Glee – 04×17
Po wielu słabszych odcinkach w grudniu i styczniu Glee z hukiem powraca do formy. Ostatni odcinek mimo drobnych niedociągnięć jest prawie tak dobry, jak wspominane przez gleeków czasy pierwszego sezonu.
Po wielu słabszych odcinkach w grudniu i styczniu Glee z hukiem powraca do formy. Ostatni odcinek mimo drobnych niedociągnięć jest prawie tak dobry, jak wspominane przez gleeków czasy pierwszego sezonu.
Mimo, że Will Schuster po raz kolejny jest nieobecny, a Finn wkracza na nową ściężkę życia, uczniowie nie zamierzają zwalniać przez zawodami regionalnymi. Zainspirowany przez Sama Blaine wymyśla dla New Directions najbardziej zawstydzające zadanie w historii klubu – ujawnianie swoich małych, grzesznych przyjemności. Spójrzmy prawdzie w oczy – każdy ma piosenki, które śpiewa pod prysznicem albo na zakrapianych imprezach, mimo że te były modne dobre dwadzieścia lat temu. Albo nigdy nie były modne, zawsze były obciachowe i zawsze miały ogromne grono sekretnych fanów. Jakie muzyczne sekrety mają bohaterowie? No cóż, w czterdziestominutowym odcinku dostajemy wszystkie kawałki, które przeciętny fan muzyki zna na pamięć. I to jest w tym wszystkim najlepsze!
Kto nigdy nie śpiewał "Wake Me Up, Before You Go Go" niech pierwszy rzuci kamieniem. George Michael i Wham! reprezentują sobą kolorową obciachowość lat 80., ale członkowie chóru dopiero się rozkręcają. Bobby Brown, Barry Manilow, Spice Girls, Abba. Wszystkie utwory znane do granic możliwości i odsłuchiwane tylko na wyjątkowo szczelnych słuchawkach. Występem odcinka z pewnością można okrzyknąć nową odsłonę najpopularnieszgo girlsbandu w historii. O ile wiedzieliśmy, że w Kitty drzemie kawał grzesznicy, to Marley jako Posh Spice? Wielkie brawa. Każda dziewczynka pod koniec lat 90. chciała należeć do Spice Girls, ale jeżeli jedna ze spicetek była niedoścignionym wzorem, to właśnie Victoria Adams. Nie tylko dlatego, że była przeraźliwie zgrabna i wyglądała jak modelka, ale też dlatego że usidliła samego Davida Beckhama. Marley w roli Posh wygląda równie seksownie i wyniośle. Zdecydowanie lepiej zresztą niż w swoich workowatych strojach nieudacznicy. Taką Marley chcemy oglądać!
[image-browser playlist="593003" suggest=""]©2013 20th Television
Jeżeli do któregoś z utworów możemy się przyczepić, to do wybrania do grzesznych przyjemności Phila Collinsa. Może i były wokalista Genesis zasłynął z napisania wielu pościelowych hitów, to jednak nie jest chyba artystą, którego słuchanie to zakazana przyjemność. Poza hitami puszczanymi przez radio, ma wydane znakomite płyty i masę zasłużonych nagród na półkach. Phila Collinsa słucham i to nie tylko w wyciszonych pomieszczeniach.
W tle wyjawiania małych sekrecików przenosimy się też do Nowego Jorku, gdzie Rachel boleje nad swoim rozstaniem z Brodym. Santana niestety nie pozwala jej użalać się nad sobą za długo – wyjawia prawdziwe oblicze chłopaka, zerwanie jest ostateczne. Może teraz jako singielka Rachel w końcu weźmie się w garść i pokaże, co w niej drzemie. Na razie poza zmianą wizerunku nadal pozostaje dziewczynką z małej miejscowości. Z energiczną Santaną przy boku ma spore szanse na ruszenie z rozpędem w nowe życie. Przywrócenie jednej z głownych ról pannie Lopez to najlepsze co mogli zrobić scenarzyści, by przywrócić Glee dawny urok.
Bez mrugnięcia okiem można powiedzeć, że "Guilty Pleasures" to najlepszy odcinek Glee w tym sezonie. Następny epizod dopiero 11 kwietnia, więc pozostaje nam trzymać kciuki, by scenarzyści utrzymali się na tej wznoszącej fali. I więcej ABBY, proszę!
Ocena: 8/10
Źródło: fot. ©2013 20th Television
Poznaj recenzenta
Marta HołowatyKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat