizualizacje, które dobitnie wyjaśniają widzowi wszystko to, o czym mówią naukowcy, są zachwycające efekty specjalne i w tym wszystkim jest nasz geniusz, który zupełnie zatraca się w nauce. Gdyby nie siła, z jaką wybrzmiewa na ekranie sama Mileva, pewnie byłoby to i fascynujące, ale w przypadku, w którym młodzi są ze sobą skontrastowani, a narracja (celowo bądź nie) stawia w lepszym świetle jednak żonę, Einsteina nie można do końca lubić. Wydaje się nieodpowiedzialny, roztargniony i bierny, co momentami wypada naprawdę irytująco. W poprzednim odcinku wszystkie jego działania były usprawiedliwione, jednak teraz zabrakło na to miejsca. Postać automatycznie na tym traci.
Podobnie jak to było do tej pory, odcinek numer 4 także przedstawia widzom innych, pobocznych geniuszy. Nie mają oni wpływu na akcję bieżącą ani na życie Einsteina i jego rodziny, jednak pojawiają się na ekranie nie bez powodu. Tym razem padło na Piotra i Marię Curie. Poświęcono im tylko kilka scen, jednak mieliśmy wgląd w to, jak się poznali, jak wspólnie pracowali i wreszcie, jak odkryli nowy pierwiastek, który od tej pory będzie miał swoje miejsce na tablicy Mendelejewa. W świetle tego odcinka, który tak bardzo kontrastuje Alberta i Milevę, państwo Curie zdają się być ich zupełnym przeciwieństwem i odbiciem. Są zgrani, szanują się nawzajem, Curie wstawia się za swoją żoną i dumnie walczy o to, by była poważana w środowisku naukowców, tymczasem u Einsteinów niczego takiego nie ma. Albert nie broni żony przed atakami matki, nie pomaga w domu, nie docenia wkładu jej pracy i wreszcie – co stanowiło swego rodzaju emocjonalną kulminację – nie wymienia jej nazwiska wśród osób, jakie pomogły mu w publikacji nowego pisma, choć włożyła w to mnóstwo serca i pracy. Wszystkie te małe zabiegi ponownie działają na niekorzyść Einsteina. Nie popisał się taktem ani klasą, a ta jedna wymuszona scena, w której odprawia własną matkę, wypada już raczej naciąganie i równie dobrze mogłoby jej nie być wcale.
Po raz pierwszy od długiego czasu powróciliśmy też do wątku byłej narzeczonej Alberta, Marie. Bohaterowie spotkali się przy okazji pogrzebu brata i matki dziewczyny, co było ogromną traumą zarówno dla niej, jak i dla jej ojca (bądź co bądź to właśnie jego rodzony syn odebrał mu żonę, a później zastrzelił i siebie). Nie do końca rozumiem zasadność tego wątku, bo w chwili obecnej zdaje się nie mieć wpływu na dalsze życie Einsteina, jednak mimo to postrzegam go jako ciekawą odskocznię od fabuły głównej. No i dzięki temu na moment wkradł nam się do serialu wątek bardzo dramatyczny, żeby nie powiedzieć thriller.
Genius to bardzo dobry serial. Choć poszczególne odcinki bywają zarówno ciekawsze jak i bardziej monotonne, nie ma to znaczenia dla produkcji jako całokształtu. Odcinek numer 4, choć w głównej mierze poświęcony emocjom i stanom psychicznym bohaterów, nie odstaje od dotychczasowych. Aż chce się wiedzieć, co wydarzy się dalej.
Źródło: zdjęcie główne: National Geographic
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat