Gęsia skórka: sezon 1, odcinki 1-3 - recenzja
Gęsia skórka powraca w nowej serialowej odsłonie. Oceniam trzy pierwsze odcinki.
Gęsia skórka powraca w nowej serialowej odsłonie. Oceniam trzy pierwsze odcinki.
Gęsia skórka to format znany chyba wszystkim. Jako serial telewizyjny debiutował w latach 90. i doczekał się ponad 70 odcinków. Następnie wrócił w kilku różnych odsłonach, w tym produkcjach pełnometrażowych z Jackiem Blackiem w roli głównej. I choć realizacyjnie na przestrzeni lat zyskał wiele różnych odcieni i form, zamysł był jeden – wywołać dreszczyk przerażenia u widzów, zwłaszcza tych z nastoletniej grupy wiekowej.
Teraz za odświeżenie klasycznego formatu wziął się Disney. Na platformie Disney+ zadebiutowała właśnie nowa serialowa Gęsia skórka. Tym razem jednak nie mamy do czynienia z antologią, a spójną opowieścią. Każdy kolejny epizod rozwija dotychczasowe wydarzenia i skupia się na jednej historii. Głównymi bohaterami są nastolatkowie z niewielkiego miasteczka, w którym doszło do tragicznego w skutkach pożaru. Teraz, po kilku dekadach od tamtych wydarzeń, w ich miejscowości ponownie przebudza się zło. Przyjaciele muszą stawić czoła zagrożeniu, nierzadko ryzykując przy tym swoje zdrowie, a nawet życie.
Nowy serial Disney+ przeznaczony jest dla widzów od 12. roku życia. Całość wręcz skrojona jest pod gusta nastolatków, w dodatku tych bardzo współczesnych. Twórcy zadbali nawet o maksymalnie popularną ścieżkę dźwiękową, a w odcinkach często pojawiają się piosenki trendujące obecnie na TikToku czy Instagramie. Główni bohaterowie są w wieku licealnym, więc mierzą się z osobistymi problemami – otrzymujemy klasyczne dla tej grupy wiekowej motywy, takie jak złamane serca, zakazane miłości, wykluczenie w szkole czy rodzinne kłopoty. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że te prywatne kwestie zostały potraktowane po łebkach, byle tylko pokazać, jakie dylematy rządzą życiem współczesnej młodzieży i trochę to wszystko uwiarygodnić. Jest to naciągane i sztampowe, przez co poruszone problemy nieszczególnie angażują. Patrzy się na to raczej bez większych emocji, bo nie ma w tym nic oryginalnego.
Sami bohaterowie również nie są moim zdaniem szczególnie wiarygodni – zbudowani ze stereotypów, szablonowi, bez odczuwalnej chemii we wzajemnych relacjach. Przyczyną tego może być też fakt, że licealne role powierzono aktorom po dwudziestce, przez co jest to trochę nienaturalne i wymuszone. Czasami miałam wrażenie, że patrzę na grono sztucznych, nijakich postaci, którym przytrafiają się ciekawe i kolorowe rzeczy. Osobą, która rzeczywiście jakoś wyróżnia się wśród obsady, jest na tym etapie Justin Long – jego bohater jest łącznikiem dla wszystkich wydarzeń. Co prawda aktor gra tylko z drugiego planu, ale gdy już pojawia się na ekranie, radzi sobie ze swoją rolą świetnie i przekonująco (odegranie sceny, w której własne ciało stawia ci opór, to niemała sztuka).
Odcinki nowej produkcji trwają prawie godzinę zegarową. W porównaniu z oryginalnym formatem telewizyjnym, który składał się z 20-minutowych epizodów, to naprawdę długo. Na szczęście całość nie dłuży się, przede wszystkim dzięki dobrej dynamice oraz mnogości różnych postaci i motywów – co odcinek otrzymujemy nowe straszaki, które zaskakują. Pochwalić trzeba też efekty specjalne, utrzymane na bardzo przyzwoitym poziomie, dzięki którym wizualnie wygląda to dobrze. Widać też, że dla twórców bardzo ważny był scenariusz – wszystkie odcinki są ze sobą jakoś powiązane i często dopiero w kolejnym epizodzie poznajemy szerszy kontekst wydarzeń, które działy się wcześniej. Widz może się też dobrze bawić podczas szukania symboli, bo tych jest tutaj pełno. Pojawiają się we wszystkich odcinkach, naprowadzają na konkretne tropy fabularne i prowokują do rozpoczęcia własnego dochodzenia, co jest czym. Jest w tym jakiś pomysł, konsekwencja i spójność, co ułatwia seans i zapobiega pogubieniu się wśród tak licznych wątków i motywów.
Gęsia skórka zapowiada się raczej przeciętnie – nie wykluczam jednak, że docelowa grupa odbiorców znajdzie tu coś dla siebie. Odcinki są dynamiczne, na ekranie dużo się dzieje, a straszne sceny kontrastowane są często młodzieżowym humorem, co dodaje całości pewnych rumieńców i odpowiedniego klimatu. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że całość jest dość płaska, nieangażująca emocjonalnie i – nie oszukujmy się – raczej mało przerażająca. Oryginalny serial z lat 90. wywoływał ciarki na plecach samą czołówką – tutaj zupełnie tego nie czuć, mimo wykorzystania tego samego logo. Bardziej niż w kategoriach seriali z dreszczykiem rozpatrywałabym to jako produkcję przygodową – jednak nawet w tym gatunku nieszczególnie oryginalną. W porównaniu z innymi młodzieżowymi serialami, jak choćby Stranger Things czy mniej popularnym Locke & Key, ten tytuł raczej nie zapisze się na długo w pamięci widza. Po trzech odcinkach oceniam go na 6. Czas pokaże, w którą stronę się to potoczy.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat